14. Głupi zawsze ma szczęście.

3.8K 121 152
                                    

Hej, hej! Po dwutygodniowej ciszy wracam do Was z rozdziałem na ponad 6k słów. Jestem z niego zadowolona i naprawdę go lubię. Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu, bo dzieją się tutaj przyjemne rzeczy. Liczę na dużą aktywność i komentarze xx

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, gdy samochód ruszył, a moja rodzinna posiadłość zaczęła znikać w oddali. Czułam się wolna. Jak ja to uwielbiałam. Tej nocy nie przeszkadzała mi nawet świąteczna piosenka dopływająca z radia, czy też Ethan Pierce siedzący na miejscu kierowcy, zwinnie obracający kierownicą. A propos tego przebiegłego bruneta, naszła mnie ochota, aby trochę się z nim podroczyć.

— Nudzę się — bąknęłam obojętnie i przeniosłam wzrok na jego skupioną twarz.

Na krótką chwilę przymknął oczy, jednocześnie nabierając do płuc sporą dawkę powietrza. Zaraz potem odzyskał rezon i znów skupił się na drodze, wcześniej zerkając na mnie z ukosa.

— Dopiero wyjechaliśmy — westchnął i obrócił kierownicę, sprawiając, że pojazd skręcił w lewo. Zrobił skwaszoną minę, która była dla mnie jak propozycja. Zaczęłam naśladować jego gesty i sfrustrowane westchnięcia, na co zareagował kolejnym z nich. — Zawsze jesteś taka upierdliwa?

Zdziwiłbyś się.

— A ty taki irytujący? — Wytoczyłam działa, chcąc troszeczkę pograć mu na nerwach. W tym nie miałam sobie równych. Prychnął pod nosem. Kochany, to dopiero początek. — Lizzie mówiła, że potrafisz być naprawdę rozrywkowy. Szczerze wątpię.

Ethan rozchylił wargi i obrócił głowę w moją stronę. Popatrzyłam na niego i niewinnie wzruszyłam ramionami. Przez ciemność, która panowała zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz Mercedesa, ledwo mogłam go dostrzec. Oddychał równomiernie i ewidentnie starał się nie pokazać, że działałam mu na nerwy, bowiem gdyby to zrobił, w pewnym sensie przyznałby, że pomysł z wyciągnięciem mnie z domu wcale nie był taki genialny.

Wyciągnęłam rękę i przekręciłam odpowiednie pokrętło, podnosząc temperaturę. Mimo że ubrałam się dość adekwatnie do mrozu panującego na dworze, i tak odczuwałam chłód, a moje z reguły lodowate ręce domagały się ogrzania. Pierce popatrzył na mnie z uniesioną brwią, a między jego oczami pojawiła się mała bruzda. Wyraz twarzy tego chłopaka mówił więcej niż jego wargi. Dałabym sobie rękę uciąć, że w tym momencie cisnął mu się na usta jakiś dwuznaczny tekst, którego cudem nie wypowiedział. Faceci. Powinnam była się już przyzwyczaić.

— Rozbicie się na najbliższym drzewie będzie wystarczająco rozrywkowe? — wypalił niebieskooki, robiąc minę typowego ojca ganiącego dziecko za złe zachowanie. — A może masz lepszą propozycję?

Nie odpowiedziałam od razu. Nie byłam zdolna do otworzenia ust. Odniosłam wrażenie, że moje gardło przekształciło się w Saharę, a serce w kołatający młot pneumatyczny, który lada moment wyskoczy z lewej piersi. Na ten krótki moment, który dla mnie trwał wieczność, przeniosłam się do innego świata. Znów czułam się jak trzy lata temu. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że w uszach ponownie dzwonił mi ten spanikowany głos. Przed oczami przemknęło mi to cholerne wspomnienie, które powinno być zakazane lub wymazane na zawsze. Wspomnienie, które niejednej nocy spędzało mi sen z powiek.

Szybko odzyskałam trzeźwość umysłu, gdy po samochodzie rozniósł się głośny dźwięk dzwoniącej komórki. Potrząsnęłam głową, by oddalić od siebie tamte myśli. Nie mogłam pozwolić sobie na jakiekolwiek błędy czy niedociągnięcia. Nie po to pracowałam nad sobą tyle czasu, aby teraz wszystko zaprzepaścić. Przełknęłam ślinę i z udawanym znudzeniem strzeliłam kostkami w palcach. 

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now