𝒙𝒊𝒊𝒊﹒ it's you...

127 13 31
                                    

❛it's you

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.

❛it's you...❜

Obecność Spider-Mana nie była niczym okropnym, wręcz przeciwnie. W oczekiwaniu na zebranie pełnej drużyny, aby przekonać Steve'a do zmiany planów, to właśnie on we własnej osobie rozluźniał spięta między nami atmosferę.

Wsłuchując się w jego wypowiedzi, uśmiechnęłam się pod nosem. On natychmiast przekręcił zamaskowaną głowę w moim kierunku, spoglądając białymi ślepiami na każdy milimetr mojej twarzy.

- Co?

- Nic, tak tylko patrzę - wyjaśnia pośpiesznie, zaraz po tym odwraca się w zupełnie innym kierunku. - Musimy iść wyżej, jeśli chcemy zrobić dobre wrażenie.

Kiwnięciem głowy przyznałam mu rację, razem podążając ramię w ramię, ruszyliśmy na wyższe piętro parkingu. Oboje stanęliśmy przy samej przepaści, obserwując wszystko z góry. Spider-Man chrząknął cicho, zwracając na siebie moją uwagę.

- Nie boisz się wysokości, prawda? - zapytał dla pewności, spojrzałam na niego z wymalowanym na twarzy znakiem zapytania. - No wiesz, wejście smoka.

- Ach, rozumiem - szepczę krótko - Nie, nie, spokojnie. - Wyznaję ze szczerością. Unoszę kąciki ust do góry.

- Świetnie, bo zaraz musimy się tam pojawić. - Wystrzelił palcami, wskazując na zbierającą się na dole drużynę.

Zrobiłam krok w kierunku człowieka pająka i owinęłam swoje dłonie wokół jego szyi. Wyższy o głowę wystrzelił pajęczynę, a zaraz po tym pociągnął naszą dwójkę w górę. Będąc w powietrzu, szukałam odpowiedniego miejsca, aby puścić się jego ciała i wylądować na własnych nogach.

Przerwa między Starkiem a moją mamą umożliwiła mi wykonanie odpowiedniej czynności. Będąc wystarczająco w górze, puściłam się szyi bohatera, dając mu tym samym do zrozumienia, że to ten moment.

Wykonałam skuteczny przewrót w powietrzu, zaraz po tym wylądowałam na ziemi, między Czarną Wdową, a Iron Manem. Wyprostowałam swoją postawę i spuściłam dłonie wzdłuż ciała. Rozejrzałam się na boki, aby upewnić się, że Spider-Man również się pojawił.

Mój wzrok szybko znalazł się na przeciwnej drużynie, z powagą obserwowałam każdego, zaczynając od Steve'a, idąc przez bliźniaków i resztę, a kończąc na Barnesie. Zacisnęłam szczękę, nie zważając uwagi na to, że dłonie z automatu zaczęły mi się zaciskać.

Błękitne tęczówki ponownie skrzyżowały się z tymi, które wpatrywały się we mnie ostatnimi czasy, ze znacznie większymi emocjami. Pietro kręcił głową, utrzymując nasz kontakt wzrokowy. Tym samym chciał dać mi do zrozumienia, jak wiele możemy wszyscy stracić.

To nie wróży niczego dobrego.

. . .

We dwie drużyny staliśmy naprzeciw siebie, wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, wyszukując drobnych szczelin w tym co się dzieje.

Atmosfera była dziwna, w końcu otoczenie między nami wszystkimi robiło się gęstsze z każdą sekundą. Nie wsłuchiwałam się w słowa głów obu drużyn, jedynie powtarzam czynności, jakie wykonywali.

Skoro drużyna należąca do Kapitana zaczęła kierować swoje kroki w naszym kierunku, my również to zrobiliśmy.

- Nie zatrzymują się. - Zauważa zestresowany Spider-Man. Wszyscy zaczęliśmy przyspieszać nasze kroki.

Zacisnęłam mocniej szczękę, obserwowałam swoimi błękitnymi tęczówkami każdy ruch swojego przeciwnika i jedynego wroga.

- Zostawcie mi Barnesa. - Ostrzegam wystarczająco głośno, aby pozostali zebrani po obu stronach mojego ciała usłyszeli.

