Rozdział 17

328 33 1
                                    

Siedziałam na kanapie między Sam'em i Bucky, ale nie słuchałam ich rozmowy. Moja cała uwaga była skupiona na Zemo, który jakby nigdy nic nalewał sobie herbaty. Krew we mnie buzowała widząc jego niewinny wyraz twarzy. Byłam pewna, że czegoś się dowiedział, ale ten idiota wolał zatrzymać to dla siebie.
Cały czas patrzyłam na Zemo, który jakby nie zauważył mojego wkurzonego spojrzenia i podszedł do nas kładąc tacę z herbatą na stół, unikał mojego wzroku i patrzył tylko na dwójkę moich przyjaciół. 

— Ta dziewczynka — powiedział Bucky patrząc swoim nieodgadnionym wzrokiem na Zemo — Co ci powiedziała?

Nasza trójka patrzyła oczekująco na odpowiedź Zemo, który nie śpieszył się by odpowiedzieć i spokojnie nalał do drugiej filiżanki herbaty.

— Pogrzeb jest dziś po południu — w końcu się odezwał, ale nie udzielił nam więcej informacji.

Byłam coraz bardziej wkurzona, ścisnęłam dłonie w pięści i patrzyłam na każdy najmniejszy ruch Zemo.

— Dora Milaje będą tu niedługo, nie zdziwię się jeśli czekają już na zewnątrz — głos Bucky wydawał się spokojny, ale wiedziałam, że też próbował nie wybuchnąć — Mów dalej.

— Żebyś wydał mnie jak tylko znajdziemy Karli? — Zemo powoli spojrzał każdemu z nas w oczy — Wolę mieć kartę przetargową.

Tego było za dużo. 
Wstałam z kanapy i popchnęłam Zemo na ścianę, wyciągając nóż i przykładając mu go do szyi. Patrzyłam mu wkurzona w oczy, a lekceważąca postawa tego człowieka jeszcze bardziej pogarszała całą sytuację.

— Mam ci pokazać moją kartę przetargową? — spytałam wkurzona i bardziej przycisnęłam nóż do jego gardła.

Poczułam czyjeś ręce na mojej talii i zostałam odciągnięta od Zemo, który wziął głęboki wdech. Wiedziałam, że mimo jego lekceważącej postawy wystraszyłam go.

— Liz, uspokój się — usłyszałam obok swojego ucha głos Bucky, a jego oddech załaskotał mnie w szyję — Też nie trawię tego gościa, ale martwy nam nie pomoże.

Ścisnęłam mocniej sztylet i czułam jak po moim kręgosłupie przechodzi dreszcz od jego dotyku i oddechu na szyi. Nadal wpatrywałam się wkurzona w Zemo, jednak coraz trudniej mogłam się skupić przez Bucky'ego, który stał za mną i mocno mnie trzymał.

— Bucky ma rację — między mną i Bucky stanął Sam — Jak zwykle prowokuje i głupio przekrzywia głowę.

Zemo jak na zawołanie wyprostował głowę i patrzył to na mnie to na Bucky, jakby obawiał się, że brunet w każdej chwili mnie puści, a ja się na niego rzucę. To nie byłaby taka zła opcja, ale Sam miał rację, on nas tylko prowokował. Musiałam się uspokoić.

— Okej — odsunęłam się od Bucky, ale mrowienie na ciele zostało. Cholera, nawet w tak poważnej sytuacji? To już zaczynało być wkurzające — Jeśli to się powtórzy to nie trafisz do więzienia tylko pod ziemię.

Spojrzałam ostatni raz na Zemo i wyszłam z budynku, chowając nóż do sakiewki. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, sama obecność Zemo mnie wkurzała, a jego głupie odzywki jeszcze bardziej. 
Wyciągnęłam z kieszeni kurtki papierosa i zapalniczkę. Usiadłam na najniższym schodku i odpaliłam papierosa mocno się nim zaciągając. Złość powoli ze mnie schodziła, ale wiedziałam, że gdy wrócę do środka i znowu spojrzę na Zemo to wszystko wróci, przy nim nie dało się być spokojnym.

— Myślałem, że już nie palisz — usłyszałam za sobą głos Sam'a.

— Palę tylko gdy bardzo się wkurzę — nawet nie odwróciłam się do przyjaciela tylko patrzyłam przed siebie — Przez tego człowieka nie da się spokojnie usiąść.

Sam usiadł obok i głośno westchnął. Siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy przed siebie. Ja co chwilę zaciągałam się papierosem, czując jego niedobry smak w ustach, ale mimo wszystko nie przerwałam. Mimo że było niedobre i tak w jakiś sposób pomogło mi się uspokoić.

— Wiesz — w końcu Sam się odezwał — Nie spodziewałem się, że to ty wybuchniesz. Zawsze to Bucky był tym bardziej agresywnym.

— Jak widać nauczył się panować nad gniewem, a ja przestałam — powiedziałam spokojnie — Ja nie potrafię być przy Zemo spokojna. Nie po tym wszystkim co zrobił Bucky'emu, Steve'owi i wszystkim innym — zdeptałam spalonego papierosa — Bucky w tamtym czasie próbował na spokojnie ogarnąć ten nowy świat, a Zemo wciągnął go w to bagno przez co Bucky prawie zginął.

A ja mogłam tylko na to patrzeć.

— Też nienawidzę Zemo — Sam położył dłoń na moim ramieniu — Ale oboje wiemy, że tylko on jest nam w stanie pomóc złapać Karli.

— Taa — westchnęłam niezadowolona — Jezu, sam sposób jego oddychania jest nie do zniesienia.

Sam cicho się zaśmiał i zabrał dłoń. Znowu się do siebie nie odzywaliśmy. Chciałam, żeby ta misja w końcu się skończyła.

— Bucky wyglądał na zmartwionego — nagle zmienił temat.

— Co? — odwróciłam głowę w jego stronę zdziwiona.

— Nie tylko on, ja też się martwię — Sam spojrzał na mnie — Widzimy, że jesteś czymś zestresowana i nie chodzi tylko o Zemo i Karli. Co się dzieje? Chodzi o Bucky?

Westchnęłam głośno na jego ostatnie pytanie. Wiedziałam, że w końcu ta chwila nadejdzie i Sam mnie o to spyta. Chociaż spytał w najmniej odpowiednim momencie, bo miałam mętlik w głowie. Te wszystkie sytuacje pomieszały mi w głowie i już nie wiedziałam o czym myśleć.

— Można tak powiedzieć — po kilku sekundach ciszy w końcu odpowiedziałam — Pojawił się tak nagle, powinnam być na niego zła, ale nie potrafię — schowałam twarz w dłoniach — Powinnam go nienawidzić za to, że wtedy mnie opuścił, gdy wiedział, że go potrzebuję, ale nie potrafię. Nie potrafię nawet myśleć, o tym że go nienawidzę. Przez te kilkadziesiąt lat zawsze byliśmy obok siebie, w pewnych momentach nawet nie odstępowaliśmy się na krok przez kilka lat — westchnęłam — Opuścił mnie i znowu wrócił, w momencie gdy już przyzwyczaiłam się do jego nieobecności — próbowałam powstrzymać łzy — Mimo że powiedział, że mnie nie zostawi i tak boję się, że to znowu zrobi.

Nie powiedziałam Sam'owi o tym co czuję do Bucky, nie chciałam by ktokolwiek o tym wiedział. Musiałam po prostu chwilę wytrzymać aż w końcu Bucky przestanie mi się podobać, byłam pewna że nie potrwa to długo.
Sam uważnie słuchał moich słów i kiwał głową nad czymś się zastanawiając.

— Bucky już cię nie zostawi — powiedział to bardzo pewnie Sam – Widzę, że mu też zależy na jego dziwny sposób. Pod jego surową twarzą widzę, że się o ciebie martwi za każdym razem gdy znikniesz mu na chwilę z oczu — Sam uśmiechnął się pocieszająco — Bucky to trudny człowiek, ale jestem pewien, że już cię nie opuści i do końca życia będzie cię za to przepraszał.

Broken Promise || Bucky BarnesTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang