Rozdział XV

1.2K 26 0
                                    

Jestem niemal pewna, że to Matteo mnie znalazł, więc praktycznie nie reaguje. Jedynie parskam śmiechem pod nosem.

-Szybki je...- zaczynam, kiedy urywa się mi film.
                                    ***

Otwieram powoli oczy. Moja głowa pęka i nie mam zielonego pojęcia, gdzie właściwie jestem. Dostrzegam w mgle jakieś zarysy pokoju. Obstawiam, że... że jest to jakaś piwnica? Nagle wielki drzwi przede mną otwierają się a w nich stoi Alexander.

-Hej kochanie, masz...tutaj na lepsze samopoczucie- mówi i wręcza mi szklankę.

Jednak, gdy tylko przykładam ją do ust on wytrąca mi ją z dłoni, a zawartość rozlewa się na ścianie. Wzdrygam na ten gest.

-Na co się kurwa gapisz? Posprzątaj to- mówi i chwyta mnie za włosy ciągnąc do miejsca, gdzie rozlał się napój. 

Rzuca mi ścierkę, a ja posłusznie zaczynam ścierać posadzkę oraz ścianę. Następnie wstaję i oddaję mu ją. On tylko pluje mi na ręce rzucając złośliwy uśmiech.
- A teraz za mną, chyba nie myślałaś, że będziesz tu spać jak królewna cały dzień?- pyta i ciągnie mnie w ogóle nie zwracając uwagi na to, że mnie to boli.

Sadza mnie na krześle na przeciwko jakiegoś ekranu i związuje mi ręce, po czym zaczyna mi ściągać bluzkę oraz spodnie, tak, że moment później jestem w samej bieliźnie. Przez moment myślę, że za moment posłuży się moim ciałem dla swojej rozkoszy, on jednak na szczęście odkłada mi moje ubrania na kolanach a na stoliku przede mną kładzie telefon z wybranym numerem Matteo. Włącza głośnomówiący a po pierwszym sygnale w słuchawce słyszę mojego... znaczy co? Miałam na myśli mojego... no właśnie? Kim właściwie on jest dla mnie? Kiedy słyszę pierwsze jego słowa w telefonie, czuję, jak do moich oczu napływają łzy. Jest to niewyobrażalny ból, kiedy słyszysz głos osoby, którą niewiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczysz. Rozglądam się dookoła, szukając jakichkolwiek szczegółów tego dziwnego miejsca, co by naprowadziło Matteo do mnie, ale nie ma dosłownie tu nic, żadnego okna, siedzę pośrodku szarego pokoju, bez podłogi a jedyne co mam przed sobą to duży, biały ekran i stolik... a no i Alexander.

-Jak mi kurwa nie powiesz gdzie jest Ann to przyrzekam kurwa ty zasrany szmaciarzu, będziesz liczył robaki pod ziemią!- słychać krzyk szefuncia.
-Myślałeś, że prawda o tym, że planowaliście to wszystko razem na mnie nie wyjdzie na jaw? To ty zepsułeś robotę, bo to ciebie widziałem na kamerach. Ann jest zupełnie nieprzewidywalna, udawałaś taką niedostępną i tajemniczą...

Zaczyna i włącza kamerkę, jeździ palcami po mojej twarzy, po czym uderza mnie w policzek.

-Jeszcze kurwa raz ją uderzysz... uprzedzam Cię szmaciarzu- zaczyna Matteo, ale jego głos nie jest taki pewny. Załamuje się- spróbuj tylko jej coś zrobić... znajdę Cię i zamorduję, przyrzekam sobie- zaczyna, ale Alexander dokładnie w tym momencie mu przerywa.

-Ann jakieś słowa na dobranoc dla twojego kochanego chłopaka?- pyta Caracas.
-Matteo...-zaczynam- Dzień w którym się kochaliśmy do białego rana... kilka godzin wcześniej byliśmy w pewnym miejscu- zaczynam, ale Alexander wyrywa mi telefon i mruczy do telefonu.
-Ohh, ahh do później kociaku- i się rozłącza.

MATTEO

-Kurwa!!!- wrzeszczę zrzucając wszystko z biurka- znów to samo! kurwa znów zawodzę.

Spoglądam na Trevora, który czeka na to, żebym cokolwiek kazał mu robić.
-„kilka godzin wcześniej byliśmy w pewnym miejscu..."- powtarzam to kilka razy w głowie, aż w pewnym momencie zaczynam czaić o co chodziło Annie.
-Dom Riley- mówię i patrzę ponownie na Trevora- Weź broń,  wyruszamy natychmiast.