- Oni przyśpieszają. - Powtarza zestresowany bohater. Mogłam jedynie domyślać się, że pod maską znajdowała się młoda osoba.

- My też to zrobimy - głos Wdowy zabrzmiał w mojej głowie, odbijając się echem, zmusił mnie wręcz do wykonania zadania.

Tak jak powiedziała, tak też zrobiliśmy. Nie minęła chwila, gdy obie drużyny zaczęły biec w swoim kierunku, aby wymierzyć w siebie mocne uderzenia. Przechyliłam swoje ciało, aby uniknąć uderzenia w ramię. Krzywię się, myśląc o tym, jak wiele rzeczy tutaj już zaszło, a ile ma dopiero zajść.

- Isla. - Słyszę stanowczy głos, zanim zdążyłam się rozejrzeć, przed moimi oczami ukazuje się Pietro. Jego poważna mina budzi we mnie ogromną chęć, aby wywrócić oczami.

I to również robię. Wywracam oczami, patrząc na niego z politowaniem.

- Nie mam czasu, Pietro. - Odpowiadam natychmiast, wykonuje szybki manewr, po czym odpycham od siebie mężczyznę.

Znajduję w tym samym momencie sporo czasu, aby ukryć się przed nim i wraz z zamaskowanym bohaterem ruszyć za Samem i Barnesem.

- Gdzie oni idą?

- A bo ja wiem. Musimy ich zatrzymać! - Rozkazuję, on natychmiast kiwa głową na znak zrozumienia. Wystrzela z dłoni sieć, szybkim ruchem łapie mnie za rękę i pozwala, aby sieć pociągnęła nas za sobą.

Mało brakowało, a byśmy zamienili się w placki na szybie.

Gdy człowiek pająk poruszał się po szkle, mi udało się wbiec do środka. Wypuściłam szmaragdowy strużek z dłoni, celując nim w przeciwników. Barnes wraz z Samem zostali odrzuceni na kilka kroków. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i podbiegłam bliżej.

Antagonista próbuje wstać, wykorzystuję moment jego nieuwagi. Zaciśniętymi pięściami wymierzam w jego klatkę piersiową oraz w twarz. Skutecznie się broni.

Całą swoją uwagę skupiam na nienawiści do mężczyzny, dlatego też nie zauważam, gdy mały dron wlatuje w moje plecy, popychając mnie do przodu. Barnes dostaje dodatkowego czasu na wstanie i uczucie. Siarczyście klnę pod nosem, podnoszę się szybko i zaczynam biec za nim, wcześniej łapiąc drona do dłoni.

Potrzebuję ponownie uzyskać przewagę, gdy Barnes zatrzymuję się wraz ze swoim towarzyszem Samem, Spider-Man wykorzystuję okazję, aby wymierzyć cios w Zimowego Żołnierza. Ten również zamierzał wykonać taki ruch, jednak nie spodziewał się, że zamaskowany zatrzyma jego metalową dłoń.

- O kurde, koleś! Masz metalową rękę, kozacko! - Uradowany chwali przeciwnika, wywracam oczami, po czym po prostu wymieniam się z zamaskowanym.

Ponowna walka z Barnesem opiera się głównie na wymierzaniu i unikaniu wzajemnych ciosów. Krzyczę ze zdenerwowaniem, przez co kilka szyb pęka w odpowiedzi.

Zimowy Żołnierz odskakuje na bok, aby uchronić swoją twarz przed uderzeniem. Zaciska dłoń na mojej ręce, obraca mnie plecami do siebie i w bezpieczny sposób zakłada wolną dłoń na mojej szyi.

- Nie chce walczyć.

- Ale ja chce! - Rozstawiam swoje nogi, jedną umieszczam pomiędzy jego, po czym pochylam się, aby przerzucić go na plecy.

Mężczyzna wydaje się zdziwiony, dlatego korzystam z okazji i przyciskam kolano do jego klatki piersiowej. Byłam w pełni gotowa, by wymierzyć cios prosto w jego twarz, ale zmęczony głos zatrzymał mnie.

- To ty - wyszeptał pełen zmęczenia, marszczę brwi na jego słowa. - Pamiętam cię...

𝐀𝐓𝐋𝐀𝐍𝐓𝐈𝐒.  pietro maximoff !! polska wersja .ᐟ Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt