Rozdział X

1.4K 37 0
                                    


MATTEO

Przeglądam zdjęcia Riley zrobione, jak się okazuje dwa dni temu. Ona żyje... nie chce mieć z nią nic wspólnego, ale moje serce krwawi. Tak bardzo szalałem za tą kobietą i mam do niej ogromny sentyment. Wyciągam telefon i dzwonię do Anny. Dzwonię kilka razy, ale nikt nie odbiera. Dziś była z tym palantem, co jak się jej coś stało? Wyciągam kluczyki do swojego samochodu i biegnę do garażu. Jak ten debil jej cokolwiek zrobił to przyrzekam wyrwę mu jaja a potem skręcę kark. Wsiadam do samochodu i wyjeżdżam na autostradę. Po zaledwie dziesięciu minutach jestem już pod jej apartamentem. W ręce trzymam dorobione kluczyki od jej mieszkania, które wyrobiłem jakieś 2 tyg temu. Wybiegam schodkami na górę i przekręcam klucz w zamku. Drzwi się otwierają, z kolei ja wchodzę do środka, gdzie jest zupełnie ciemno. Zapalam światło i widzę ją śpiąca na fotelu. Wyglada tak cudnie... o panie... podchodzę do niej i skracam całusa, przez co ją budzę.
-Przepraszam, nie chciałem- mówię.
-Nic się nie stało, czekałam aż się w końcu zjawisz, znikasz na całe dnie i nawet się nie odzywasz...- odpowiada wzruszając ramionami- miałam dziś ciężki dzień- dodaje po chwili.
-Ja też- oświadczam i podnoszę ją na rękach.
-Mogę Cię o coś spytać?- pyta jeszcze lekko zaspana.
-Jasne- kiwam głową.
-Mogę zdjąć twoją koszulę i zapytać Cię o kilka spraw?- zadaje niepewnie pytanie.

Kiwam głową a ona rozpina mi koszulę odkładając ją na krześle. Składa całusa na moim torsie... uhhh uwielbiam to.
-Zacznijmy od tego, mówiłeś, że każdy twój tatuaż ma znaczenie- mówi wskazując przebite serce kulą.
-Ten symbolizuje smierć mojego ojca. Zginął przez postrzelenie prosto w serce- odpowiadam.
-A ten?- jeździ palcami po konturach bezlistnego drzewa.
-Ten symbolizuje to, jak wygląda moje życie. Są tylko na nim dwa listki, dwa moje powody do szczęścia- oświadczam.
- A ten?- pyta wskazując tatuaż o który najbardziej się obawiałem... Imię Riley.
-Koniec zwiedzania- oświadczam stanowczo.

Widzę jej zawiedzione i smutne oczy. Ona wie. Coś musi wiedzieć już. Zakłada mi koszulę i zapina guziki bardzo delikatnie, uważając, żeby jej nie zgiąć. Zerkam na nią i kiedy kończy robić to, co zaczęła chwytam ją za podbródek i całuje w czoło. Dlaczego tak mnie dziwnie przyciągasz do siebie?
-Trzeba Cię znów wyszorować- szepczę jej do ucha. Po chwili zauważam gęsią skórkę.

Przekładam ją przez ramię i klepię w tyłek. Ta baba doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa. Nawet nie ściągamy z siebie ubrać tylko pakujemy się pod prysznic, tonąc w pocałunkach. Mimo, że wczoraj byłem z nią, spałem i całowałem stęskniłem się. Dziś będzie miała taką rozkosz, jakiej jeszcze jej nie dałem.

ANNA

Wchodzimy pod prysznic całując się tak łapczywie, że nie mogę nabrać powietrza. Moje ciało tak tęskniło za nim, że mam ochotę już go nie wypuszczać. Nagle zdziera ze mnie mój podkoszulek i zrzuca szorty, wyrzucając je poza kabinę. Następnie ja pomagam się mu rozebrać wcale nie odrywając od niego ust. Kiedy jesteśmy już oboje nadzy on zaczyna całować mnie po szyji, zjeżdża w dół na biust, brzuch i... o panie... zatapiam palce w jego włosach. Zjechał na bardzo... brak mi oddechu...całuje mnie tak, że moje podbrzusze płonie. Z każdą minutą moje nogi stają się jak wata. Jęczę wbijając palce w jego plecy, nagle on przerywa i podnosi mnie do góry. Obejmuję go nogami w pasie, a ten wchodzi we mnie z takim pożądaniem, że napięcie w brzuchu zacieśnia się coraz bardziej. Tlen gdzieś uciekł, a ja dyszę, jak pies. Jęczę razem z nim, raz po jakiś czas wpijając się w jego usta. Wynosi mnie na łóżko i obraca tyłem. Wbija się z taką siłą, że wygina mnie do góry. Chwyta mnie za włosy i coraz szybszymi ruchami daje mi coraz lepsze doznania... o cholera. Robi to coraz mocniej, tak, jak jeszcze nigdy nie robił. Wyginam się do góry z rozkoszy, jaką mi daje i chcę więcej.
-O cholera- jęczę.
Robi to tak dobrze, że ta chwila mogłaby zostać na wieczność. Czuje się jak w raju, każde jego posunięcie przybliża mnie do stanu rozkoszy. Jego ruchy są niezwykle mocne, dziś nie ma pohamowania, ale nie przeszkadza mi to. Chcę poznać to, jaki jest naprawdę. Chcę...
-O kurwa...- jęczę osiągając szczyt.