Przypominam sobie dzień "porwania" Riley. Wyglądało to bardzo podobnie, tylko nikt nie dzwonił. „kilka godzin wcześniej byliśmy w pewnym miejscu..." słowa Ann chodzą mi po głowie powtarzając się w kółko. Wsiadam do SUVA i wymieniam magazynek w moim poręcznym pistolecie w oczekiwaniu na Trevora. Uwielbiam go za jego niezwykłą punktualność i stanowczość. Cud, że zaledwie kilka miesięcy temu był taką pokraką, a teraz traktuję go jak przyjaciela. Powinienem dać mu jakiś awans czy coś. Wyruszamy na zatłoczoną ulicę, ale dzięki temu, że dom Riley jest kilka minut ode mnie na miejscu jesteśmy niecałe 6 minut później. Wychodzę z samochodu i z pistoletem w dłoni zmierzam do drzwi. Gestem pokazuje Trevorowi, że do środka wchodzę sam. Zamykam za sobą drzwi i siadam na kanapie. Jestem niemal pewny, że zaraz się ktoś pojawi. Wcale się nie mylę. Zgadnijcie, kto się zjawia po trzech latach? Riley. Moja Riley. Moja największa miłość w pierdolonym życiu. Spoglądam na nią. Tylko...tylko, że w tym momencie nie jest ona taka promienna i pełna blasku jak dwa lata temu. Riley gdzieś znikła. Na jej miejscu jest kobieta o smutnym i zmęczonym spojrzeniu, zaniedbana z worami pod oczami. To nie moja Riley.
-Kopę lat...- zaczyna patrząc mi w oczy z tą samą iskierką co kilka lat wstecz.
-Racja...- odpowiadam masując ręce- Obstawiam, że doskonale wiesz w jakim jestem tu celu, więc nie muszę wchodzić w szczegóły.
-To prawda. Domyślam się nawet, gdzie może być przetrzymywana Ann. Pamiętasz może jakieś szczególiki miejsca, w którym jest ona zamknięta?- pyta.
-Będąc szczerym to średnio- odpowiadam rozkładając ręce oznajmiając, że nie mam pojęcia- patrzyłem tylko na nią. Ten skurwysyn ją rozebrał! Ona siedzi pewnie w jakieś piwnicy w bieliźnie związana na jakimś pierdzielonym krześle- chwytam się za głowę.
-Wiem o czym teraz myślisz- zaczyna- nie stawiaj sobie przed oczami mnie, wiem, że obwiniasz się znów o zaginięcie twojej ukochanej. Nie obwiniaj się o to- podchodzi i kładzie mi dłoń na policzek.

Wstaję i przytulam ją, ale nie czuje już tego, co czułem robiąc dokładnie tą samą rzecz kilka lat temu. Ona już nie jest moja, moje serce przeniosło się gdzie indziej. Puszczam ją z objęć i zerkam w jej oczy.

-Znajdźmy ją- oświadczam- tutaj nie będzie potrzebna siła, będzie tu niezbędny spryt i ogromna inteligencja.
-Masz rację, a posłużymy się standardowymi metodami poszukiwania- zaczyna i znika w kuchni.

Moment później wraca z mapą, laptopem i kilkoma innymi urządzeniami.

-Poszukamy Ann dokładnie tak, jak ona by to zrobiła. Ann jest detektywem i nie raz mówiła mi, jak rozbraja takie ciężkie akcje. Teraz mogę to hmmm wykorzystać? Prawda?- mówi a ja mam chwilowego laga.
-Czekaj, czekaj...- unoszę jej palca przed oczami- wy się znacie?- pytam zdezorientowany.
-Od dnia, kiedy przyszliście tu mnie szukać. Podczas, gdy byliście tu ja natchnęłam się na Ann. Później przychodziła tu do mnie i się zaprzyjaźniliśmy. Nie bądź na nią zły. Ja sama nie chciałam, żebyś wiedział. Teraz widzę, że faktycznie potrafi dotrzymać tajemnicy. Jest ona niezwykle wyjątkowa. Dbaj o nią- mówi i kładzie dłoń na moim ramieniu delikatnie klepiąc- a teraz zabierzmy się do roboty- oświadcza i chwyta za laptopa.

Wołam Trevora, aby pomógł w poszukiwaniach i zaczynamy przeglądać kamery. Riley znalazła rejestracje samochodów Alexandra, więc obserwowaliśmy kamery pod jego rezydencją oczekując na najazd jakiegokolwiek, aby zacząć śledzić państwowe drogi.

-To oczywiste, że pierwszym etapem była willa Caracasa- mówi Riley- byłoby to dosyć dziwne, gdyby od razu pojechali do miejsca, gdzie przetrzymuje Ann.

Oczywiście miała racje bo około godziny 22, czyli jakąś godzinę od tego, jak widziałem Annę po raz ostatni na podjazd wjeżdża dosyć duży SUV z obszernym bagażnikiem. Wysiada z niego Alexander i znika w domu, lecz zaledwie 5 minut później pojawia się ponownie i odjeżdża. Śledzimy go na autostradach, lecz pod jednym mostem dzieje się coś, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy. Czarny SUV znika, a zamiast niego pojawiają się cztery identyczne.
-Szlag!- uderzam ręką w stół- przewidział, że będziemy go śledzić za pomocą kamer policyjnych i rozdzielił się tak, że teraz nie mamy pewności, w którym jest Ann. Obmyślał to, dzięki temu zdobył więcej czasu, bo zanim dojdziemy do tego, które auto jest najważniejsze on może już 100 razy się przenieść. To będzie pierdzielona zabawa w kotka i myszkę.

Spoglądam na Riley, która spogląda na mnie z uniesionymi brwiami.
-No to... zaczynamy zabawę?

Kobieta MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz