Rozdział 3

545 28 0
                                    

Usiadłam na drogę i trzymając się za głowę, poczułam na ręce jakąś ciecz. Dotykając się za łuk brwiowy, cicho syknęłam. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, ale zdając sobie sprawę co się dzieje, mimo bólu głowy wstałam z ziemii, lekko się chwiejąc i poleciałam z powrotem w stronę ciężarówek. Wytarłam rękawem oko, bo przez krew nie umiałam go otworzyć.
Nie wiem ile leżałam, ale znajdowali się trochę daleko, w momencie gdy chciałam polecieć wyżej zauważyłam, że ktoś zwisa pod jedną z ciężarówek. Przyjrzałam się bliżej i z przerażeniem stwierdziłam, że to Bucky, który zaraz straci siły i spadnie.
Bez zastanowienia przyśpieszyłam, by znaleźć się jak najszybciej w drugiej ciężarówce i ją zatrzymać.
Będąc już blisko, spojrzałam czy Barnes jeszcze wisi i z przerażenia, otworzyłam szeroko oczy widząc, że Falcon i Żołnierz leciały wprost na mnie.
Nie zdążyłam nawet krzyknąć, a dwa ciała wleciały we mnie i razem z nimi przeturlałam się na polane. Poczułam ból przeszywający całe ciało i ciężar na klatce piersiowej. Otwierając oczy zobaczyłam nad sobą Bucky'ego.
Jego przerażone oczy patrzyły na moją ranę.

— Wszystko okej? — zadał głupie pytanie.

— Złaź ze mnie — zepchnęłam go.

— To byli super żołnierze — patrzył pusto w niebo.

— Naprawdę? Nie wiedzieliśmy —powoli wstałam — Skąd oni wzięli serum? Przecież je zniszczyli.

— Chyba jednak nie.

Otrzepałam się z ziemi i nie patrząc na nich, poszłam w kierunku drogi. Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń i powinnam wrócić do domu, zabrać ciepłą kąpiel i zapomnieć o dzisiejszej sytuacji, ale nie zrobię tego. Ci buntownicy są zbyt niebezpieczni by Sam sobie radził z tym w pojedynkę.
Obok mnie pojawił się przyjaciel, który wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał mi ją bez słowa. Bucky znalazł się przed nami i szedł jakby nigdy nic. Wszyscy na zewnątrz jesteśmy spokojni, ale w środku gotujemy się z nadmiaru tej niewiedzy i strachu.
Idąc tak przez pół godziny w dość niezręcznej ciszy, miałam ochotę się odezwać przynajmniej do Sam'a, ale nie przychodziło mi nic do głowy niż same głupie komentarze, które teraz są nie na miejscu.

— Nad czym tak myślisz Bucky? —powiedział rozbawiony przyjaciel, ratując nas przed tą ciszą i mnie przed powiedzeniem czegoś nieodpowiedniego.

— Przetwarzam dane.

— Na twoim miejscu bym już przestała, dymi ci z uszu — uniosłam brwi — Chyba się przegrzałeś.

— Musimy się dowiedzieć skąd biorą serum — nie odpowiedział na mój komentarz, jednak wzrokiem próbował mnie zabić.

Przygryzłam wargę by sie nie uśmiechnąć. Nadal jestem na niego zła.

— I jakim cudem po osiemdziesięciu latach nigdzie ich nie zarejestrowali.

Mieli rację, Steve i T.A.R.C.Z.A mówili, że wszystko zostało zniszczone, a tu taka niespodzianka. Osoba, która go zrobiła ponownie musiała nieźle się przy tym napracować i zarobić na tym fortunę.
Ci buntownicy nie wyglądali jakby to serum było Kapitana Ameryki i byłego żołnierza Hydry, a moje. Byłam ich jedynym powodzeniem przy cichych żołnierzach, reszta umierała po kilku minutach. Jednak skąd wzięli próbki?

— Była lekka wtopa, co? — obok nas stanął samochód, gdzie na tyłach siedziała podróbka Kapitana Ameryki i jego przydupas.

Jeszcze jego tu brakowało.

Przewróciłam tylko oczami na jego komentarz i ruszyłam dalej, jednak ten nie dawał spokoju i znowu zatrzymał się obok.

— Teraz chociaż wiemy z czym się mierzymy — wkurzał mnie jego głos — Wydaje mi się, że to Wielka Trójka.

Broken Promise || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now