Rozdział VII

1.8K 41 0
                                    

ANNA

Zerkam za okno, oczywiście Trevor już czeka wielkim, czarnym SUV-em na podjeździe. Obstawiam, że zadzwoni dzwonkiem za 3, 2, 1.. Dosłownie kiedy skończyłam liczyć rozlega się dźwięk, a w drzwiach stoi służący Matteo, witając mnie swoim nieskazitelnym uśmiechem. Bierze moje walizki i wychodzi z mieszkania, podążam za nim.

*

Dojeżdżamy na lotnisko, znaczy nie publiczne. Jest to oczywiście lotnisko szefuncia. Na
"parkingu", o ile można to wogóle tak nazwać stoją trzy helikoptery i dwa samoloty, które nie są nie wiadomo jakich rozmiarów, bo po co miałby kupować 200- osobowe, gigantyczne samolociska? Zmierzam w stronę jednego z nich a kiedy wchodzę do wnętrza opada mi szczena... ile jeszcze razy ten facet mnie zaskoczy? W środku wygląda on jak pałac... ale czekaj... gdzie właściwie jest Matteo? Wyprzedzając moje pytanie Trevor odpowiada:

-Sir Valtutti jest już na miejscu. Wyleciał dziś w nocy. Miłej podróży- uśmiecha się.
-Dzięki- odpowiadam uśmiechem.

Następnie wracam do podziwiania raju. Jest tu barek z miksologiem, 10 foteli rozkładanych (o ile dobrze policzyłam), które są wyszywane białym futrem. Podłoga tu, podobnie jak w jego willi wyłożona jest marmurem, okna zasłoniete roletami, podświetlana podłoga oraz ledami sufit. No po prostu pałac... założę się, że wydał tu więcej niż kosztowało moje całe poprzednie mieszkanie. Opadam na fotel i usypiam.

MATTEO

-Jesteś do wyjebania Lucas... nie słuchasz się moich poleceń! Spierdasiłeś tak prostą sprawę!- krzyczę wkurwiony do granic możliwości- Spierdalaj mi z oczu- rozkazuję i wstaję z fotela.

Mamy godzinę do spotkania a przez tego debila nie mam papierów bo co? Bo kurwa zginęły.

-Trevor postaraj się odzyskać kopię- podaję mu pendrive'a a on kiwa głową.

Przynajmniej na jednego mogę liczyć, wiedziałem, że wyrośnie z niego gość. Wcale się nie przeliczyłem bo dosłownie pół godziny później wraca do mnie z kopiami.

-Ratujesz mi dupsko chłopie- klepię go po ramieniu-Odpocznij sobie a później, jak będziesz mieć czas pozbądź się Lucasa i znajdź kogoś lepszego na jego miejsce.
                                       *

ANNA

Wychodzę z ciemnego samolotu i ogarnia mnie z każdej strony ciepełko. Pilot wysiada razem ze mną i wsiada do zaparkowanego na parkingu czarnego SUV-a.
                                        *

Wchodzę do kolejnej willi szefuncia, nie będę wam opisywać znów jak ona wygląda, bo pewnie domyślacie się, że jest tu, jak w raju. Odbieram od Dominica (kolejny służący Matteo, o którym nie miałam pojęcia) i zmierzam do pokoju, do którego dał mi kluczyk. 19... szukam i szukam... MAM przekręcam kluczyk i ponownie dostaję laga. No cóż... ten pokój jest przepiękny, dodatkowo ze wspaniałym widokiem za oknem. Odkładam bagaże i idę szukać Matteo, ale podczas poszukiwań słyszę wrzaski. Podążam za nimi i po pewnym czasie dostrzegam Trevora i... o nie... to Lucas! Trevor mierzy w niego krzycząc coś do niego po jakimś zupełnie innym języku. Przymykam oczy i słyszę strzał. Rozdziera on moją głowę, czuję, jak zaczyna robić się mi słabo, ale wstaję i zaczynam uciekać do pokoju. Trzymam się za głowę, próbując wymazać obraz z pamięci, ale on nie znika, nasila się coraz bardziej, aż w końcu wpadam w Matteo, nie muszę się nad tym zastanawiać bo moje ciało po prostu go poznaje. Wpadam mu w ramiona i przyciskam głowę do jego piersi drżąc cała. Na pewno zorientował się, o co chodzi bo natychmiast objął mnie i przyciągnął do siebie.

-Wszystko będzie dobrze...- próbuje mnie uspokoić.

A ja jak dziecko się po prostu uspakajam, jakby mnie zahipnotyzował.

-Myślę, że powinnaś się umyć- mówi po chwili.
-Czy ty sugerujesz właśnie, że śmierdzę?- odzywam się oburzona.
-Nie...- zaczyna ale przerywam mu.

Odwracam się na pięcie i idę do swojego pokoju się umyć. Ten dzień jest po prostu genialny, na początku ekscytacja związana z wakacjami, później bycie świadkiem śmierci a teraz jeszcze powiedzenie, że śmierdzę...no hit.

Czemu w tej łazience nie ma drzwi? Dosłownie jest jedna ściana odgradzająca łazienkę od łóżka. Świetnie, najlepiej będzie jeszcze, jak ktoś wejdzie, kiedy będę jeszcze w prysznicu. Nie ważne.

MATTEO

Nie mogę z tą babą. Uśmiecham się pod nosem, powiedziałem to sarkastycznie a ta poszła się myć. Genialna jest, ale najlepsze jest to, że łazienkę od sypialni odgradza jedna ściana, zero drzwi. Idealnie się składa, wchodzę do jej pokoju i od razu słyszę dźwięk lanej wody. No nie mogę z nią, naprawdę poszła się myć. Opieram się o ścianę i zerkam, mimo, że nie powinienem. O cholera... Mój kolega od razu reaguje na widok jej boskiego ciała. Czemu ta baba jest tak idealna? Wyjebane, idę do niej tam. Zrzucam z siebie ubrania i wchodzę pod prysznic. Boję się jej reakcji, ale wiem jedno, na pewno chce tego samego, co ja. Dwoma palcami jadę jej wzdłuż karku i wjeżdżam na szyję. Cholera... jej ciało tak dobrze mnie już zna. Przejeżdżam na ramiona i oglądam jak jej ciałem wstrząsają ciary. Drugą ręką wędruję po jej brzuchu, następnie zjeżdżam na podbrzusze, momentalna reakcja. Wyrywa jej głowę do tylu, tak, że kładzie mi ją na ramieniu. Okej, to jest znak, że mogę kontynuować. Obracam ją do siebie przodem i zatapiam się w jej ustach, przygniatam do ściany i chwytam za jej uda, podnosząc do góry. Całuję bez ustanku każdy minimetr jej ciała. Ekscytuje mnie to, jak jej ciało się podnieca, co jeszcze bardziej motywuje mnie do zrobienia kolejnego kroku. Opuszczam ją na nogi i odwracam tyłem zniżając się w dół. Raz po raz słyszę jej jęki rozkoszy. Po chwili podnoszę ją i zanoszę na łóżko. Jej ciało płonie, widzę to po niej. Całuję jej ciało i wracam do ust, wyciągam prezerwatywę, po czym ją wkładam bez przerywania dawania Annie przyjemności.
-Jesteś pewna?-pytam.
-Tak, błagam zrób to- odpowiada.

Na jej słowa wszystko we mnie buzuje. Wchodzę w nią i poruszam, równocześnie całując łapczywie jej usta zagłuszając jęki, które raz po raz z nich wychodzą.

ANNA

O cholera... czuję się jak w niebie. Każdy centymetr mojego ciała chce więcej. Czuję go i cały czas patrze mu w oczy. Nie pamietam kiedy doznałam aż tylu rozkoszy w tak krótkim czasie. Porusza się coraz szybciej dając mi coraz lepsze doznania, a ja błagam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Coraz szybciej, coraz szybciej... o panie... moje jęki są coraz głośniejsze a tlen dawno już gdzieś zniknął. Jeszcze szybciej i... o cholera...

Na chwile znajduje się w stanie nie do opisania, pokój wiruje a Matteo opada na mnie dysząc podobnie, jak ja. To było... dobre...

-Zapraszam do mojego życia mała- mówi jeszcze sapiąc.

Kobieta MafiiWhere stories live. Discover now