Rozdział 12

350 29 1
                                    

Dalej zaspana szłam za resztą pomiędzy kontenerami. Noga tak nie bolała, bo dostałam jakiś zastrzyk od Sharon.
Czułam się jak w jakimś labiryncie, w którym w każdym momencie może wyskoczyć ktoś kto będzie chciał nas zabić. Nawet nie słuchałam rozmowy Sam'a i Zemo, moja głowa była zapełniona marzeniem by przespać kolejny rok i Bucky'm, do którego miałam coraz bardziej mieszane myśli. Uczucia jakie mam, gdy rozmawiamy są podobne do tych sprzed parunastu lat, wtedy też nie wiedziałam o co chodzi. Te dziwne mrowienie w brzuchu nie dawało mi spokoju.

— Liz — ktoś delikatnie mnie szturchnął — Skup się.

— Sorki — spojrzałam na Bucky'ego, który jak zawsze miał wyraz twarzy jakby chciał kogoś zabić — Zamyśliłam się.

Stanęliśmy przed jednym z kontenerów, a ja w końcu zaczęłam czuć adrenalinę. 

— To tu, kontener cztery, dwa, sześć, jeden — Sharon spojrzała po kolei na każdego z nas — Postoję na czatach, ale pośpieszcie się. Nie mamy zbyt dużo czasu.

— Nie ma sprawy, sama chcę to mieć już za sobą — zabrałam od niej jedną ze słuchawek.

Wyciągnęłam pistolet i powoli otworzyłam kontener. Delikatnie się wychyliłam i widząc to co było w środku, a raczej czego nie było, miałam ochotę krzyczeć.

— To są jakieś jaja — otworzyłam szerzej wielkie drzwi — Tu nic nie ma.

Weszłam do środka, a za mną cała reszta i rozglądałam się za jakimś przyciskiem, ale nic nie znalazłam.

— Sharon jesteś pewna, że to tu? — spytał Sam — Nic tu nie ma.

— To na pewno tu, poszukajcie.

Usłyszałam skrzypnięcie i spojrzałam na Zemo, który otworzył jakąś ścianę. Uniosłam broń i przeszłam obok Zemo. 
Ten cały Nagel jest niezły jeśli chodzi o ukryte pomieszczenia. Mam nadzieję, że w pułapkach już taki nie jest. Wchodząc coraz wyżej słyszałam muzykę i ciche podśpiewywanie. Pokazałam Bucky'emu by poszedł z lewej. Za mną szedł jakby nigdy nic Zemo, a na końcu Sam co chwilę rozglądając się do tyłu. 
Na szafkach było pełno zlewek i kolb zapełnionych jakimiś substancjami. Były oczywiście podpisane, ale te nazwy nic mi nie mówiły. W ciągu tych lat, gdy byłam Zimowym Żołnierzem nauka tak poszła do przodu, że chyba powinnam wrócić do podstawówki, żeby wszystkiego się nauczyć.
Idąc za dźwiękiem muzyki, zauważyłam stojącego do nas tyłem jakiegoś mężczyznę. Zrobiłam jeszcze kilka kroków do przodu i złapałam lepiej pistolet. Zemo wyłączył muzykę, a Nagel od razu się do nas odwrócił.

— Doktor Nagel? — spytał Sam.

— Kim jesteście? — patrzył na nas przerażony.

— To nie ty zadajesz tu pytania — podeszłam do niego i pchnęłam na krzesło, z którym prawie się przewrócił — Wiemy, że odtworzyłeś serum.

— Wynocha z mojego laboratorium — szybko wstał i chciał przejść, ale Bucky popchnął go z powrotem.

— Siedź — przystawił mu broń do czoła.

— Kojarzysz nas? — wskazałam na Zemo — A to jest baron Zemo, pewnie znasz z wiadomości. Na twoim miejscu zaczęłabym mówić, jeśli nie chcesz kulki w łeb.

— Może mała propozycja? — powiedział już spokojnym tonem, ale w oczach daje było widać strach —Przebijesz ich ofertę, to powiem wszystko.

Facet ma tupet, żeby jeszcze mówić nam takie rzeczy.

Przyszły kłopoty — usłyszałam przez słuchawkę.

Kto by się tego spodziewał.

— Zaraz mogę przebić twoją czaszkę, gnoju.

Broken Promise || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now