Rozdział 29

208 32 0
                                    

Otworzyłam powoli oczy i przetarłam je zdezorientowana. Nie wiedziałam gdzie jestem i próbowałam rozbudzić się spanikowana myśląc, że zostałam znowu złapana przez HYDRA.
Obok siebie usłyszałam ciche pochrapywanie i spojrzałam na leżącego tam Bucky'ego, który wtulał się w poduszkę i spokojnie spał.
Odetchnęłam, przypominając sobie, że jestem tylko u Sarah i Sam'a. Wszystkie wspomnienia z wczorajszego dnia powoli do mnie wracały, próbowałam od razu odsunąć od siebie moją interakcję z Bucky'm, ale przecież miałam plan, który miałam zrealizować. Jednak najbardziej obawiałam się, że to ja sama umrę z tych rozmów, a Bucky będzie się ze mnie śmiał.
Nie miałam zamiaru rezygnować, chociażby moja twarz miała mnie palić z rumieńców, on też musiał się zarumienić. Najmniejszy odcień różu na jego twarzy będzie wskazywać o moim zwycięstwie.
Patrzyłam na jego śpiącą twarz, która była rozluźniona i nie wyglądał jakby chciał każdego zabić. 

— Dzień dobry — szepnęłam mu do ucha i specjalnie wypuściłam oddech na jego szyję.

Od razu zauważyłam na jego skórze gęsią skórkę i poczułam triumf, mimo że był to dopiero początek i z całych sił próbowałam być spokojna.
Bucky poruszył się delikatnie i otworzył oczy, przeciągając się. Jego wzrok od razu spoczął na mnie i uniósł nieznacznie brwi.

— Boże, twoje włosy wyglądają jakby pokopał cię prąd.

Zmrużyłam oczy i prychnęłam. To był najgorszy komplement jaki dostałam w życiu.

— Dzięki, ty za to wyglądasz jakbyś był samym Bogiem Piękności —przewróciłam oczami.

Akurat z tym naprawdę nie kłamałam. Jego włosy były w nieładzie, ale przez to wyglądał dwa razy lepiej, a jego zaspane, niebieskie oczy, oświetlone przez słońce dodawały mu uroku. Nie wyglądał na zimnego mężczyznę, ale na takiego, na którego poleciałaby każda kobieta na ulicy.

— Widzę, że obudziłaś się z humorem na komplementowanie mnie — usiadł, przeczesując włosy — Nie będę marudzić.

— To jednorazowe — prychnęłam — Nie podniecaj się tak.

Bucky tylko pokręcił głową z rozbawieniem i powoli wstał z kanapy. Zrobiłam to samo, poprawiając moją piżamę. Nie chciałam mu oferować widoku mojego ciała z rana.

— Pójdę pomóc Sam'owi — powiedział Bucky, przechodząc obok mnie.

— A śniadanie?

— Dziękuję, możesz mi zrobić — puścił mi oczko i zniknął w łazience.

Dupek.

Chociaż i tak nie miałam nic innego do roboty bo Bucky zajął łazienkę, więc poszłam zrobić nam wszystkim śniadanie. 
Wyciągnęłam chleb tostowy i nałożyłam na kilka kromek dżem. Miałam nadzieję, że to wystarczy, a Bucky nie zje wszystkiego.
Westchnęłam cicho i zmarszczyłam brwi. Miałam zrobić coś, żeby Bucky się zarumienił, ale co ja miałam do cholery zrobić? Ten facet jest jak kamień, a ja prawie w ogóle nie znam się na flircie.
Musiałam zrobić cokolwiek, ale nie chciałam wyjść na kompletną idiotkę, więc musiałam działać mądrze. Chociaż czy przy nim uda mi się to zrobić?

— Same słodkości z samego rana — do kuchni wszedł Bucky a jego mokre włosy opadały mi na czoło.

— Jesteś zbyt gorzki, więc trochę słodkości ci nie zaszkodzi.

— Ała, zabolało — chwycił się dramatycznie za serce i stanął obok mnie, zabierając jedną kanapkę.

— Oh przepraszam — podeszłam do niego bliżej, chociaż w środku cała drżałam – Kanapka z dżemem na pewno uleczy twoje złamane serce.

— Oczywiście — wgryzł się w kanapkę a trochę dżemu zostało w kąciku jego ust.

To była moja szansa by go zawstydzić. Nie, żeby zawstydzić nas oboje, bo ja nie byłam w stanie zrobić tego z obojętnością.
Uniosłam dłoń i patrząc mu w oczy, starłam kciukiem dżem i oblizałam palec. Jego wzrok był skierowany na mój palec i usta.

