Rozdział 26

227 28 0
                                    

Popijałam kawę, idąc obok Bucky'ego przez park. Ta chwila ciszy dała mi lekką ulgę. Żadnych krzyków, walk ani rozmawianiu o sprawach politycznych i zastanawianiu się nad kolejnym ruchem. Po prostu cisza, nie było tu nawet ludzi, tylko ja i Bucky. Nie musieliśmy nawet ze sobą rozmawiać, cisza między nami była przyjemna i tylko niekiedy była przerywana przez ptaki. Od początku misji nie czułam takiego spokoju, mimo że zmierzaliśmy w stronę Zemo, który zapewne stał przy pomniku poległych. Ja i Bucky wiedzieliśmy, że po ucieczce przyleciał tutaj, bo cały czas o tym mówił, jakby sam chciał zostać złapany.
Spojrzałam kątem oka na Bucky'ego. Jego wyraz twarzy jak zawsze był poważny, ale znałam go na tyle długo by wiedzieć, że także był zrelaksowany. Jego brązowe włosy delikatnie powiewały na wietrze, a zimne oczy patrzyły przed siebie, gdy popijał kawę. Czułam się jak przed wojną, gdy razem z nim i ze Steve'm chodziliśmy po mieście z jednym kubkiem kawy na nas trzech, bo na więcej nie było nas stać i rozmawialiśmy o wszystkim co tylko wpadło nam do głowy. Brakowało mi tych czasów, kiedy próbowaliśmy uzbierać pieniądze na tą jedną kawę. Przeszukiwaliśmy całe mieszkania, sprawdzając czy gdzieś nie zapodział się jakiś cent, a później kłóciliśmy się kto ma wypić ten ostatni łyk.

— Myślisz, że będziemy w stanie kiedyś do tego wrócić? — spytałam, odwracając wzrok.

— Może nie całkowicie — westchnął — Ale mam nadzieję, że gdy zakończymy tą całą sprawę z Karli to zrobimy sobie przerwę. Żadnego patrolowania miasta, żadnych misji. Tylko my.

Moje serce zabiło mocniej na te słowa. Czułam się jak głupia nastolatka, zakochana w swoim przyjacielu. Przygryzłam wargę, nie wiedziałam czy będę w stanie ukrywać to przez cały czas. Znowu zaczęłam się do niego przywiązywać. Złość i uraza całkowicie zniknęły i nie chciałam by już odchodził, nie wypuściłabym go.

— Więc nie wyjedziesz?

Bucky zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Widziałam jak jego szczęka zacisnęła się, gdy patrzył w moje oczy.

— Mówiłem ci, że nie mam zamiaru już cię zostawiać — podszedł do mnie bliżej, a ja poczułam jego ostre perfumy — Nie ignoruj moich słów.

— Nie ignoruję — z całych sił próbowałam utrzymać jego spojrzenie — Wolałam się upewnić.

— Zostanę przy tobie — odwrócił się i znów zaczął iść — Nie popełnię znowu tego samego błędu.

W momencie gdy Bucky się odwrócił i poszedł, wzięłam głęboki wdech, nie zdając sobie sprawy, że przez chwilę wstrzymywałam oddech. Serce biło mi niemiłosiernie szybko, Bucky powiedział to tak poważnie, że uwierzyłam w jego słowa. Byłam szczęśliwa, że znowu był przy mnie.
Nie mogłam uwierzyć, że czułam się tak przez jednego mężczyznę. Potrafiłam walczyć z kosmitami bez strachu, ale gdy Bucky stał obok, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Pokręciłam głową i dogoniłam Bucky'ego. Między nami znów zapadła cisza, zbliżaliśmy się do pomnika i od razu zauważyliśmy Zemo, który wyglądał jakby na nas czekał. 
Bucky wcisnął mi jego kawę do ręki i ruszył do mężczyzny. Stałam kilka metrów dalej wiedząc, że Barnes chciał zająć się tym sam.
Patrzyłam na nich w ciszy, byłam zbyt daleko by zrozumieć jakiekolwiek słowa, gdy Bucky celował w niego pistoletem. Nie czułam się zestresowana, ufałam mu i wiedziałam, że nie zrobi nic głupiego. Z daleko usłyszałam głos silnika i zobaczyłam lądujących ludzi z Wakandy, daliśmy im dać wcześniej by tutaj przylecieli. 
Poczułam ulgę, która rozpłynęła się po moim ciele. Jedna sprawa została zakończona, musieliśmy tylko wrócić do Sam'a i zastanowić się jak zakończyć działania Karli i jej ludzi. Miałam nadzieję, że to też szybko się skończy. Chciałam już wrócić do mieszkania i spędzić trochę czasu z Bucky'm, chciałam wiedzieć co robił, gdy się do mnie nie odzywał.
Patrzyłam jak Zemo został prowadzony przez Bucky'ego w stronę Wakandyjczyków, ale Zemo zatrzymał się stojąc niedaleko i patrzył na mnie.

— Trzymaj się, Aniołku — kiwnął mi głową i pomaszerował z kobietami w stronę samolotu.

Nie odezwałam się, patrzyłam jak znika w samolocie. Byłam trochę zaskoczona, że się ze mną pożegnał, ale wiadomo było, że Zemo lubił robić show.

— Jedna sprawa z głowy — odezwał się Bucky, podchodząc do mnie.

Spojrzałam na niego, już nie był tak poważny jak kilka minut temu, a jego twarz znowu była rozluźniona.

— Ta, teraz musimy zająć się tą trudniejszą — westchnęłam.

Bucky objął mnie ramieniem i pociągnął w stronę wyjścia, biorąc jego kawę z mojej ręki. Poczułam ciepło w całym ciele, gdy tak mnie dotykał.

— Odwiedźmy Sam'a — powiedział spokojnie — Tam o wszystkim porozmawiamy.

— Słyszałam, że jest u Sary — uśmiechnęłam się — Chętnie ją odwiedzę.

Ja i Sarah miałyśmy dobry kontakt. Sam kiedyś mnie do niej zabrał i przegadałyśmy całą noc, wypijając trzy butelki wina. Ja oczywiście byłam trzeźwa, ale Sarah mocno się upiła i na następny dzień miała kaca. Czułam się źle z tym, że ją upiłam, ale Sam podziękował mi, że na chwilę odciągnęłam ją od problemów.
Zabrałam łyk kawy i coś sobie przypomniałam.

— Widziałam, że rozmawiasz z Ayo — spojrzałam na niego — O co chodziło?

— Wakanda miała u mnie mały dług — wziął łyk kawy — Pomogą mi załatwić prezent dla Sam'a.

— Prezent? — uniosłam brwi — Jaki prezent?

— Niespodzianka — uśmiechnął się tajemniczo.

Przewróciłam oczami i dźgnęłam go palcem w żebro, a on cicho jęknął pocierając to miejsce.

— Za co to było?

— Tajemnica — uśmiechnęłam się niewinnie i odsunęłam się od niego by wyrzucić pusty kubek do kosza, ale usłyszałam jego szept.

— Mały złośliwiec.

Hej! Rozdziały będą pojawiać się rzadziej, ponieważ zbliża się matura i teraz większość weekendów spędzam na nauce. Postaram się pisać rozdziały co dwa tygodnie. Powodzenia innym w nauce na maturę!

Broken Promise || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now