16. Nie chcę twoich tłumaczeń.

2.8K 103 89
                                    

— Kurwa mać, zabijcie mnie! — warknęłam, nie widząc nic w zasięgu dziesięciu centymetrów poprzez załzawione oczy.

Mocniej zacisnęłam palce na brzegach muszli klozetowej, kiedy żołądek po raz kolejny podszedł mi do gardła, powodując wymioty. Ohyda. Znajdowałam się w takiej pozycji od co najmniej 20 minut, modląc się, aby z tą obrzydliwą wydzieliną nie wydalić przypadkiem wątroby czy innych wnętrzności. Spojówki piekły już od łez, w ustach czułam ten okropny posmak, a mdłościom w dalszym ciągu nie było końca. W tamtym momencie marzyłam jedynie o tym, aby ktoś wpakował mi kulkę w łeb i tym samym skończył moją mękę.

Pieprzona miesiączka. Będzie fajnie, mówili. Staniesz się dojrzałą kobietą, mówili. Podziękuję za taką dojrzałość.

Byłam jedną z tych dziewczyn, którym okres zabierał całą radość z życia na najbliższe kilka dni. Nie dość, że rzygałam jak nienormalna i umierałam w konwulsjach bólu podbrzusza, miewałam migrenę, ale i paskudne skurcze, to jeszcze przez cały czas byłam rozdrażniona, chorobliwie wrażliwa, a czasem nawet agresywna. W skrócie, nie radziłam się do mnie zbliżać w tym czasie. Sama bym do siebie nie podchodziła.

Po jakiś trzydziestu minutach wreszcie otarłam chusteczką usta i natychmiast podeszłam do umywalki, wyciągając z kubeczka szczoteczkę i pastę. Włożyłam przedmiot no ust, dokładnie szorując nim zęby i język, aby pozbyć się tego paskudnego posmaku. Po skończonej czynności opuściłam łazienkę i weszłam do swojego pokoju, w którym panował okropny bałagan. Była sobota, więc większość pewnie wybierała się na jakieś imprezy, ale nie ja. Nie miałam siły nawet na posprzątanie swojej sypialni, a co dopiero na tańczenie i upicie się do nieprzytomności.

Niechętnie weszłam do garderoby, w której zrzuciłam z siebie piżamę i przebrałam się w czarne legginsy i oversizeową bluzę. Następnie związałam włosy w luźny kok i chwytając w dłoń portfel i telefon, wyszłam z pokoju. Czułam się fatalnie, ale chęć na słodycze była jak siła wyższa. Stojąc już w przedpokoju, wcisnęłam stopy w futerkowe botki, a następnie ubrałam puchową kurtkę i nikomu nic nie mówiąc, wyszłam z domu.

Całe szczęście, że najbliższy market znajdował się jakieś dziesięć minut od naszej posiadłości, w związku z czym nie musiałam daleko iść. Ucieszyłam się, wchodząc przez elektroniczne drzwi i tym samym ratując się przed zamarznięciem. Naprawdę nie lubiłam zimy i tych niskich temperatur, od których przynajmniej 4 razy w ciągu tej pory roku łapało mnie porządne przeziębienie. Tak też było i tego dnia, choć miałam przeczucie, że po prostu odczuwałam skutki czwartkowego wypadu z Ethanem.

A propos Ethana, od wczoraj kilka razy próbował się do mnie dodzwonić. Niepotrzebnie. Prawdę mówiąc, nie czułam potrzeby, by z nim o czymkolwiek rozmawiać. Nie chodzi nawet o to, że się gniewałam. Chociaż nie. Gniewałam się. Potraktował mnie jak jedną z tych pustych lal, które pozwalają się wykorzystywać i sobą pomiatać. Ja nie byłam jedną z nich. Mnie się tak nie traktowało. Poświęciłam na niego godzinę, którą równie dobrze mogłam spędzić na sali treningowej, robiąc to, co naprawdę kochałam. Ale coś podkusiło mnie, aby go posłuchać. Jeden pieprzony raz bezinteresownie zrobiłam to, o co mnie poprosił i okazało się to jednym razem za dużo.

Najwidoczniej był typowym, wysportowanym chłopaczkiem, który myślał, że ładną buźką mógł mieć u stóp każdą dziewczynę. Mylił się. Mnie nigdy nie będzie miał. Nawet swoimi troskliwymi, milutkimi gestami nie sprawi, że padnę przed nim na kolana. Bo Ethan Pierce był taki sam jak wszyscy inni.

Zaciągnęłam nosem, potarłam o siebie dłonie, aby trochę je rozgrzać, po czym wzięłam czerwony, plastikowy koszyk, wchodząc w głąb sklepu. Od razu popędziłam na dział ze słodyczami. Wpakowałam do koszyka swoje ulubione ciastka czekoladowe i trzy paczki kwaśnych żelków, a następnie podeszłam do kolejnego regału, z którego ściągnęłam dwa opakowania cebulowych chipsów, chrupki orzechowe oraz popcorn. Ostatnią rzeczą, której potrzebowałam, była oranżada. Chwyciłam odpowiednią butelkę i skierowałam się do kasy, gdzie zapłaciłam za całe zakupy.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now