Rozdział 18

312 15 2
                                    

Zatkało mnie. Tatolnie nie wiedziałam co powiedzieć. Ostatnio tyle się działo że miałam ochotę płakać. Kurwa czemu to takie trudne?!

- Wiem że ty mnie raczej nie kochasz i nie przeszkadza mi to. Po prostu chce żebyś wiedziała. Jesteśmy przyjaciółmi. Jak zawsze. Czasem tylko cie pocałuje.

Mówił to spokojnie. Wiedział że go nie wyśmieje. Bałam się co będzie się działo jutro jeżeli teraz tyle się dzieje. Nie mam już siły udawać że nic się nie dzieje. Ale nie mam wyboru.

- Dobranoc. - powiedziałam.

- Dobranoc.

I odleciałam w krainę Morfeusza.

Obudziły mnie wibracje mojego telefonu. Spojrzałam na ekran. Mama?! Kurwa coś się stało. Odebrałam bez namysłu, ale mój głos był tak zaspany że poczułam że mama żałuję że zadzwoniła.

- Hej skarbie. Obudziłam cie? - słyszałam że gdzieś idzie i jest zdyszana.

- Tak. Poczekaj chwilkę. - powiedziałam szeptem i wyszłam z pokoju. Gdy już byłam w salonie zaczęłam mówić normalnie. - Co się stało?

- Pokłóciłam się z twoim ojcem. Wygonił mnie z domu. Chciałam spytać...

- Oczywiście. Zapraszam. Jest późno, idziesz sama? Nie rozłączaj się póki nie wejdziesz do mieszkania.

- Okej.

- O co się pokłóciliście? - zapytałam.

- Twój ojciec się schlał. Miał zrobić grafiki, bo ja zajęłam się tym towarem co znaleźliśmy w tej starej szopie. Musiałam zrobić je za niego, a on dziś schlał się i mnie zwyzywał. Powiedziałam że w takim razie wychodzę a on na dowidzenia próbował mnie uderzyć.

- Rozumiem.

- Jestem pod mieszkaniem. Nie dzwonię. Wpuścisz mnie?

- Tak już.

Otworzyłam mamie drzwi. Weszła a ja za nią zamknęłam je na klucz. Przytuliłam ją i powiedziałam żeby się przebrała i położyła na kanapie. Wyciągnęła sobie koc a ja poszłam dalej spać. Wiedziałam że mama sobie poradzi.

- Gdzie byłaś?

- Musiałam wpuścić mamę. Jutro ci wyjaśnię a teraz dobranoc.

Zamknęłam oczy i zasnęłam tylko po to by za kilka godzin wstać i zrobić ojcu spine.

Wstałam ostatnia. Gdy zobaczyłam zegar to mnie zatkało. Była prawie 12.

- Wstałaś słońce? Potrzebowałaś snu. Kiedy ostatnio porządnie spałaś? - zapytała a ja zaczęłam się zastanawiać krzywo się uśmiechając.

- Nie pamiętam?

- Nie ważne. Tu masz śniadanie. Felix pojechał do Gabriela. Dziękuję że przenocowacołaś mnie w domu. Smacznego. - powiedziała gdy zaczęłam jeść.

- Dziękuję i nie ma za co. - powiedziałam, a gdy trochę ujadłam dodałam. - Już starczy, dziękuję. Ubiorę się i jedziemy. Najpierw do Adriena, potem do ojca.

- Okej.

Jak powiedziała tak też zrobiłam. Ubrałam się i stwierdziłam że dziś najpierw pojedziemy do mafii. Tikki i Alya do mafii jeżdżą wieczorami więc się z nimi mijam.

Gdy dojechaliśmy posprawdzałam kilka rzeczy i poprosiłam Sabrinę, bo jest w tym zajebista, żeby ewentualnie poprawiła grafiki i wszystkim je rozdała.

Potem pojechaliśmy do skrzydła szpitalnego. Gdy weszłam do pokoju blondyna siedział na krześle Felix i coś do niego mówił. Był smutny. Gdy weszłam od razu umilkł.

- Hej? Długo spałaś więc pojechałem sam. Nie złościsz się?

- Nie, nie jest git. I część. Hej kocie. - powiedziałam dotykając ręki poszkodowanego.

Wiedziałam że mi nie odpowie, chodź w głębi duszy miałam nadzieję za każdym razem że odpowie, spojrzy na mnie tymi jego zielonymi tęczówkami albo uśmiechnie się flirciarsko. Westchnęłam. Felix powiedział że jedzie do mafii.

