22. Ja i tylko ja.

2.9K 119 238
                                    

Witam w ten październikowy piątek. Jak minął Wam tydzień?

Mamy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Liczę na wielką aktywność i sporo komentarzy, bo dla Was to parę minut, a dla mnie ogromna dawka motywacji do dalszego pisania! Tyle ode mnie, miłej lektury!

            Otarłam z wilgotnej twarzy strużki potu, a następnie oparłam ręce na kolanach, zginając się wpół. Serce waliło mi jak szalone, oddech był dziesięć razy cięższy niż zwykle, a nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Przymknęłam powieki, aby na spokojnie odnaleźć w sobie pokład siły i wytrwałości. Mogłam kochać z całego serca to, co robiłam, ale nawet najlepsi czasem gubili sens.

       Uniosłam głowę, gdy ciężka dłoń spoczęła na moim ramieniu. Spojrzałam na czarnowłosego bez wyrazu, dysząc przy tym jak po przebiegnięciu maratonu. Wróć, to było o tysiąckroć trudniejsze i bardziej wykańczające niż maraton. Lada moment, a wyniosą mnie stąd i od razu zapakują do drugiego świata. Chryste, umieram.

       — Żyjesz? — zapytał Cole, spoglądając na mnie z nutą zmartwienia. Skinęłam głową, przybierając stanowczy wyraz twarzy. Może i nie zawsze na taką wyglądałam, ale naprawdę byłam silna i nie do zdarcia. — Zawsze możesz zrobić sobie przerwę.

       Prychnęłam pod nosem. Pewnie, mistrzostwa stanowe za dwa tygodnie, a ja sobie odpuszczę i tym samym stracę swoje miejsce w pierwszym składzie. Po moim trupie. Nie po to odkąd tylko wróciłam do tego sportu, trenowałam dniami i nocami, aby teraz taka okazja przemknęła mi koło nosa.

       — Niedoczekanie — bąknęłam cwanie, co spotkało się z jego niedowierzającym uśmiechem.

       Nerwowy wrzask trenerki rozniósł się po całej sali. Krzyczała, każąc nam wrócić na swoje pozycje i zacząć od nowa mniej więcej czterdziesty siódmy raz. Westchnęłam, wyprostowałam się i pośpiesznie odkręciłam plastikową butelkę, biorąc łyka wody, która zbawiennie zwilżyła moje suche gardło. Odrzuciłam ją z impetem, aby poturlała się po podłodze pod samą ścianę, a następnie żwawym krokiem przemierzyłam pomieszczenie, stając w odpowiednim, przeznaczonym dla mnie miejscu w pierwszym rzędzie. Podciągnęłam swoje szare dresy, a następnie na oślep związałam włosy w jakiś luźny kucyk.

       Z głośników wyleciały pierwsze nuty piosenki, którą uwielbiałam całym swoim sercem. Trzy, dwa, jeden, poszło. Spokojnie poruszaliśmy się w rytm „Fire on fire". Najpierw dwa kroki w tył, później wyciągnięcie ręki przed siebie. Osunięcie się na ziemię, przejechanie po niej dłońmi i wygięcie pleców w łuk, co było trudniejsze, niż się wydawało, ale za to robiło wrażenie. Dwukrotne przeturlanie się w przód, wejście na kolana i potrząśnięcie głową, by stanąć na nogach, wypchnąć klatkę piersiową, którą potem zakryliśmy rękami. Powolny wypad lewej nogi w przód i wreszcie rzucenie się w tył, lądując w ramionach swoich partnerów, czyli w moim przypadku – Cole'a. Zwróciłam się twarzą do niego, po czym złączyliśmy swoje ręce, wykonując kilka obrotów wokół własnej osi. W pewnym momencie chwycił moje biodra i pomógł mi wychylić się w tył, jednocześnie uniosłam najwyżej jak potrafiłam napiętą nogę. Głowa czarnowłosego przybliżyła się do mojej, więc przejechałam dłonią po jego policzku. Takt zmienił się, a razem z tym nasza pozycja. Chłopak postawił mnie do pionu i pchnął w bok, upewniając się, że dzieliła nas odpowiednia odległość. Przenieśliśmy ciężar ciała na nogę postawną, drugą kończynę wyrzucając w tył. Nadal stojąc na jednej nodze, przekręciliśmy swoje ciała, zrobiliśmy wykop i obróciliśmy się powoli. Opadłam na podłogę, uderzając o nią pięścią. Ja jak i inne dziewczyny trwałyśmy w tej pozycji, dopóki nasi partnerzy nie skończyli swojej części choreografii. Potem Cole wystawił do mnie ręce. Oplotłam palcami jego nadgarstki, podwinęłam kolana do klatki, a moje ciało z pomocą chłopaka okręciło się na podłodze w taki sposób, że następnie zostałam uniesiona do góry, a moje nogi zakleszczyły się wokół bioder Cole'a. Uwielbiałam tę figurę, bo była niebywale efektowna. Napiętymi dłońmi przycisnęłam się do męskiego ciała, zaraz potem ponownie czując pod stopami grunt.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now