33. Dotyk szczęścia.

3K 126 115
                                    

Mam nadzieję, że ten rozdział dla Was również będzie dotykiem szczęścia. Dla mnie zdecydowanie nim jest :)) Dziękuję za taką ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem i za wszystkie miłe słowa, które od Was dostaję. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszych czytelników. 

A ten rozdział w podziękowaniu za aktywność dedykuję helloluvvx <3

twitter: #shiningheartsIMB 

Ethan's POV

      Otworzyłem bagażnik i zwinnym ruchem wrzuciłem do niego dużą torbę sportową należącą do mojego pasażera. Ostrożnie zamknąłem klapę, a następnie wsiadłem do samochodu, w którym już czekała osoba robiąca za moje dzisiejsze towarzystwo. Albo to raczej ja towarzyszyłem jej. Jeden pies.

       Umieściłem kluczyk w stacyjce, a następnie położyłem dłoń na kierownicy, drugą z nich operując dźwignią zmiany biegów. Bez problemu wyjechałem z parkingu, kątem oka zerkając na zajętą telefonem dziewczynę. Gdy poczuła na sobie mój wzrok, spojrzała w moim kierunku z obojętnością, która szybko przerodziła się w matczyną prośbę.

      — Ile razy mam cię jeszcze upominać o zapinaniu pasów, zanim wreszcie wpoisz to sobie do głowy? — Jej narzekanie dotarło do moich uszu. Z pobłażaniem przewróciłem oczami, ale ostatecznie zrobiłem to, co mi kazała. Dla świętego spokoju. Gdy jeździłem sam, często o tym zapominałem i fakt, było to trochę nieodpowiedzialne, ale nawyki ciężko zmienić, tym bardziej kiedy jest się tak świetnym kierowcą jak ja. Dostrzegłem na jej twarzy brak cierpliwości. Cóż, ta moja też miała granice, a ona z premedytacją je przekraczała, więc niech się teraz męczy. Ponownie utkwiła wzrok w ekranie telefonu. — Co za bezsens! Mieliśmy występować jako trzeci, a zostaliśmy przełożeni na pozycję numer dziewięć. Cholerna organizacja w Nowym Jorku. Sama lepiej bym to zorganizowała!

      Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc zapał i jednocześnie frustrację, z jaką Destiny wypowiadała każde słowo. Nie mogłem oprzeć się myśli, że w takim wydaniu wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. Nie potrafiłem spojrzeć na nią z myślą, że mogłaby być wredną jędzą, nawet jeśli czasem starała się na taką wyjść. To zabawne, że była twardą, silną kobietą, która niemal nigdy nie okazywała słabości, a w mojej głowie i tak nosiła miano urokliwej.

      Skrzywiłem się, gdy piąstka tej zołzy spotkała się z moim ramieniem, choć niewiele miało to wspólnego z bólem. Zmarszczywszy brwi, przechyliłem głowę i wlepiłem w nią pytające spojrzenie.

      — Mógłbyś nie śmiać się, kiedy do ciebie mówię? — Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. — To poważna sprawa.

      Parsknąłem pod nosem i skupiłem wzrok na drodze. Nowy Jork chwilę po pierwszej po południu był nieznośny. Ulice zatłoczone, na pasach cała masa pieszych, a w dodatku koszmarne korki. Całe szczęście, że opuściliśmy hotel z odpowiednim wyprzedzeniem, bo w przeciwnym razie dostarczyłbym ją na mistrzostwa Ameryki, ale na te za dwa lata.

      Zakląłem siarczyście, kiedy jakiś idiota przejechał na czerwonym, prawie się ze mną zderzając. Gwałtownie wcisnąłem hamulec i instynktownie umiejscowiłem prawą rękę przed brzuchem Destiny, aby w razie potrzeby uchronić ją przed zderzeniem z deską rozdzielczą lub, co gorsza, z szybą. Nagłe zatrzymanie wstrząsnęło jej ciałem, przez co moja skóra stykała się z materiałem jej bluzy. Spojrzałem w stronę Desie i nieco się zaniepokoiłem, widząc przerażenie i panikę w miodowych oczach. Wstrzymywała oddech, zaciskała palce na uchwycie przy drzwiach pasażera z taką mocą, że knykcie jej pobielały. Nie potrafiła wtłoczyć do płuc powietrza. Ewidentnie nie wyglądała jak osoba, która po prostu przestraszyła się niespodziewanego manewru. Wyglądała, jakby dostała czegoś w rodzaju ataku paniki.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now