Rozdział XIV

1.3K 34 0
                                    

MATTEO

Kątem oka dostrzegam tylko Alexandra mierzącego w naszą stronę.

-Ty szmato!- wrzeszczy kierując obelgi w stronę Anny.

Chwytam ją za ramiona i biegniemy do SUVa. Kładę ją na siedzenie i zamykam drzwi, a ja wyciągam pistolet i mierzę w tego gnoja. Przed oczami mam sceny z filmiku. Żywię tak ogromną nienawiść do tego gnoja, że aż mam ochotę do niego tam iść i go udusić własnymi rękami. Moja złość nie zna końca, celuje prosto w niego, ale dosłownie w momencie, kiedy zamierzam przeładować magazynek kula przeszywa mi miejsce w okolicach obojczyka oraz ramiona. Chwytam za ranę i wrzeszczę do Trevora. On zauważając sytuację strzela w Alexandra, zadając mu cios, który powala go na ziemię, ale jestem pewny, że spudłował. Wsiadamy szybko do samochodu i odjeżdżamy. Reakcja Anny na moją ranę mnie rozwala.

-Przecież nic mi nie jest- odpowiadam uspokajając ją.

Ona za dużo dziś już przeszła. Mimo mojego bardzo krwawiącej rany. Przytulam ją do serca i głaskam po włosach. Po kilku minutach jej włosy są zlepione krwią z mojej rany, czuję obecną kulę zaraz przy obojczyku. Boli cholernie, ale... zerkam na Annę, która skubie sobie skórki w palcach wcale nie zwracając uwagi na to, że ma całe włosy posklejane.

Po chwili jesteśmy już w mojej posiadłości. Wyciągam ją z samochodu na rękach i niosę do łazienki. Moja rana tak piecze, że mam ochotę ją zdrapać. Kładę Ann na schodach i idziemy do salonu.

ANNA

Skręcam w stronę magazynku i wyciągam bandaże, igłę i kilka szwów. Wychodzę i kieruję się w stronę salonu, gdzie siedzi już Matteo zerkając na mnie z tym swoim uśmieszkiem. Czy on nawet w takiej sytuacji musi to robić?

-Skąd wiedziałaś, że Cię o to poproszę?
-Czytam Ci w myślach- odpowiadam puszczając oczko.

Klękam przed nim dezynfekuję ranę, na co szefuncio syczy i wygina się w tył. To było dosyć ciekawe... uśmiecham się do siebie i chwytam za igłę, aby delikatnie wyciągnąć prawie wystającą kulę. Bez problemu to robię i sięgam po szwy, którymi również za pomocą igły ostrożnie zaszywam ranę. Przyglądam się swojemu dziełu i przenoszę oczy na Matteo.

-Teraz pasuje Ciebie ogarnąć- uśmiecha się i całuje w czoło, po czym przekłada mnie przez ramię i zmierza w kierunku łazienki.

Stawia mnie przed lustrem, a ja dostrzegam o co mu chodziło. Moje włosy wyglądają, jakbym kogoś zamordowała. Uśmiecham się na swój widok w lustrze.
- Wyglądam trochę jakbym lubiła myć włosy krwią. Interesujące- zaczynam, ale Matteo obejmuje mnie od tylu i sadza na blat.

Momentalnie w brzuchu czuje znajome mi motylki, które chcą aż wylecieć na zewnątrz, kiedy szefuncio zatapia usta w moich. Smak mięty... uwielbiam go... Zaczynam ściągać z niego koszulę oraz spodnie, on robi to samo mi tak, że po kilku milisekundach jesteśmy już nadzy. Oplatam się nogami wokół jego pasa i wchodzimy razem pod prysznic. Puszczam gorącą wodę i chwytam za gąbkę jednocześnie nie odrywając ust od Matteo. Czuję, jak wpycha we mnie język, abym już zupełnie zatraciła się w tym typie.

Wychodzimy z kabiny, a ja czuję się tak czysta. Szefuncio dosłownie mnie wyszorował... czym? SZCZOTKĄ.
-Miło było prawda?- mówi wycierając się.
-Oprócz cholernego szorowania szczotką tak- mówię puszczając uśmieszek.
-Myślałem, że to była akurat najlepsza atrakcja- dodaje złośliwie na co rzucam go gąbką.

Niestety ma on więcej refleksu niż się mi wydawało, przejmuje gąbkę i odrzuca mi ją. Jak się okazuje ja nie potrafię łapać gąbek w locie, więc dostaję nią w twarz. Puszczam mu tylko spojrzenie, na co on podchodzi i całuje mnie w czoło, następnie chwyta za rękę i kieruje do gabinetu.
-Zanim zdążyłaś poprosić porzuciłem w twoim imieniu stanowisko u Alexandra i załatwiłem Ci posadę w nowej pracy. Wszystko wykonał Trevor, ja tylko dostałem wiadomość po tym, jak wyszliśmy z prysznica.

Jedyne co robię to unoszę brew, gdyż czuję się trochę osaczona.
-Przecież umiem sobie radzić- rzucam pewna siebie-Sama mogłam to załatwić.
-Nie wątpię, tylko, że Trevor załatwił to po cichu. Dosłownie w... No właśnie zgadnij ile- mówi.
-Nie wiem... 10 minut?-pytam unosząc ramiona w celu ukazania tego, że kompletnie nie mam pojęcia.
-2 minuty i 43 sekundy- odpowiada

Co? Czy ten typ musi mieć tak wszystko wyliczone do najmniejszego szczególiku?

-Jeszcze jedna sprawa. Moi ludzie namierzyli kolejnego kochanka Riley, który wraz ze mną i Alexandrem dzielił się z "talerza" -zaczyna.
-Kolejnego?- zatkało mnie lekko.

Szczerze to Riley nie wyglądała na taką puszczalską, kiedy ją spotkałam, ale w sumie co by się dziwić? Po takich traumatycznych zdarzeniach każdy by się załamał.

-Tak i wylatujemy do północnej części Włoch za dwa dni- oświadcza.
-Mam tutaj cokolwiek do powiedzenia?- pytam, gdy dochodzimy do drzwi sypialni.

Matteo otwiera mi drzwi i wchodzę do środka, gdzie stoją jakby walizki? Odwracam się do niego i rzucam pytające spojrzenie.

-Przeprowadzasz się tu- ponownie oświadcza w ogóle nie biorąc pod uwagi mojego zdania na ten temat, nic.
-Czy ja mam w ogóle jakiekolwiek tu prawo do wyrażania własnych zdań albo podejmowania decyzji sama?- pytań poirytowana.

Nawet nie odpowiada.

-Okej- odpowiadam i wychodzę trzaskając drzwiami.

Schodzę schodkami na dół, przy wyjściu czeka Trevor, ale macham mu ręką, że nie musi mi w niczym pomagać. Zarzucam przejściówkę i wychodzę. Jest już dosyć ciemno bym powiedziała. Na niebie widać już księżyc a wokół milion błyszczących, niczym diamenty gwiazdy. Czuję dosłownie zapach wieczora. Wyobraźcie sobie wakacyjne wieczory, gdzie ze znajomymi jeździcie na rowerach i się włóczycie. Zawsze wtedy jest taki charakterystyczny zapach, chce się do niego wracać i wracać. Właśnie taki zapach czuje aktualnie, jest pełen wspomnień. Czasami żałuję, że jestem już dorosłą kobietą bo wróciłabym się go głupich czasów, kiedy miało się 16 lat. Teraz wszystko jest inne. Moje życie od poznania Matteo jest po prostu inne, ale wcale nie gorsze. Odpowiada mi ono, jest pełne zaskakujących zwrotów akcji, mimo, że niektóre chwile są niebywale niebezpieczne to moje życie dzięki niemu nie jest już rutyną. Jest wyjątkowe prawda? Docieram na jakąś polanę na wzgórzu i kładę się na niej, nad głową rozpościera się mi cały gwiazdozbiór, a ja czuję się wolna... jak jeszcze nigdy. Na dworze robi się coraz zimniej i mimo, że jesteśmy we Włoszech zimne powietrze przedziera mi nozdrza. Wyciągam telefon, oczywiście na wyswietlaczu 1000 nieodebranych połączeń i SMS-ów. Wyłączyłam apkę do śledzenia, więc chwilę się pobawi w wyszukaniu mnie. Może jak mnie już namierzy to pomyśli, że leżę tu martwa czy coś. Wcale bym się nie zdziwiła. Jest zdecydowanie nadopiekuńczy. Całe moje dzieciństwo przesuwa mi się przed oczami. Z mojego zamyślenia wyrywa mnie odgłos kroków...

Kobieta MafiiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