𝒗𝒊𝒊𝒊﹒ otherwise, anger.

223 18 74
                                    

❛otherwise, anger❜

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

❛otherwise, anger❜

Kilka dni, tygodni, bądź miesięcy minęło od walki z Ultronem, od upadku Sokovii. Od możliwego dołączenia do Avengersów. Wciąż nie umiałam tego pojąć, ani momentu, gdy użyłam prawdziwych mocy po raz pierwszy.

Dziwne pozostało dziwnym. W głowie przeplatają mi się te same myśli, a obce głosy stały się głośniejsze. Wręcz krzyczały, wnerwione wdzierały się w moje myśli, odradzały mi czegoś. Nie mogłam zrozumieć czego, nie rozumiałam ich mowy, ich krzyków. Niczego.

Były jedynie niewyobrażalnie głośnymi krzykami, które nie dorwały się do mnie wystarczająco, aby wyniszczyć. Biorę głęboki wdech, przymykam tymczasowo oczy, po czym wypuszczam powietrze z płuc. Dopiero gdy unoszę powieki, orientuję się, gdzie jestem.

Galeria handlowa, miejsce, w którym można stracić wszystkie pieniądze i resztki posiadanej przez nas, o dziwo, godności. Nikt nie wmówi mi inaczej (wy tym bardziej). Przechylam głowę na bok, napotykam tym samym kościste ramię wysokiej osoby.

- Nie zamierzałem być twoją poduszką, Isa. - Burczy pod nosem. Irytujący głos sprawia, że natychmiast podnoszę głowę, patrzę na właściciela kościstego ramienia, dodatkowo wywracam oczami.

Ponownie odwracam się do niego bokiem, aby móc patrzeć na ludzi, którzy powoli zaczynają się do mnie zbliżać. Znajdujemy się prawie na tym samym poziomie. Schody ruchome, no tak.

Czuję wibrację w tylnej kieszeni swoich spodni, wyciągam urządzenie i spoglądam na ekran. Kolejna wiadomość od Atheny. W której wyraźnie jest napisane, że wraz z Casspianem mamy pięć minut, aby znaleźć się przed budynkiem.

To ten moment rozmowy, gdzie trzeba wyjaśnić wszystkie dotychczas niewyjaśnione sprawy. Przynajmniej, tak mi się wydaję. Mogę się mylić, mimo to stres powoli zaczyna przejmować nade mną kontrolę.

- Dlaczego zawsze, gdy jestem z tobą, muszę się spóźnić? - pytam zaciekawiona, chowam telefon we wcześniejsze miejsce, wolną dłonią zakładam kosmyki włosów za ucho. - Zawsze. Nie ma dnia, kiedy się nie spóźnię z twojego powodu.

Nastolatek jedynie odwdzięcza się sztucznym uśmiechem, marszczy przy tym oczy i ściąga brwi, wygląda komicznie. Trochę jak... Dobra, nie. Nie powiem tego. Nie pomyślę nawet o tym.

- Wybacz, pani punktualna - wypowiada to w taki okropny sposób, aż mnie dreszcze przeszły. - Nie każdy potrafi prowadzić podwójne życie i być jednocześnie w związku małżeńskim z czasem.

Prycham cicho, czuję urażenie na mojej duszy, przez jego słowa. Mimo to odwdzięczam się fałszywym uśmiechem, cicho chrząkam, po czym mówię:

- Trzeba było mnie słuchać, teraz byłbyś najbardziej punktualną osobą z naszej paczki. Ale nie, bo po co słuchać mądrzejszych. - Burknęłam przez zaciśnięte zęby, moja wypowiedź przesiąknięta była poirytowaniem. Naprawdę, czasami zastanawiałam się, czy zabicie tego pchlarza nie byłoby lepszym rozwiązaniem. Dla mnie i mojej cierpliwości.

𝐀𝐓𝐋𝐀𝐍𝐓𝐈𝐒.  pietro maximoff !! polska wersja .ᐟ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz