Rozdział 41

239 15 2
                                    

Zatkało go. Nie dziwię się. Wstałam i dałam znać dziewczyną. Dałam też znać kilku obserwatorom żeby dali znać kto zasłużył na porwanie. Potem westchnęłam i poszłam wziąść gorący prysznic.

Wyszłam z owinięta w sam ręcznik. Jedną ręką przytrzymywałam ręcznik a drugą próbowałam sięgnąć koszulkę na najwyższej półce. Miałam problem mimo stania na czubkach palców nie mogłam sięgnąć.

Widziałam jak Adrien do mnie dostakuje.

- Pomóc Ci?

- Jeśli możesz... - odpowiedziałam.

- Co ci podać?

Podał mi rzecz jaką chciałam a ja weszłam z powrotem do łazienki. Zrobiłam jeszcze parę rzeczy należących do utrzymania higieny osobistej i wyszłam poprawiając mokre włosy.

Adriena nie było w pokoju. Zostawił telefon. Usiadłam na łóżku i zaczęłam grzebać u siebie w telefonie. Po jakimś czasie zaczęłam się martwić. Włosy już prawie mi wyschły więc poszłam poszukać go po domu.

Nigdzie go nie było. W pewnym momencie telefon Adriena zaczął dzwonić. Plag. Odebrałam telefon i od razu mu powiedziałam że rozmawia ze mną.

- Hej Mari, wiesz gdzie jest Alya i Tikki? Jestem z Nino i nigdzie ich nie ma. Zniknęły bez śladu. Nie wzięły telefonów.

- Adrien też zniknął. Kiedy brałam prysznic. Telefon zostawił. Myślisz że to może być... - nie zdołałam wydusić tego słowa.

- Zaraz będziemy.

Tak jak powiedział po chwili oboje chłopaków zawitali do pokoju w którym ja chodziłam od ściany do ściany. Kiedy byliśmy w trójkę zobaczyłam jak bardzo zestresowani są chłopacy.

Nikt się nie odzywał aż w końcu zadzwonił mój telefon. Rzuciłam się do niego mając nadzieję że to dziewczyny albo Adrien. Numer zastrzeżony. Zrobiłam taki ruch ręką by chłopcy podeszli i odebrałam robiąc na głośnik.

- Mam twojego kochasia i przyjaciółeczki.

- Czego chcesz? - powiedziałam z mostu.

- Żebyś tu przyszła. I pozdrowienia dla Plaga i Nina którzy podsłuchują. Matka was nie nauczyła że to nieładnie? - to nas zdziwiło. Nikt się nie odzywał z chłopaków. Skąd niby wiedział że podsłuchują.

- Gdzie mam przyjść? - zapytałam sucho.

Podał mi miejsce które Nino od razu zapisał.

- Tak się cieszę że cię spotkam. Chciałem to zrobić od zawsze ale jakoś się nie udało. Zależało mi żeby cie poznać i w ogóle. - mówił.

Jeszcze trochę go posłuchałam i rozłączyłam się w środku jego wykładu. Od razu wzięliśmy ważne rzeczy i broń. Pojechaliśmy na dane miejsca, czyli do opuszczonego lasu.

Były trzy ścieżki. Na prawo poszedł Nino. Na lewo Plag. A ja poszła na środek. Ta droga była dziwna. Wokół niej na drzewach były po wywieszane dziwne wisiorki z pojedynczymi literkami.

Trzymałam pistolet w ręce. Byłam w ciągłej gotowości. Miałam w głowie Adriena i moje przyjaciółki. Bałam się że on coś im zrobi. Szłam tak dobre piętnaście minut aż w końcu zobaczyłam drewnianą chatkę.

Powoli weszłam do niej uważając żeby nie zrobić hałasu. I wtedy ich zobaczyłam. Całą trójkę. Mieli związane ręce i nogi do krzeseł a w ustach mieli przewiązane jakieś smaty.

A Adrien? Był jako jedyny cały zakrwawiony i pobity. Był blady i wyglądał jak trup. Za to dziewczyny? Nic im nie było. Miały tylko jasne strugi od łez. Po za byli brudni i zmarznięci.

Gdy ich zobaczyłam rzuciłam się do nich biegiem. Najpierw do Adriena bo był najbardziej poszkodowany. Zaczęłam rozcinać scyzorykiem sznury. Jednym ruchem zdjęłam mu materiał z twarzy i on głęboko odetchnął.

