Rozdział 7

460 23 1
                                    

Otworzyłem oczy słysząc dzwonek. Marinette właśnie wstawała z łóżka i zaczynała się ubierać.

- Zamknij się od środka i śpij dalej. A jak już będziesz chciał wyjść to nie zapomnij się ubrać. - powiedziała i już w dresach i topie z napisem "Queen".

Kiedy wyszła ubrałem się i też wyszedłem. Pierwsze co zobaczyłem to nokaut Marinette w stronę Luki. Ten po chwili trzymał się za nos. Mari odsunęła się od niego.

- Kurwa Mari. Byłem pijany... Ajjj...

- Wypierdalaj! - krzyknąłem widząc jak próbuję znowu przekonać do siebie Marinette. W końcu mam nad nim przewagę i nie zjebie jej bo on chciał przeprosić.

- Zostań. - powiedziała że stoickim spokojem. - Zabieram cię do "miejsca końca".

Tam starożytni mnisi kasują pamięć. Czyli to znaczy że Mari chce się od niego odciąć. Wziąłem kajdanki z miejsca gdzie były ostatnio. Zapiąłem mu je za plecami i posadziłem na fotelu.

- A było tak pięknie. - powiedziała Mari podchodząc do mnie i mnie przytulając.

- Żebyś wiedziała. Trzeba to jak najszybciej powtórzyć. - powiedziałem i wymownie na nią spojrzałem.

~~~

Uśmiechnęłam się. W końcu oderwałam się od niego.

- Weź go do auta, kluczyki są na blacie w kuchni. Ja zaraz przyjdę. Zadzwonię tylko do Alyi, bo ona specjalizuje się w tym kto wychodzi.

- Okej. - powiedział i wyszedł pchając Luke przed sobą.

Zadzwoniłam do Alyi i wszystko jej powiedziałam. Potem powiedziałam że idę zabrać go do mnichów, aby zapomniał o wszystkim związanym z mafią.

Jak powiedziałam tak też zrobiłam. Ten proces niestety trwa od 1 do 3 dni. Po za tym mnisi nie tylko usuwają pamięć, leczą psychicznie i fyzycznie nas i poszkodowane osoby.

Zawiozłam go i od razu pojechałam do domu. Zrobiłam nam naleśniki. Gdy zasiedliśmy się do jedzenia zaczęłam mówić.

- Jutro w planach mam pójście na zakupy, bo lodówka pusta. Potem muszę odwiedzić rodziców. Po obiedzie mam klientkę, dokładnie na szesnastą, potem pojedziemy do Alyi i stamtąd pojedziemy do centrum.

Centrum - tak nazywamy naszą "bazę". Po obiedzie umyłam naczynia i rzuciłam się na łóżko w sypialni, na którym już leżał blondyn. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

Objął mnie i mocniej przyciągnął do siebie. Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na niego i zobaczyłam te jego piękne zielone tęczówki. Pocałowałam go a on pogłębił pocałunek.

Usiadłam na niego okrakiem gdy nagle dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam tylko i zobaczyłam Alix. Ona zazwyczaj w ciągu dnia siedzi przy telefonie. Kiedy dzwoni to jest to coś ważnego.

Odebrałam od razu.

- Halo?

- Mari, będzie akcja. Dziewczyna zamknęła się w łazience. Jej chłopak najpierw próbował ją zgwałcić teraz próbuję dostać się do tej łazienki. Ona się boi że on coś jej zrobi.

- Wysłałaś kogoś?

- Maxa i Markova.

- I co?

- Sprawdza się. Adres to - i podała mi adres który już wklepywałam w nawigację.

- Wyślij tam Kima, Chloe, Sabrinę, Juleke i Rose. Plus Max i Markov, ja Alya i Tikki.

- Dobra.

Rozłączyłam się. Zadzwoniłam do Alyi i jedyne co powiedziałam to "kod czerwony" i podałam adres. To samo zrobiłam z Tikki. Przebrałam się w czerwony kombinezon przylegający do skóry. W tym samym czasie mówiłam.

- Jest akcja. Trzymasz się z tyłu bo nie chce żeby coś Ci się stało okej? - w tym czasie Adrien ubrał jakieś wygadne dresy i bluzę. - Do auta. Ruchy, ruchy, ruchy...

Mówiłam po drodze wkładając czerwone czarne glany i zabierając broń. Włożyłam ją do bagażnika i nie zapinając pasów z piskiem opon pojechałam na miejsce zdarzenia.

~~~

To wszystko działo się tak szybko. Wysiedliśmy z auta i pognaliśmy do reszty siedzącej w krzakach za domem.

- Gościu ma broń. - powiedział ciemnoskóry chyba Max.

- Wy - wskazała na mnie, Nino i Plaga. - zostajecie. I aby spróbujecie się ruszyć.

Powiedziała i pobiegła. Weszła przez okno do łazienki. Kim pomógł jej przez podrzucenie jej. Weszła i wydostała dziewczynę po czym wyszła i weszła do domu od drzwi podwórkowych.

Miałem idealne miejsce, bo wszystko stąd widziałem. Wszyscy otoczyli dom na podwórku. Kim stał przy drzwiach, a Mari, Alya i Tikki weszły do środka. Nagle strzał. Jeden i drugi. Na trzecim się skończyło a to co zobaczyłem zaparło mi dech w piersi.

Złapałem ręką pierwszą wolną rzecz. Było to ramię Plaga. Zakręciło mi się w głowie. Chłopaki pomogli mi usiąść na ziemi. Dali mi wodę. Wypiłem kilka łyków i oddałem im butelkę.

- Kocham ją... - powiedziałem cicho, ale usłyszeli. Wstałem i skierowałem się do domu.

Widziałem Juleke która obejmuje Rose. Widziałem płynące łzy po ich policzkach. Widziałem Maxa i Markova stającego przy Kimie. Słyszałem chłopaków goniących i wołających mnie.

Już miałem wejść kiedy Kim mnie zatrzymał. Próbowałem się przepchnąć ale jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Nie dam rady.

- Muszę tam wejść... Muszę jej pomóc.. - powiedziałem łamiącym się głosem. W oczach zakręciły mi się łzy.

Słyszałem wołanie Alyi i Tikki. Żeby nie opuszczała ich. Schowałem twarz w dłoniach. Chłopaki usiedli obok nas.

- Nosz kurwa nie zasypiaj!!! - wydarła się Tikki.

- Adrien chodź! - zawołała Alya.

Jak poparzony zerwałem się z miejsca. Potykając się przeszukiwałem pokoje. Kiedy w końcu znalazłem najpierw zobaczyłem leżącego faceta, postrzelonego raz i plamę krwi. Nikt się nim nie przejął.

Potem Alya, cała zapłakana. Tikki też zapłakana. Płakały, ale nie tak jak normalne dziewczyny. Tak jak Marinette kiedy dowiedziała się o zdradzie Luki.

A potem zaparło mi dech w piersiach. Marinette leżała na podłodze z głową na kolanach Tikki. Alya uciskała dwa miejsca w które została poszczelona

- My staliśmy obok siebie.. I... I ona pociągła mnie bardziej do siebie bo go zobaczyła... I... I on strzelił... Dwa... Dwa razy ale... Ale ona nas zasłoniła sobą... - Mówiła a jej głos łamał się co kilka słów.

Mari otwarła na chwilę oczy. Padłem przy niej na kolana i delikatnie pogłaskałem ją po policzku.

- Mariś... - powiedziałem a ona się uśmiechnęła. - Kocham cię. - powiedziałem, a po moim policzku spłynęła łza. Spadła na policzek Marinette.

- Ja ciebie też. - powiedziała drżącym głosem.

Byłem załamany i nie miałem pojęcia co robić. Patrzyłem na Marinette która umierała. Widziałem jak powoli każdy wchodzi i każdy się załamują. Każdy wylewa łzy.

Dla każdego była kimś więcej niż szefową. Była przyjaciółką. Była kochanką. Była tą, co wspierała, troszczyła się, zarządzała, pomagała, uczyła, dbała i kochała.

Ta wspaniała kobieta leżała teraz na podłodze, a życie odpływało wraz z jej duszą. Jeszcze chwila, a ta kochana przez nas osoba już więcej nie zobaczy nas i nie usłyszy.

A my już nie usłyszymy jej śmiechu i jej krzyku. Jej żartów i kazań. Nie zobaczymy jak przeżywa ślub i ciąże. Nie dowiemy się jak nazwałaby syna czy córkę albo i nawet chomika.

Czy to koniec?

Przecież nie pozwolę jej teraz umrzeć jak już w końcu jest moja do cholery!!!

I zacząłem działać.

Przyjmiesz mnie do mafii, Marinette? /miraculumWhere stories live. Discover now