Rozdział 15

378 30 2
                                    

Wylądowałam przed budynkiem, chowając skrzydła i zauważyłam, że Bucky idzie w moją stronę. Był strasznie zamyślony i patrzył w ziemię, nie zauważył mnie, więc mogłam przez chwilę mu się poprzyglądać. Jego delikatny zarost dodawał mu uroku, a w kurtce wyglądał jak ochroniarz z tych wszystkich mafijnych filmów, którego wszyscy się bali, a tak naprawdę nie skrzywdziłby nawet muchy.

— Twoja niezadowolona mina jest jeszcze bardziej niezadowolona niż zawsze — odezwałam się, a Bucky w końcu mnie zauważył.

— Niezadowolona mina? — uniósł brwi.

— No wiesz, ta surowa...A zresztą nieważne — skrzyżowałam ręce — Co jest?

— Jak zawsze wszystko wiesz — kręci głową z delikatnym uśmiechem —Spotkałem Ayo, nie była zbyt zadowolona, że pomogłem w ucieczce Zemo.

— Nie przypominam sobie, żeby ktoś jeszcze był z tego zadowolony.

Bucky spojrzał na mnie surowo i westchnął.

— Tak, wiem. To było głupie, ale musisz przyznać, że bardzo się przydaje — patrzyliśmy  sobie w oczy, nie chciałam przyznać mu racji, ale taka była prawda. Zemo był pomocny — Wracając, była na nas bardzo wkurzona.

— Na nas? Ja w tym nie brałam udziału — powiedziałam trochę wkurzona, nie chciałam być wciągana w głupi plan Bucky'ego.

— Powiedziałem jej to samo. Na ciebie jest wkurzona, bo mnie nie powstrzymałaś i nie zabrałaś go z powrotem do więzienia.

Na to mogła być zła. Mimo wszystko zgodziłam się by Zemo nam pomógł zamiast wpakować go znowu do więzienia. Taka myśl przeszła mi oczywiście przez głowę, ale nie chciałam utknąć w miejscu. Gdyby nie Zemo nie dowiedzielibyśmy się gdzie przebywał Doktor Nagel. Pewnie stałoby się to po jakimś czasie, ale chcieliśmy to wszystko skończyć jak najszybciej.

— I co dalej? — spytałam po chwili przerwy.

— Resztę powiem w środku — otworzył mi drzwi — Panie przodem.

— Jak zawsze dżentelmen — weszłam do budynku.

— Jakże by inaczej — ominął mnie i mrugnął, otwierając drugie drzwi.

Weszłam do środka i od razu zobaczyłam Sam'a siedzącego na kanapie i Zemo wychodzącego w samym szlafroku z łazienki.

— Człowieku, weź się ubierz — odwróciłam wzrok i usiadłam na kanapie obok Sam'a, z którym kiwnęłam sobie głową na przywitanie.

— Wszystko jest zasłonięte, ale jak sobie życzysz Aniołku.

— Nie nazywaj mnie tak — warknęłam, ale Zemo już się nie odezwał.

Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy. Bucky strasznie zmienił się w ciągu tych kilku dni. Zaczął wracać do bycia prawdziwym sobą, cieszyłam się, ale w środku wiedziałam, że długo to nie potrwa, bo znowu zniknie. 
Powinnam przestać się tym przejmować i w końcu bardziej zająć się sprawą Karli, a nie Bucky'm. To będzie najlepsze bym później znowu nie cierpiała.

— Wakandyjczycy tu są — w końcu Bucky się odezwał — Oczywiście chcą dorwać Zemo, udało mi się wytargować trochę czasu.

Otworzyłam oczy i patrzyłam na trójkę mężczyzn. Zemo jak na złość nie poszedł się przebrać i unikałam patrzenia na niego. Mimo że był w szlafroku i tak czułam się niekomfortowo.

— Dzięki, że mimo wszystko postanowiłeś mnie bronić — powiedział blondyn odwracając się do Bucky'ego.

— Bronić — parsknęłam śmiechem, chociaż nie byłam wcale rozbawiona — Jesteś tu tylko dlatego, że potrzebujemy twoich znajomości. Po wszystkim wracasz do celi.

— Zabolało — chwycił się teatralnie za serce.

— Oh już nie udawaj — powiedziałam chłodno — Gdyby nie fakt, że jesteś potrzebny już dawno urwałabym ci język za te głupie gadanie.

