3. Decyzja zapadła.

6.6K 187 115
                                    

Rozdział niesprawdzony. Enjoy

    Stereotypy. Na pozór tylko głupia paplanina, jednak to one kierowały naszym życiem. Narzucały, jak postępować i z kim się zadawać. Sprawiały, że bez wcześniejszego poznania kogoś, już budowaliśmy sobie o nim opinię; potrafiliśmy domyślić się czy w ogóle chcieliśmy mieć taką osobę wokół siebie. Oczywiście, bywały mylne, ale skąd mieliśmy to wiedzieć?

    Nienawidziłam stereotypów. Zupełnie serio. Bo przecież uroda nie zawsze szła w parze z gąbką zamiast mózgu, sprzątający mężczyzna nie był automatycznie niemęski, a wszystkie blondynki nie musiały być od razu głupie. Powiedziała blondynka. Cóż za ironia. Kolejnym z absurdalnych stereotypów było powiedzenie, że skoro jest się starszym to powinno się być i mądrzejszym, a co za tym szło, ustępować przysłowiowym głupszym. I, o ile bezapelacyjnie górowałam nad tym stworzeniem umysłowo, nie oznaczało to wcale, że miałam zamiar zawsze mu odpuszczać. O nie, nie, nie. Chciał wojny, więc ją dostanie.

    Podciągnęłam do łokci rękawy swojej bluzy z kapturem w odcieniu brudnego różu i zmrużyłam oczy, omiatając pomieszczenie z przekąsem. Starałam się zlokalizować wszystkie możliwe drogi ucieczki, aby czym prędzej je zablokować. I niestety, ale mogło być trudniej niż myślałam.

    — Ty złodziejski paszczurze! — Głośny wrzask wydostał się z moich ust, a zaraz po nim rzuciłam się do gonitwy za tym małym smarkaczem. Oj, popamięta mnie. Już moja w tym głowa.

    Okrążyłam stolik kawowy, po czym przeskoczyłam przez oparcie szarej kanapy. Gdy blondyn schował się za żółtym fotelem, byłam pewna, że już go mam. Najprawdopodobniej rzeczywiście by tak było, gdybym nie miała na stopach tych przeklętych skarpetek, przez które ślizgałam się po drewnianych panelach i wylądowałam na nich tyłkiem. Warknęłam pod nosem coś niezrozumiałego i przez moment naprawdę miałam ochotę odpuścić, ale dostrzegłam parszywy uśmieszek na jego małej buźce. Podniosłam się i ponownie zaczęłam za nim biec, a zaskoczony chłopak wydał z siebie niezidentyfikowany pisk. Przebiegliśmy przez korytarz, a przestraszony Jake wskoczył do kuchni, w której siedzieli rodzice i schował się za wyspą kuchenną. Ruszyłam za nim, mając ochotę powyrywać z tej małej głowy wszystkie włosy.

    — Destiny, dajże mu spokój. — Zatrzymał mnie pobłażliwy głos mojej matki. Przystanęłam w pół kroku, po czym ściągnęłam usta w wąską linię i odwróciłam się w ich stronę.

    — Ten smarkacz wziął moją ładowarkę — poskarżyłam się, łypiąc na brata kątem oka i przybrałam minę męczennicy. Jeżeli myślał, że rodzice go obronią, to się grubo mylił. Spuściłam wzrok, drapiąc się niewinnie po karku. Satysfakcja wypełniała całe ciało, gdy chłopiec niemal kurczył się pod moim oskarżycielskim spojrzeniem.

    — Jake, oddaj siostrze to, co zabrałeś.

    Uśmiechnęłam się szeroko na wieść, że tata jak zwykle wystąpił po mojej stronie. Jego stanowczy głos budził w Jake'u ogromny respekt, dzięki czemu blondyn powolnym krokiem podszedł bliżej, przekazał mi moją własność, a następnie odskoczył w tył jak poparzony. Przecież go nie ugryzę. Nie teraz i nie przy rodzicach. Ale później, kto wie. Nigdy nie mów nigdy. Przyglądałam się mamie i tacie, którzy siedzieli na rogu wyspy kuchennej i zwyczajnie popijali sobie kawę, beztrosko rozmawiając. Mężczyzna miał na sobie czarny t-shirt, za to szatynka ubrana była w biały sweter, a jej długie włosy niesfornie opadały na jej rumianą twarz. Nie miałam kontroli nad kącikiem ust wędrującym w górę na widok sposobu, w jaki na siebie patrzyli. Bez dwóch zdań był to sposób, w jaki chciałabym, aby ktoś spojrzał kiedyś na mnie.

    W przeciwieństwie do większości moich koleżanek, nie marzyłam o złym chłopcu, który byłby dla innych zimnym draniem, a dla mnie - rycerzem na białym koniu. Nie marzyłam o toksycznej relacji polegającej na wiecznych krzykach i kłótniach, które rozwiązywalibyśmy przez łóżko, by po paru dniach wrócić do punktu wyjścia. Nie marzyłam, by bawić się we wróżkę, która zmieniłaby go w kogoś dobrego. Nie marzyłam, by w środku nocy  w skórzanej kurtce zabierał mnie na przejażdżki motocyklem, czy aby bił każdego faceta, który się do mnie zbliżył. Pragnęłam zdrowej relacji. Osoby, która jednym spojrzeniem rozwiewałaby moje smutki i sprawiałaby, że się uśmiecham. Pragnęłam kogoś, kogo mogłabym obdarzyć bezgranicznym zaufaniem. Pragnęłam kogoś, kto wykrzesałby ze mnie lepszą wersję - tę jeszcze bardziej empatyczną, pozytywną, szaloną. Wierzyłam, że kiedyś poznam taką osobę i będę mogła przepaść dla niej nieodwracalnie.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz