36.1. Cyrk na kółkach.

2.7K 123 269
                                    

Witam w pierwszym rozdziale w nowym roku. To pierwsza część rozdziału trzydziestego szóstego, druga pojawi się w czwartek lub piątek. Będę wdzięczna za każdą aktywność. Miłego czytania!

Standardowo dedykuję rozdziały w podziękowaniu za aktywność, więc ten jest dla seeninthemirror_ <3

twitter: #shiningheartsIMB

Naprawdę nie sądziłam, że coś, do czego przygotowywałam się tak długo, tak po prostu minie i nim się obejrzę, będzie już po wszystkim. Odetchnęłam z pewnego rodzaju ulgą, gdy moja stopa przekroczyła próg szkoły, pozostawiając na jej terenie całą wiedzę, jaką nabyłam przez cztery lata liceum, a raczej podczas trzech miesięcy nauki własnej. Muszę przyznać, że wychodziłam z budynku z dumnym uśmiechem na ustach. Przekonałam się, że dziesiątki godzin spędzonych nad książkami się opłacały, bo w ciągu całego tygodnia natrafiłam na znikomą ilość zadań, które by mnie zagięły.

Cóż, może oprócz matematyki, ale nie rozmawiajmy o tym.

Był piątek szóstego maja, na zegarku wskazówka dobijała właśnie do godziny szesnastej. Po napisaniu tego dnia matury z rozszerzonego hiszpańskiego i wosu byłam gotowa, aby wreszcie odetchnąć. Majowy wiatr rozwiał moje jasne włosy, które jeszcze dziś rano kręciłam lokówką. Rześkie powietrze muskało skórę, dodając umysłowi świeżości, a pogoda w ostatni dzień matur była wręcz bajeczna. Dwadzieścia stopni na termometrze o tej porze roku zdarzało się raz na milion. Tegoroczne lato chyba naprawdę rozpieści nas upałami, skoro już w maju jest cieplej niż wskazywałby na to klimatogram. Przymrużyłam powieki, gdy promienie słońca strzeliły mi prosto w oczy i zaklęłam pod nosem, gdy obcas szpilki wpadł w szparę w chodniku, przez co prawie się przewróciłam. Zrobiłam wdech, zatrzymawszy się przed bramą. Obejrzałam się za siebie z nostalgicznym uśmiechem, po czym przeszłam przez furtkę ze świadomością, że właśnie zakończył się etap mojej nauki w Atlantic City High School. Przede mną jeszcze tylko bal pożegnalny i wręczenie dyplomów. Potem oficjalnie będę mogła pożegnać się z tym miejscem.

Zadziornie uniosłam brew na widok dwójki znajomych nastolatków stojących przy murze szkoły. Zwinnym krokiem podeszłam bliżej. Chodzenie w wysokich butach miałam wypracowane niemal do perfekcji, toteż obcas nawet się nie zachwiał, gdy zmierzałam w ich kierunku. Na mój widok od razu się uśmiechnęli.

— I co? Wszystko będzie zdane? — odezwał się Shane, unosząc wzrok znad ekranu telefonu. Jasnowłosy opierał się o ścianę i z leniwym uśmiechem mi się przyglądał.

— Śpiewająco. — Teatralnie strzepnęłam z ramienia nieistniejący pyłek, powodując rozbawienie na twarzy Afroamerykanki. — Dobra, może poza matematyką. A wy?

— Jeśli kiedykolwiek usłyszę od kogoś słowo historia, zarzygam mu buty. — Abara wzruszyła ramionami, a ja musiałam przyznać jej rację. Ledwo radziłam sobie z podstawą, a co dopiero z rozszerzeniem, z którego Ruby pisała maturę. — Ale reszta chyba poszła mi dość sprawnie. Chociaż nie ukrywam, ten wos był kurewsko skomplikowany.

Uśmiechnęłam się z samozadowoleniem. Cóż, dla mnie był dość prosty. Godziny poświęcone na ten głupi przedmiot jednak mi się przydały. Chwyciłam w palce zawieszkę swojego wisiorka z koniczyną i przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę. Omiotłam wzrokiem najpierw Howarda. Miał na sobie białą polówkę i spodnie w biało-czarną kratę. Przysięgam, że chyba pierwszy raz widziałam go w takim wydaniu. Jego jasnoniebieskie tęczówki były bardzo wesołe, wręcz tryskała od nich empatia. Ten chłopak mimo szaleństwa, które w sobie miał, był też po prostu cholernie dobrym człowiekiem. Swoją drogą, z całej paczki to właśnie on wydawał się najbardziej zrównoważoną i rozsądną osobą.

TWO SHINING HEARTS | RISK #1 Where stories live. Discover now