— Liz — Bucky mi przerwał — Karli wysadziła magazyn GRR.

— Co? — spytał zaskoczony Sam — Są jakieś straty?

Wiedziałam, że Karli w końcu wybuchnie. Spodziewałam się tego, ale i tak byłam zaskoczona.

— Jedenastu rannych, trzech zabitych — Bucky cały czas patrzył w telefon — Przesłali listę żądań i grożą kolejnymi atakami, jeśli lista nie zostanie spełniona.

Westchnęłam i podeszłam do lady biorąc wodę Bucky'ego i wzięłam wielki łyk.

— Musimy ją powstrzymać zanim ofiar będzie jeszcze więcej —powiedziałam stawiając szklankę na blat.

— To jeszcze dziecko.

— Mamy jej pozwolić na mordowanie kolejnych niewinnych ludzi? —spojrzałam na Sam'a — Wiem, że to co spotkało ją i innych jest okropne, ale to nie pozwala im na robienie czegoś takiego.

— Liz ma rację — powiedział Zemo —Kierujesz się emocjami.

— Wiem, że Karli jest groźna, ale da się jej przemówić do rozumu — olał wypowiedź Zemo.

— Masz zamiar bawić się w psychologa?

Bucky oparł się obok mnie na blacie, a ja próbowałam nie myśleć o tym jak blisko mnie jest.

Skup się, zajmij się pracą.

— Karli będzie robiła coraz gorsze rzeczy i cię nie posłucha, jedyną opcją jest zabicie jej — powiedział jakby nigdy nic Zemo.

— Ej, bez przesady — spojrzałam na Zemo — To, że jej trochę odbiło nie znaczy, że od razu trzeba zabijać. Ciebie nie zabiliśmy.

— Słuszna uwaga — powiedział Bucky — Może oddamy cię Wakandyjczyką, mam już dość twojego głupiego gadania.

— Zrezygnowałbyś z przewodnika? — Zemo podszedł do szafki.

— Oczywiście.

Czułam jak mięśnie Bucky'ego się napinają. Spojrzałam na niego kątem oka i widziałam jak uważnie patrzy na każdy ruch Zemo, a jego szczęka mocniej się zaciska. Dlaczego wyglądał tak przystojnie? Stop.

— Z tego co rozumiem to Donnya była filarem tej całej społeczności —zmieniłam temat, żeby nie doszło do kłotni i bym przestała myśleć o takich głupotach.

— Tak — westchnął Sam i po jego minie zauważyłam, że coś wpadło mu do głowy — Gdy zmarła moja ciotunia...

— Twoja ciotunia? — Bucky spojrzał zażenowany na Sam'a.

— No tak, moja ciotunia.

— Ciociuchnia ciucia? — uderzyłam Bucky'ego delikatnie łokciem w brzuch, żeby trochę przystopował. Nawet nie zareagował.

— Jezu, moja ciotka zmarła jak byłem mały...

— To kondolencje — powiedziałam spokojnym głosem.

— Nie przerywajcie mi — Sam spojrzał na nas surowo, a ja i Bucky w tym samym momencie unieśliśmy ręce w goście obronnym — Była dość znana na ulicy i żegnało ją bardzo dużo osób. Trwało to chyba z tydzień.

— Z Donnyą może być podobnie, warto to sprawdzić — przerwałam i znowu poczułam na sobie surowy wzrok Sam'a — Sorry.

Gdy Sam i Zemo coś do siebie mówili, ja znowu poczułam ciepło Bucky'ego, gdy bardziej oparł się o blat. Tak bardzo próbowałam o tym nie myśleć, o tym cieple, o jego bliskości, ale było to zbyt trudne. Nie wiedziałam co się ze mną działo, dlaczego nagle zaczął mieć na mnie taki wpływ.
Bez słowa odsunęłam się od Bucky'ego i ruszyłam w stronę kanapy. Czułam jego palący wzrok na moich plecach, przez co przeszedł mnie dreszcz.

Skup się, Elizabeth.

Hej! W poprzednim rozdziale pojawił się mały błąd. Przez przypadek pomyliłam imiona i zamiast Liz pisałam Vic. Przepraszam za moje roztargnienie haha

Broken Promise || Bucky BarnesDove le storie prendono vita. Scoprilo ora