Rozdział XXIII

1.2K 30 0
                                    

MATTEO

Mierzę ją wzrokiem oczekując na to, żeby powiedziała „żartowałam", ale nie dochodzi do tego. Wpatruje się we mnie tymi wielkimi ślepiskami czekając na moją reakcję. Nie wiem co powiedzieć, kompletnie mnie zatkało. Kilka sekund temu została moją narzeczoną i matką mojego dziecka.

Spuszczam wzrok na dół, kiedy ona chwyta mnie za ramię. Podchodzę do barierki i wbijam wzrok w ciemność. Po chwili obracam się do niej i wędruję spojrzeniem po jej twarzy.

-Czyli co będzie mały bachor Valtutti?- puszczam jej uśmieszek i podchodzę do niej i składam pocałunek na jej czole- Po pierwsze...doskonale wiesz, że nie cierpię dzieci, prawda?

Ona kiwa głową i spuszcza głowę.

Kurwa, nie o to mi chodziło.

- A po drugie... ten dziecior- wskazuję palcem na jej brzuch- to chłopak, przejmie mój majątek. Skaranie boskie, gdyby to była kolejna baba na dodatek z temperamentem i charakterem mamusi. Musiałbym chodzić codziennie do psychologa się leczyć.

Ona w odpowiedzi wpada w śmiech i uderza mnie w tors.
-Nawzajem- mówi i wywraca oczami.

Chwytam ją za biodra i przyciągam do siebie składając pocałunek.

ANNA

To co aktualnie się dzieje nie mieści mi się w głowie. Za jakieś dziewięć miesięcy będę matką, dodatkowo w najbliższych miesiącach prawdopodobnie wyjdę za mąż. Moje życie to pierdzielona bajka. Z zamyślenia wyrywa mnie głos telefonu Matteo.

-Co? Gdzie go znaleźli?- słyszę- Pozbądź się zwłok Trevor, jak wrócę z balu zajmiemy się naszym kolejnym problemem- kończy i chowa telefon do marynarki.
-A... o co chodzi?- unoszę brew zdezorientowana- zwłoki?
-Moi ludzie pozbyli się Alexandra- odpowiada- jeszcze został nam Ivo. Musimy się zająć tym jak najszybciej.

Kiwam głową. Nie obchodzi mnie kogo zabija, nie mój interes. Chwytam go za rękę i zmierzam na salę balową.

                                         ***
Dzień później...

-Riley masz coś? Musimy go wytropić- słyszę Matteo niespokojnie poruszającego się po salonie- Wiemy chociaż, gdzie mieszka?
-Mam adres- Riley kiwa porozumiewawczo wywijając kartką w powietrzu.
-Zatem- rozkłada ręce- zwijamy się, nie warto tracić czasu. Mam przeczucie, że nawet musimy się pospieszyć.

Zmierzam za nimi jako piąte koło u wozu. Nie wiem za bardzo skąd ten pośpiech. Wsiadam do samochodu i włączam GPS.

-To jakieś dwadzieścia minut stąd- mówię i wkładam do wszystkich broni magazynki odbezpieczając je po kolei.

Droga mija bardzo szybko i w mgnieniu oka jesteśmy na miejscu. Zajeżdżamy na dość... skromną posiadłość, jak na osobę związaną ze sprawami mafijnymi. Jakbym miała opisać jednym słowem ten domek definitywnie użyłabym słowa „opuszczony". Wydaje się, jakby ten dom nie wiedział co to pielęgnacja i czystość. Żywopłot przed domem napewno nigdy w życiu nie widział sekatora, ani tym bardziej ogrodnika. Idąc za tym, co robi Matteo wyciągam broń... tak... na wszelki wypadek. Odwracam się do niego, z kolei on uśmiecha się i składa pocałunek na moim czole.

-Wszystko będzie dobrze, ty idziesz za nami- pokazuje palcem brzuch.

Kiwam głową i chowam się za jego ciałem. Jest taki wysoki, że nie widzę tego, co jest przede mną, zatem wychodzę spod jego cienia. Nie jestem jakimś dzieckiem, żeby nie potrafić się obronić w razie potrzeby. Wchodzimy na taras i do środka. Wewnątrz budek wyglada kompletnie inaczej. Dosłownie, jakby mieszkała tu cała rodzina codziennie sprzątająca. Jest tu tak czyściutko, że aż nie mogę wyjść z podziwu. Powracam wzrokiem do Matteo i puszczam mu pytające spojrzenie.

-Jakby na to nie patrzeć...doskonale obmyślone. Z zewnątrz wyglada ten dom jak rudera a w środku... jak pałac- kiwa ramionami i rozgląda się po środku szukając jakiejś żywej duszy.

Wychodzę wzrokiem zza okno i dostrzegam ruch.
-Ej Matteo- ciągnę go za ramię- tam- wskazuje palcem na rozpościerające się krzaki po drugiej stronie podwórza- tam ktoś był.

Gdy tylko to mówię on wyciąga pistolet i wybiega na dwór. Momentalnie widzę poruszenie w krzakach, ewidentnie osoba puszcza się do ucieczki zauważając biegnącego intruza. Chwytam Riley za rękę i podążamy śladami Matteo.

Uciekinier znika nam za zakrętem wbiegając do helikoptera.

-Trevor, helikopter Ivo spierdala, zmierza na północ, śledź go. My będziemy podążać za nim samochodem. Złapmy skurwiela- słyszę głos Matteo i odwracam się do Riley.

Chwytam ją za rękę i ciągnę do samochodu. Nie czekamy długo, od razu odpalamy silnik i jedziemy za helikopterem.

Godzina później...

- Trevor dzwoni- mówię do Matteo zerkając na wyświetlacz w jego telefonie.
-Trevor jesteś na głośnomówiącym, masz coś?- pyta.
-Szefie helikopter zatrzymał się trzy kilometry na północny wschód od waszej aktualnej lokalizacji- słychać głos w słuchawce- prześle adres na numer telefonu.
-Dzięki Trevor- mówi Matteo i po chwili się rozłącza.

Te trzy kilometry znów mijają bardzo szybko i nawet się nie spostrzegłam, kiedy zajechaliśmy na jakieś zadupie. Dosłownie nie da się tu dostrzec żywej duszy. Jedyne co to widzę helikopter zaparkowany na środku polany. Chwytam za pistolet i podążam za Matteo i Riley.
-Nie ruszaj się!- słyszę głos mojego narzeczonego.

Na fotelu dostrzegam typa około pięćdziesiątki. Łysy, brzydki, pomarszczony- trzy słowa, którymi mogę go opisać. Czy to Ivo? Unoszę jedną brew i zerkam na Riley, na co ona kiwa głową.
-To nie on- oznajmia i chwyta za pistolet.
-Wypierdalaj z helikoptera- słyszę głos Matteo i po chwili widzę jak wyrzuca za kołnierz faceta zza kierownicy.

Dobra, jest cholernie silny. Dochodzę to tego wniosku, jak widzę jak jedną ręka unosi tego faceta w powietrzu. Uśmiecham się, jak widzę, jak przebiera nóżkami, próbując się wydostać z jego uścisku.

- Gdzie DO KURWY on jest?!- warczy na niego telepiąc go już dwoma rękami- GDZIE ON JEST?!
-Ja nic nie wiem- odpowiada facet uśmiechając się kpiąco.
-A ja doskonale kurwa wiem, że wiesz- ponownie słyszę głos Matteo i chwytam go za ramię.
-Pozwól, że ja zajmę się naszym kochanym kochasiem- uśmiecham się i chwytam typa za jaja- a teraz powiedz grzecznie, gdzie jest osoba, której szukamy. Doskonale wiem, że znasz odpowiedź na moje pytanie- uśmiecham się.
-Nie... nie wiem o co ci chodzi- mówi stękając z bólu.
-Ahh tak?- ściskam mocniej sprawiając mu ból- napewno nie wiesz?- wsłuchuję się w jego stękania i wyciągam scyzoryk- w takim razie ten sprzęt nie będzie Ci już potrzebny, skoro jest z ciebie takie babsko.
-Nie nie nie... czekaj... wiem, gdzie jest- stęka i patrzy mi w oczy.
-Chciałeś coś powiedzieć kotku?- zadaje pytanie udając "baddie".
-Wróćcie się do mieszkania i zejdźcie do piwnicy- odpowiada, kiedy puściłam go za jajca.
-Dzięki, naprawdę mi pomogłeś- uśmiecham się i wracam wzrokiem do Matteo, który nie może wyjść z podziwu. Uśmiecham się na ten wyraz twarzy i wracam do samochodu.

Moment później wyciąga on pistolet i oddaje strzał w stronę pilota helikoptera.

-Stara, nie wiedziałam, że z ciebie taka agresorka- mówi Riley klepiąc mnie po ramieniu.

Wzruszam ramionami i wpadam w śmiech.

MATTEO

Co to do cholery miało być? Czy to napewno ta sama moja Ann? Nie mogę wyjść z podziwu, jak szybko wyciągnęła z niego przydatne mi informacje. I pomyśleć, że ta baba będzie moją żoną. Szaleństwo.

Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek telefonu.
-Co się stało Trevor?- zadaję pytanie, gdy słyszę w słuchawce jego przerażony głos.
-Złapali mnie.
-Kto?
-Ivo, domyślił się, że po niego przyszłeś.

Kobieta MafiiWhere stories live. Discover now