24. Moment zwątpienia.

2.7K 97 119
                                    

Jak się dzisiaj miewamy? Zapraszam na rozdział i mam skromną nadzieję, że zasypiecie mnie aktywnością. No to co? Lecimy z tym!

         Syknęłam, gdy wychodząc z łazienki, uderzyłam się małym palcem o brzeg komody. Z mych warg wypadło niezbyt wyszukane słowo, co spotkało się z parsknięciem po drugiej stronie słuchawki. Gdybyśmy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu, użyłabym ręki, by zetrzeć mu to rozbawienie z ust. Westchnęłam, po czym podeszłam do łóżka i opadłam na nie z niebywałą ulgą. Chryste, trenowaliśmy dziś siedem godzin. Była sobota, a ja zamiast bawić się na imprezie ze znajomymi, już o dwudziestej marzyłam, by położyć się spać, bo moje ciało odmawiało posłuszeństwa.

       — Jeśli jeszcze raz usłyszę, jak bezczelnie sobie ze mnie drwisz, rozłączę się, a po powrocie do Atlantic City dodatkowo ci przyłożę — warknęłam szorstko, przytrzymując komórkę pomiędzy uchem a ramieniem. Zmrużyłam oczy i schyliłam się po flakon z białym lakierem do paznokci, który po chwili zaczęłam odkręcać. Po raz kolejny usłyszałam ciche stłumione parsknięcie. — Wcale nie żartowałam z tym, że ci przyłożę.

      — Biorąc pod uwagę, że nie musisz czekać na to do powrotu do Atlantic City, a będziesz mogła zrobić to już jutro, chyba powinienem zacząć się bać — bąknął z drwiną i choć nie widziałam go na własne oczy, mogłam przysiąc, że w tym momencie cwaniacko się wyszczerzył. Kretyn.

      Swoją drogą, po naszej ostatniej osobistej wymianie zdań, mającej miejsce w jego mieszkaniu, pojawiła się we mnie pewnego rodzaju blokada. Tak, jakbym z dnia na dzień przestała w pełni wierzyć w to, co mi mówił i jak się zachowywał. Sama nie wiem, po prostu zaczynałam kwestionować i analizować więcej niż wcześniej. Mimo że stosunkowo nie dawał mi do tego zbędnych powodów. No może poza tamtą sytuacją. W większości przypadków pokazywał, że w jakiś sposób mu na mnie zależało. Miałam wrażenie, że zaczynaliśmy postrzegać się jako początkujących przyjaciół z nieistniejącym stażem. Czas pokaże, czy się nie pomyliłam, myśląc o nas w ten sposób.

      — Och, przecież mówiłam, że nie musisz przyjeżdżać — mruknęłam sceptycznie i przegryzłam wargę, przejeżdżając pędzelkiem po paznokciu jednego z palców u prawej stopy. Skupienie na mojej twarzy musiało być komiczne.

      Skrzywiłam się, gdy telefon prawie spadł mi na podłogę, przez co niemal pomalowałam sobie palec zamiast paznokcia. Odłożyłam flakon na szafkę nocną i chwyciłam urządzenie, po czym ustawiłam tryb głośnomówiący i położyłam je na białej pościeli.

      — Miałbym przegapić twój występ? — zapytał Ethan z niedowierzaniem słyszalnym w głosie.

      Wzruszyłam ramionami i ziewnęłam ze zmęczeniem, które powoli zaczynało ogarniać moje ciało. Cóż, miałam na ten temat mieszane poglądy. Z jednej strony miło byłoby mieć kogoś, kto wspierałby mnie przed występem. Nie powiedziałam o zawodach rodzicom, z czym wiązała się ich nieobecność, więc przynajmniej miałabym Pierce'a. Jednak z drugiej strony wcale tak bardzo nie przeszkadzało mi, że miałam być jutro sama. Samotność wiązałaby się ze świętym spokojem i możliwością pełnego skupienia się nad tańcem i choreografią. Od lat miałam ten sam rytuał przed występami, który polegał na wyciszeniu się i odcięciu od wszelkich urządzeń elektronicznych czy innych rozpraszaczy. Chwilę przed wyjściem na scenę lubiłam zostawać sama z myślami. Byłam tylko ja i taniec. Odpowiadało mi to.

      — Szczerze? Tak — przerwałam mu. — Po co będziesz jechał tyle kilometrów, żeby obejrzeć występy kilkudziesięciu formacji tanecznych z całego New Jersey, skoro nie interesuje cię taniec?

      — Interesujesz mnie ty.

      Zasznurowałam wargi, kręcąc głową z pobłażaniem. Bardziej bezpośrednim być się nie dało? Musiałam ze sobą walczyć, aby nie unieść kącika ust i mnie to przerażało.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now