Zostałam sama w pokoju, bo mama poszła do lekarza o coś zapytać. W pewnym momencie słowa wypłynęły z moich ust rzeką. Za to łzy wodospadem.

- Kotku, wszystko się psuje, a ja udaje że wszystko jest okej. Mam koszmary i nocami się budzę i nie mogę spać. Felix powiedział że mnie kocha. Mama z tatą się pokłócili. I jeszcze ty. Kiedy się obudzisz? - powiedziałam i zaczęłam łkać. Płakałam w jego dłoń, mając nadzieję że to czuję.

Miałam wrażenie że wszystko się wali i jeszcze trochę to i ja się zawale. Czasem nawet myślę że skoro śmierć przynosi ukojenie to czemu nie spróbować ale nigdy nie targnęłam się na życie.

Zapłakana i wkurwiona na życie wyszłam że szpitala. Mama pojechała prosto do jej domu w którym aktualnie tkwił ojciec. Weszłam do mieszkania, a tam wszystko porozwalane.

Mój ojciec leżał na środku salonu opierając się o kanapę. Spał jak zabity. Podeszłam i z pełnego rozmachu strzeliłam mu z liścia.

- Kurwa jak mogłeś?! - wydarłam się na niego kiedy się obudził. - Jebło Ci kompletnie?!

- Jak ty się do ojca biednego zwracasz... - powiedział i zaczął ryczeć.

Czekaj co?! Płakał?! Jest jeszcze pijany? Mama poszła do auta po alkomat kiedy ja pilnowałam ciągle płaczącego i coś bredzącego mężczyznę.

- Przyniosłam do razu do badania krwi.

- Dobrze. STARY!!! - zawołałam płaczącego osobnika rasy ludzkiej płci męskiej . - Dmuchaj. Już!

Zrobił jak kazałam i znowu zaczął ryczeć. Tak płakał że aż zasnął co nam szło na rękę.

- Nie jest pijany... - powiedziała matka. Zabrałam się za pobieranie krwi.

- Musiał coś brać. Tylko że on nigdy nic nie brał...

Zrobiłam próbkę. Założyłam kajdanki ojcu żeby nic nie odwalił i go obudziłam.

- STARY! Obudź się. - powiedziałam a on widząc się mnie przestraszył. Własny ojciec się mnie boi. Postanowiłam zmienić taktykę. - Jesteś może głodny. Posłuchaj, tutaj nie ma jedzenia, a my chcemy zrobić ci niespodziankę dlatego masz kakdani i będziesz miał zasłonięte oczy. Tylko się nie bój.

Tym oto sposobem zaprowadziliśmy go do celi gdzie daliśmy mu się najeść. Potem spał, a potem był agresyny. Wysłaliśmy próbkę do naszego laboratorium, a same z mamą pojechałyśmy do domu.

Zjadłyśmy obiad i włączyłyśmy sobie jakąś komedie romantyczną na której płakałyśmy jedząc chipsy i pop corn.

Na drugi dzień dostałyśmy wyniki. To było kilka rodzajów narkotyków pomieszanych. A tata już jest świadomy, narkotyki ustąpiły. Ale cena tego jest taka, że strasznie źle się czuł.

Od samego rana razem z Felixem pojechaliśmy do Adriena. Tam opowiedziałam mu o ojcu. Później pojechaliśmy do centrum. Felix poszedł w swoją stronę a ja za to poszłam od razu do ojca.

Z hukiem weszłam do celi i przyłożyłamu z liścia.

- Jak mogłeś wziąść narkotyki i uderzyć mamę?! Tak mamo - zwróciłam się do rodzicielki - widziałam ślady. Jak mogłeś?! Wziąłeś narkotyki!!!

- Marinette posłuchaj.

- Czego?! Kolejnych lipnych wymówek. Że niby coś Ci nie poszło, zabicie stresu albo koledzy cie namówili. Alkohol pół biedy. Ale NARKOTYKI!?!? Do reszty cie powaliło stary dziadzie?! Czy ty zdajesz sobie sprawę w jakim stanie byłeś?! UDERZYŁEŚ MAMĘ. Przy mnie beczałeś jak gówniarz. Naprawdę tyle jesteś wart?! Jesteś moim rodzicem i kocham cie nad życie ale kur - zatrzymałam się widząc że mama ciągle tu stoi - cze... coraz bardziej mnie rozcarowywujesz.

- Byłem na bankiecie, a tam ktoś chyba mi czegoś dosypał. Ja nie wziąłem narkotyków. - powiedział na jednym wdechu mój ojciec

Przyjmiesz mnie do mafii, Marinette? /miraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz