38. Teraz albo nigdy.

3.4K 118 381
                                    

11 tysięcy słów. Właśnie tyle ma rozdział, który jest jednym z moich ulubionych, i jednocześnie najdłuższym w całym tsh. Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu. Zachęcam do komentowania i dzielenia się przemyśleniami, uwielbiam czytać wasze doświadczenia, jakie macie podczas czytania.

Ostatnio dedykowałam rozdział mojej jednej przyjaciółce, więc dzisiaj przyszedł czas na drugą osobę, która wspiera mnie zarówno prywatnie, jak i w pisaniu historii Des i Ethana. Dziękuję smiej_zelek_  za to, że jesteś.

twitter: #shiningheartsIMB

— Człowieku, weź już zamilcz — westchnęła Nora, przewróciwszy oczami. Schowała kosmyk blado różowych włosów za uchem, a następnie zacisnęła długie palce na szklane wypełnionej sokiem. Siedziała obok mnie, więc automatycznie zwróciła się w moją stronę, ignorując obecność chłopaka po jej prawej. — Nie no, ja go chyba zaraz zabiję — wychrypiała tak cicho, abym tylko ja to usłyszała.

Z pewnego rodzaju zdziwieniem przypatrywałam się tej sytuacji. Kiedy z miejscowej restauracji przywieziono nam obiad, wszyscy zasiedliśmy przy stole, aby zjeść razem posiłek. Już wtedy Steele i Findlay syczeli na siebie jak jadowite węże. W trakcie jedzenia sytuacja się nie poprawiła. Non stop posyłali sobie spojrzenia przesiąknięte nienawiścią, a ich nieprzyjemna wymiana zdań szybko zamieniła się w groźną sprzeczkę. Cud, że w ogóle jeszcze obok siebie siedzieli.

Zarówno ja jak i pozostali nie bardzo wiedzieliśmy, jak się zachować, więc po prostu nie komentowaliśmy kłótni naszych zakochańców, a każdy zajmował się sobą i pogrążony był w rozmowie, byle nie zwracać na konflikt tej dwójki uwagi. Nie ukrywam, że ogarnęło mnie zdziwienie. Znałam ich ponad pół roku i ani razu nie widziałam, aby pożarli się w ten sposób. Jasne, docinali sobie słownie, jedno narzekało na drugiego, ale zazwyczaj było to niegroźne. Tego dnia przy stole niemal wywołali burzę z piorunami. Nikt tak naprawdę nie wiedział, o co chodzi. Po prostu od południa z ich pokoju słychać było wrzaski i przekleństwa i tak aż do obiadu, przy którym również nie potrafili się pohamować. Co jakiś czas wymieniałam znaczące spojrzenia z Ethanem i Ruby, którzy zajmowali miejsca naprzeciwko mnie.

W tej sytuacji najlepiej bawił się Sawyer, który przyglądał się Norze i Maxowi z rozbawieniem i uśmieszkiem na ustach. Co jakiś czas wzdychał jak primadonna albo, co gorsza, dopingował którąś ze stron, gdy z jej ust padał mocny argument.

— Daj spokój, stary. Kobiety już takie są. — Sawyer zwróciwszy się do Maxa, obojętnie wzruszył ramionami. Wstrzymałam oddech i chyba nie ja jedna to zrobiłam. Wszyscy z wyjątkiem Nory i Maxa spojrzeli na niego z mordem w oczach. Boże, ten chłopak nie miał za grosz wyczucia. Shane palnął go w głowę, na co Daxton męczeńsko zawył. — Ała, a to niby za co?

Nie dostał odpowiedzi od Howarda, bo wcześniejszą wypowiedzią niechcący obudził w jednej z nas potwora.

— Twoje idiotyczne podejście wyjaśnia, dlaczego nadal nikogo nie masz — warknęła gniewnie Nora, posyłając mu mordercze spojrzenie. — Nigdy nie grzeszyłeś inteligencją, nie?

— O co ci tak właściwie chodzi, co? — wtrącił się rudowłosy z wyraźną irytacją na twarzy. — Atakujesz wszystkich dookoła, bo masz jakiś durny kaprys. Sawyer nie powiedział nic złego. Nie wyżywaj się na innych, bo się pokłóciliśmy. To tak kurewsko dziecinne, o Boże.

Jasnowłosa zacisnęła szczękę, a następnie roześmiała się parszywie.

— Och, odezwał się pan dorosły! — zironizowała, wyrzucając ręce w powietrze. Po jej wąskich wargach nadal błąkał się kpiący uśmieszek. — Wiedziałam, że siedzi w tobie niezły hipokryta, ale skoro już tak bardzo przeszkadzają ci dziecinne zachowania, to, do cholery, sam zacznij zachowywać się jak osoba dorosła i łaskawie się nie wtrącaj, bo nie wydaje mi się, aby Sawyer prosił o adwokata!

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now