12. To wy ze sobą nie kręcicie?

3.2K 108 157
                                    

Westchnęłam pod nosem, patrząc na szatynkę spod byka. Szczerze mówiąc, to, co sobie myślała, latało mi koło nosa. Byłam jedyną osobą, która mogła wybierać mi znajomych. Nikt inny nie miał takiego prawa. Nawet moje przyjaciółki czy rodzice. Kurwa, nikt.

— Nie, nie zmieniłam zdania. W dalszym ciągu nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać, a już na pewno się o to kłócić. — Zatrzasnęłam drzwiczki metalowej szafki i przeniosłam wzrok w głąb korytarza.

Koło ucha przeleciało mi zrezygnowane jęknięcie Melissy, ale jak już wspominałam, mało mnie ono obchodziło. Od ponad tygodnia próbowała poruszyć ten temat, a ja od tych cholernych ośmiu dni starałam się unikać jej jak ognia. To dlatego, że miałam po dziurki w nosie jej narzekania i matkowania.

Mieliśmy szósty grudnia, przez co po całej szkole porozwieszane były kilogramy mikołajkowych dekoracji, od których robiło mi się niedobrze. Gdyby nie fakt, że tego dnia miałam przedmioty, z których za parę miesięcy zdaję maturę, dzisiaj by mnie tutaj nie zobaczyli. Choć nawet to mnie nie przekonywało, bo w dalszym ciągu rozważałam drobne wagary. Miałam wrażenie, że większość uczniów podzielała moje zdanie, ponieważ ich miny były bardziej niż mizerne. Mogłam się założyć, że od rana wszyscy żyli „mikołajkowym melanżem" odbywającym się tego wieczoru w starej knajpie na wybrzeżach miasta, do której praktycznie nikt nie przychodził. Swoją drogą, ani mi się śniło na niego iść. Nie zamierzałam bawić się w czerwone przebieranki i wyglądać jak pomidor. Nie ma bata, że się tam pojawię.

— Chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar kontynuować z nim znajomość? — zapytała zielonooka i popukała się palcem w czoło, chcąc uświadomić mnie o błędzie, jaki według niej popełniałam.

Parsknęłam gorzkim śmiechem i przewróciłam oczami, mierząc się z jej błagalnym spojrzeniem.

— A żebyś wiedziała, że mam — powiedziałam hardo i udałam zamyśloną, choć doskonale obmyśliłam, co powinnam dodać. — Przypominam ci, że z ich trójki to właśnie twoi koledzy wyglądają na psychopatów, którzy prosili się o wpierdol. Kto o zdrowych zmysłach przychodzi do grupy ludzi, przez których jest znienawidzony?

— Naprawdę? Jeszcze będziesz bronić tego całego Ethana?

Jej piskliwy, rozgoryczony głos drażnił moje uszy, które niemal zwiędły od jej paplania. Przyjaźniłyśmy się, ale w tamtej chwili pragnęłam wrzucić ją pod lód w parkowym stawie i zostawić do zamarznięcia. Nabrałam powietrza, policzyłam w myślach do dziesięciu i obróciłam się w stronę Whimsy, patrząc na nią bezkompromisowym wzrokiem.

— O co ci tak właściwie chodzi, co? Jesteś zazdrosna, że spotykam się z jego znajomymi? A może o to, że zakumplowałam się z normalnym chłopakiem, który nie ma mnie w dupie w przeciwieństwie do tego upośledzonego Ryana i jego bliźniaka? — Uniosłam hardo brodę i skrzyżowałam ręce na biuście, obserwując jak jej twarz wygina się w oburzeniu. Szatynka zmarszczyła nos, co było dowodem na to, że była zdenerwowana. Świetnie, jeszcze się pokłóćmy. Jakby ten dzień nie był wystarczająco gówniany. — Możesz być moją przyjaciółką, ale to nie daje ci prawa do wybierania mi znajomych, także łaskawie skończ temat i przestań wypowiadać się tak o tych osobach, bo nie zamieniłaś z nimi nawet, kurwa, słowa. Idę na lekcję, miłego dnia.

Uśmiechnęłam się fałszywie, poklepałam ją po ramieniu, po czym cmoknęłam teatralnie. Spokojnym tempem przemierzyłam piętro i skręciłam w odpowiedni korytarz prowadzący do łazienek. Weszłam do pomieszczenia, stanęłam przed jednym z naściennych luster i oparłam dłonie na brzegach umywalki. Zamroczyło mnie. Zacisnęłam powieki, oddychając powoli i głęboko, aby nie stracić równowagi. Było mi niedobrze. To klasyczny objaw tego, że za bardzo się stresowałam. Ostatnią noc wraz z rodzicami spędziliśmy na poszukiwaniu McKenzie, która nie wróciła do domu, co przysporzyło mi sporo nerwów.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now