— Jednak nie jesteś taki gorzki.

Nie czekając na odpowiedź, szybko go ominęłam. Zabrałam plecak z ziemi i zamknęłam się w łazience, opierając się o drzwi. Serce biło mi niemiłosiernie szybko, a w odbiciu lustra widziałam jaka jestem czerwona.
Idiotka, mogłam zostać dłużej, żeby zobaczyć reakcję, a nie uciekać jak ostatni tchórz. 
Podeszłam do umywalki i obmywałam twarz zimną wodą. Musiałam się ochłodzić, pomyśleć o tym głupim planie.
Jak niby miałam go zawstydzić, jak sama robiłam się przy tym czerwona jak burak? Mój plan jednak nie był tak idealny jak myślałam.
Zrobiłam szybko poranną rutynę i wyszłam z łazienki, wiążąc włosy w kucyka. Na talerzu zostały dwie kanapki, które zjadłam i miałam nadzieję, że Bucky wyszedł, biorąc kilka z nich by podzielić się z Sam'em.
Wyszłam na zewnątrz, a ciepłe słońce uderzyło mnie w twarz. Uniosłam rękę by zasłonić oczy i poszłam w stronę łódki, gdzie pewnie był Sam i Bucky. 
Musiałam być spokojna, grać niewzruszoną tym co się stało między nami rano. Wiedziałam, że mi się to nie uda, ale w każdej chwili mogłam uciec.
Wchodząc na łódź poczułam ucisk w żołądku, widząc Bucky'ego szorującego w środku łódki jakiś stół, a Sam'a nigdzie nie było.

— Pomóc ci? — spytałam.

— Możesz wyczyścić tamte okno — wskazał na małe okienko.

— Okej.

Przeszłam obok niego, specjalnie ocierając o  siebie nasze ramiona i zauważyłam, jak Bucky ściska mocno szczękę.
Stojąc do niego tyłem i czyszcząc okno, na mojej zarumienionej twarzy pojawił się mały triumfalny uśmiech. Czyli jednak pokazywał jakieś reakcje.

— Jutro z rana pojedziemy — odezwał się po kilku minutach ciszy — Muszę jeszcze załatwić coś na mieście.

— Okej, ja wrócę do swojego mieszkania, żeby zabrać więcej broni — wzdycham — Nie wiadomo co się stanie, gdy będziemy walczyć z Karli.

— Miejmy nadzieję, że nic złego — mruknął pod nosem.

Odwróciłam się w jego stronę i odłożyłam szmatkę, którą myłam okno.

— Myślisz, że ktoś może zginąć? — podeszłam do niego, chociaż znałam odpowiedź.

— Wolałbym nie, ale nie wiemy co jej siedzi w głowie — westchnął i spojrzał na mnie.

— Trzeba być dobrych myśli — oparłam się o stół obok niego.

— Łatwo mówić — prychnął.

Odwróciłam wzrok wiedząc, że Bucky miał rację. Przeżyliśmy zbyt wiele by myśleć pozytywnie o jakiejkolwiek misji. Znaliśmy zagrożenie i mimo obaw, zgadzaliśmy się na nie. Zrobiliśmy zbyt dużo złego by siedzieć bezczynnie w domach. Chociaż w ten sposób mogliśmy chociaż w małym procencie odkupić nasze winy.
Poczułam jego ciepłą dłoń na ramieniu i uniosłam głowę by spotkać się z jego niebieskimi tęczówkami. Po jego wyrazie twarzy widziałam, że wiedział o czym myślę. Barnes był jedyną osobą która mnie rozumiała i odczuwała ten sam ból co ja.
Byliśmy tymi samymi ludźmi, z tą samą historią, bólem i udręką, którą próbowaliśmy ukryć, jednak ona uciekała na zewnątrz. 
Bez zastanowienia wtuliłam się w niego, próbując powstrzymać łzy, a jego ramiona mocno się wokół mnie owinęły, gdy położył brodę na czubku mojej głowy.
Byliśmy złymi ludźmi, błagającymi o odkupienie, które nigdy nie nadejdzie.

Hejka! Rozdział w miarę spokojny, ale obiecuję, że w kolejnym zacznie się coś dziać.
Zapraszam także na mój profil do drugiej książki pt. ,,Bestrix". Książka fantasy opowiadająca o dziewczynie, która straciła pamięć i spotkała mężczyznę, którego wolałaby nie znać. Narazie są tylko 3 rozdziały, ale napewno pojawi się ich więcej!
Miłego wieczoru!

Broken Promise || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now