To było tak dobre, że mam ochotę na powtórkę. Matteo obraca mnie przodem i zatapia się w ustach. Po czym opada na mnie sapiąc.
-Jak było maleńka?- pyta.
-Cudownie- oznajmiam mu przeczesując mu włosy.
-Nie chcę, żebyś bawiła się dalej w uwodzicielkę. Bądź tylko moja. Nie chcę, żeby obcy facet Cię całował, ani dotykał. Bądź moja- mówi, a ja wytrzeszczam oczy.
-Już dawno jestem twoja- oznajmiam całując go w czoło.
-Nie spotykaj się już z Alexandrem. Nie musisz go już uwodzić- dodaje.
-To niemożliwe, bo jest moim szefem- mówię patrząc na jego minę.
-Jak to kurwa szefem?- pyta oszołomiony- przecież Trevor sprawdzał szefa, dla którego miałaś pracować i miała być to jakaś baba. Lena jej było? Nie jestem pewny. Ten palant musiał kupić firmę. Mówiłaś mu, że tam pracujesz?
-Tak, wspominałam wczoraj- odpowiadam.
-Wszystko jasne...Trzeba Ci znaleźć nową pracę- zadzwonię do Trevora, wszystko załatwi.
-Nie, poradzę sobie- przecież nic mi nie zrobi. Będę na niego uważać obiecuje i nie pozwolę się mu całować. Postaram się-zapewniam go.
-To są moje usta- składa mi pocałunek, długi i pełen namiętności.

Na jego słowa mam ochotę skakać z radości. Tyle emocji dziś. A ja czuję się tak dobrze w jego towarzystwie, że zapomniałam o całym dzisiejszym dniu. Schodzi wreszcie ze mnie i kładzie się obok przyciągając mnie do siebie. Nastawiam zegar na 6:30, gdyż jutro zaczynam pracę o 8:00 i zasypiam, czując się najbezpieczniej pod słońcem.
*

O godzinie 7:34 jestem już pod firmą. Na spotkanie z Alexandrem robi mi się nie dobrze, na za dużo mu już pozwoliłam. Widzę go na głównym korytarzu, ale nie uśmiecham się w przeciwieństwie do niego. Wczoraj prosił mnie, żebym przynosiła dla siebie i niego kawy rano, co tez zrobiłam. W kawiarni, której byliśmy wczoraj kupiłam dwie pakowane w kubeczku kawy na wynos. Na dodatek dziś zaczyna się mój pierwszy dzień w pracy jako sekretarka, na którą się wczoraj zgodziłam. Czemu to zrobiłam? Nie mam pojęcia. Wręczam Alexandrowi kawę i idę w kierunku swojego biura.

-Stało się coś?- rzuca zza moich pleców.
-Nie, po prostu mam dziś sporo pracy odpowiadam wcale nie oglądając się za siebie.

Siadam przy swoim stanowisku, ale nie cieszę się swoją obecnością na długo. Dosłownie zdążyłam ściągnąć płaszcz a do biura wchodzi Alexander z pytającą miną.

-Widzę, że coś się stało- mówi.
-Proszę pana, nie stało się nic. Mam dużo pracy przed sobą, chciałabym to wykonać precyzyjnie i dokładnie- mówię podkreślając to, jak się do niego zwracam, żeby pokazać, że jesteśmy w relacji pracownik- szef.
-Rozumiem- odpowiada lekko zdziwiony i wychodzi zamykając za sobą drzwi.
*

Wychodzę z pracy przed piętnastą i zmierzam w kierunku samochodu. Idę w zamyśleniu spoglądając się co chwilę za siebie, gdyż czuje kogoś obecność. Moment później przede mną staje wysoka, rudowłosa kobieta ze smutnym wyrazem twarzy. Jest lekko poobijana i ma czerwone oczy. Staję w bezruchu.

-Masz ich dwóch...- odzywa się w końcu ochrypłym głosem.
Odwracam się na moment w stronę swojego samochodu, żeby zmierzyć odległość ewentualnej ucieczki, a kiedy wracam spojrzeniem na kobietę... już jej nie ma.

Kobieta MafiiWhere stories live. Discover now