Nie zdążył nic powiedzieć bo go przytuliłam uważając na jego rany. On cicho syknął z bólu ale po chwili sam mocno objął mnie ramionami. Gdy się odsunęłam wzięłam się za rozwiązywanie dziewczyn.

- Co się dzieje? Jak to się stało? - pytałam ciągle w szoku przy rozwiązywaniu dziewczyn.

- Porwał nas. Każdego po kolei. - powiedziała Alya.

- Chciał cie ściągnąć. - powiedział zamyślony Adrien.

- Kurwa to pułapka... - stwierdziłam. - Uciekajcie. Mam plan. - powiedziałam a oni popatrzeli na mnie jak na idiotke.

- Ty se żartujesz? - zapytała Alya.

- No kurwa dalej. - poganiałam ich. - Jak tu wejdzie to go zastrzelę.

- Nie zostawimy cie. - powiedział Adrien siadając na krześle.

Wtedy do chaty wszedł Czarna Maska. Zaklęłam w głowie wyzywają się że to tak długo trwało. Jedyne co zrobiłam to wzięłam za rękę Tikki bo stała najbliżej i cicho jej powiedziałam.

- Na końcu tej ścieżki jest jedna wielka. Ona rozkłada się na trzy. Ta jest środkowa. Plag poszedł na prawo a Nino na lewo. Albo odwrotnie nie pamiętam. Idźcie po nich.

Chciała coś zaprotestować ale przerwały jej głośne kroki Czarnej Maski. Szedł powoli w naszą stronę. Jednym pistoletem wycelował we mnie, a drugim w Adriena który powoli podniósł ręce do góry.

- Rzuć broń na podłogę i kopnij w moją stronę bo jak nie to zabije twojego kochasia. - powiedział pewny siebie.

Westchnęłam i mimo protestów przyjaciół zrobiłam ci kazał nieznajomy mężczyzna. Widziałam jego pełne nienawiści oczy zielone oczy. Chciałam go zabić. Ale musiałam to jakoś rozegrać.

Jeszcze nie wiedziałam że to początek koszmarnej gry.

- Chcesz mnie prawda? - zagaiłam rozmowę z mężczyzną. - To ich wypuść. Oni są ci niepotrzebni.

- Mari nie... - zaczął Adrien.

- Nie zrobi mi krzywdy. Skoro wcześniej mnie nie zastrzelił i stwierdził że mnie lubi to nie może mi zrobić krzywdy.

- Nie znasz mnie. - stwierdził ponuro mężczyzna.

- Może się nie mylisz. Może i cie nie znam. Ale może nie wiesz że ja wiem kim jesteś. - powiedziałam i Uśmiechnęłam się ledwo.

- Kłamiesz. - stwierdził a ja wyczułam poddenerwowanie.

- To wiem tylko ja. - powiedziałam i przeszłam się po pokoju. - Zrobiłeś coś co było złamaniem zasad w naszej grze. Więc za to ich wypuść.

- No dobrze... Spierdalać! - wydarł się na moich przyjaciół którzy niepewnie wyszli z chatki. Potem rzucili się biegiem.

Patrzyliśmy sobie w oczy. Cisze przerywał tylko wiatr odbijający się o drzewa i chatkę, a szumiące liście niby dawały uspokajający dźwięk tym razem nie pomagały.

- Mam dla ciebie zadanie. - powiedział.

- Pewnie ostatnie. Przesądzi o wszystkim. Zgadza się? - czytałam z niego jak z książki.

- Prawda. Musisz zgadnąć kim jestem. Ale zanim to nastąpi musisz iść ze mną. - powiedział a ja zrobiłam co kazał.

- Nie pójdę tyłem do ciebie. Chcę iść koło. Nie ufam Ci. - stwierdziłam.

- Dobrze.

- A po za tym skłamałeś. - powiedziałam ryzykując moje podejrzenia.

- Kiedy?

- Nie jesteś znajomym bo nigdy cie nie widziałam. Jesteś moją rodziną. - zaryzykowałam.

- Racja, ale i tak nic o mnie nie wiesz.

Już się nie odezwałam. Szliśmy spokojnie aż w pewnym momencie mężczyzna mnie popchnął a ja wspadlam na stertę liści które pod moim ciężarem się zapadły. Okazało się że to pułapka i wpadłam do wielkiej dziury.

Upadając czułam jak mój ukryty pistolet wbija mi się w nogę. Udałam że nic mi nie jest i wstałam.

Koszmar właśnie się rozpoczyna.

Przyjmiesz mnie do mafii, Marinette? /miraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz