-Sugerujesz, że Ann wczoraj późnym południem znajdowała się na porcie w południowo-zachodniej części Sycylii?- pytam upewniając się, czy aby na pewno się nie przesłyszałem.
-Jestem pewny- odzywa się głos w słuchawce.
-Dzięki za informacje, naprawdę mi pomogłeś- odpowiadam i się rozłączam.
Reasumując Ann próbuje się dostać do domu. Tylko skąd ona się wzięła w porcie?
-Trevor przygotuj samochód za pięć minut ruszamy. Wezwij Jacoba niech ogarnie dzisiejszy transport wiadomo czego-kiwam porozumiewawczo, na co on odpowiada tym samym- Każ przekazać mu też Riley, że wpadłem na trop Ann i jak dobrze pójdzie wrócę z nią dziś do domu. Gdyby chciała za mną jechać każ mu ją powstrzymać.
Zerkam na niego, na co on kiwa głową. Wstaję od biurka i zbiegam na dół. Przeładowuję broń i chowam za paskiem.
-Będziemy na miejscu za cztery, no może pięć godzin- słyszę Trevora i kiwam głową.
-Nie mamy aktualnie możliwości skorzystania z helikoptera, ani samolotu, zatem to jedyny środek, jakim możemy tam dojechać- kiwam głową unosząc brew, na co on mruga porozumiewawczo i odpala silnik.
Kilka godzin później...
ANNA
-Hej, obudź się- słyszę głos Roy'a.
Otwieram oczy i siadam na ławie. Plecy mnie już tak bolą od niej, że nie pogardziłabym łóżkiem z normalnym materacem.
-Będziemy na miejscu za jakieś pół godziny- oświadcza i patrzy ponownie w moim kierunku- Musisz coś zjeść.
Podciągam się już na obu nogach, moje udo już się ma niezwykle dobrze. Rzucam wzrokiem na Roy'a a na mojej twarzy automatycznie pojawia się uśmiech.
-Będzie nam tu Ciebie brakowało- zaczyna i siada obok mnie obejmując mnie ramieniem- tu zawsze znajdzie się dla miejsce dla kogoś takiego jak ty, gdybyś tylko miała ochotę- pokazuje ręką- wrota czarnej mgły są zawsze otwarte.
Uśmiecham się i chwytam za jajecznicę, którą zostawili mi na szafce.
-Wow- zaczynam się śmiać- pierwszy raz od dawnego czasu na śniadanie zagościła u was jajecznica? Nie możliwe- uśmiecham się i zaczynam zajadać.
Dosłownie kilka minut po tym jak Roy opuścił mój tymczasowy pokój do środka wszedł Eric. Na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech.
-Nie myśl, że jeszcze Cię nie dopadnę- puszcza mi grymas i podaje kartkę- za dziesięć minut dobijemy do twojego portu- wskazuje palcem na karteczkę- a ją otwórz dopiero, gdy poczujesz, że to odpowiedni moment.
***
Wychodzę na ląd witając w płucach znajome powietrze. Odwracam się i macham Roy'owi oraz Ericowi na pożegnanie. Oni nawet sobie nie zdają sprawy jak uratowali mi życie. Chwytam za kule i zaczynam podążać w kierunku najbliższego przystanku. Przecież nie stać mnie na taksówkę. Uśmiecham się pod nosem, gdy tylko uświadamiam sobie, jak wyszłam z tej całej sytuacji gładko. No... prawie zerkam na nogę i mój świeżutko założony przez Erica bandaż i wsiadam do pierwszego busa do domu.
***
-ANN!- słyszę głos Riley biegnącej w moim kierunku- ty żyjesz!
-No jak widać- unoszę żartobliwie brwi i obie popadamy w śmiech- brakowało mi Ciebie- odpowiadam ściskając ją za szyję.
Obracam się i widzę małego Iana biegnącego w naszym kierunku.
-Ciebie też mały- podchodzę do niego już nawet zapominając o kulach. Chwytam podnosząc go na ręce- Czy ty mały gagatku urosłeś przez ten tydzień? No... ponad- uśmiecham się zerkając raz na niego, raz na Riley.
Szukam wzrokiem Matteo, ale nigdzie go nie widzę.
-Matteo nie jest z tobą?- pyta zdziwiona.
-Nie... a miał być?- unoszę brew zdezorientowana.
-No pojechał po ciebie.
-Najwidoczniej go wyprzedziłam- uśmiecham się i wskazuję na jej telefon- dzwoń.
MATTEO
Już jej tu nie ma. Przecież pytaliśmy naprawdę wszystkich. Nie mogła się oddalić o więcej niż szukaliśmy.
-Kurwa- podchodzę do balustrady i opieram się zmęczony- czemu wszystko musiało się tak spierdolić?
Zerkam na telefon i widzę na wyświetlaczu Riley. Nie mam siły teraz z nią rozmawiać. Chowam telefon do kieszeni i odwracam się, gdy słyszę telefon Trevora. To aż takie ważne?
-I co chciała?- pytam.
On tylko uśmiecha się do mnie.
-Anna jest już w domu.
Otwieram oczy ze zdumienia i na mojej twarzy wreszcie od kilkunastu dni ukazuje się uśmiech.
-W takim razie wracamy do domu- rozkładam ręce i wskazuję na samochód.
ANNA
- I w jaki sposób udało Ci się uciec?- słyszę głos Riley
- Po prostu- wzruszam ramionami upijając kawę- przyczaiłam się i zwiałam- uśmiecham się spoglądając na swoje udo- były lekkie komplikacje, ale żyje.
Wtulam się w ramię przyjaciółki.
-Czas na mnie- mówi ziewając i wstaje z kanapy.
-Ja tu jeszcze poczekam- uśmiecham się- wiadomo na kogo- wywracam oczami i unoszę palec w górze- ale najpierw muszę się coś upewnić.
***
Budzą mnie gwałtownie otwierane drzwi, z kolei ja wcale nie potrzebuję uświadomić moim oczom kto tu jest. Moje ciało już wie. Wrócił. Unoszę głowę znad kanapy i przyglądam się, jak ściąga marynarkę. Przyłapuję się na tym, jak przygryzam wargę, więc automatycznie przestaje. Chwilę później nasze spojrzenia się spotykają. Dosłownie, jak za pierwszym razem. Moje ciało buzuje, a wszystkie komórki mojego ciała chcą tam iść i rzucić się mu na szyję. Przekręcam głowę na bok puszczając uśmieszek, który on zawsze puszczał do mnie. Podnoszę się delikatnie i staję naprzeciw niego. Gdy tylko to robię on podbiega do mnie i obejmuję tak mocno, że brak mi tchu. Wracam wzrokiem na jego twarz i składam pocałunek, on go oddaje a ja automatycznie zaczynam rozumieć jak bardzo się stęskniłam. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz a moje oczy zaszkliły się łzami.
Dopiero po pewnym momencie odklejam się od niego wycierając łzy.
-Ann, chcę się zmienić- chwyta moją twarz- dla ciebie, dlatego chcę Ci coś powiedzieć. Nie wiem, czy po tej informacji ode mnie odejdziesz, czy też nie, ale nawet, gdy to zrobisz nigdy w życiu z ciebie nie zrezygnuje i nie pokocham nikogo tak, jak Ciebie. Wiem już o tym od miesiąca, ale dopiero teraz czuję, że jestem w stanie to powiedzieć.
Kiwam mu głową, żeby kontynuował, mimo, że przeraziły mnie te słowa.
-To ja zabiłem twojego ojca.
YOU ARE READING
Kobieta Mafii
Romance(Dużo treści dla osób 18+ ) Życie naszej bohaterki jest zwykłą codziennością. Kiedy w jej życie, przez czysty przypadek wkracza przystojny nieznajomy świat Anny wywraca się do góry nogami. Wkracza na drogę pełną niebezpieczeństw oraz wrogów czyhając...