Hej! Chciałabym was przeprosić za znowu długą nieobecność. Nie mam zbytnio czasu na pisanie nawet w weekend. Dzisiaj znalazłam czas i napisałam dłuższy rozdział by wam to jakoś wynagrodzić.
Co do MG spróbuję też dzisiaj napisać rozdział, jednak nie obiecuję, że się uda.
Miłego czytania!— I mam uwierzyć, że to twój samolot? — zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i przyjrzałam się prywatnemu samolotowi.
— Jestem baronem — powiedział jakby nigdy nic — Byliśmy kimś, zanim nie zniszczyliście kraju.
Przewróciłam oczami i zwolniłam kroku.
Atmosfera delikatnie się poprawiła, jednak nadal czułam się niekomfortowo w towarzystwie Zemo. Nie ufałam mu i za każdym razem, gdy zrobił jakiś gwałtowniejszy ruch czy chował ręce do kieszeni to sięgałam po nóż. Mógł czekać tylko na odpowiedni moment by nas pozabijać i uciec.
Przy samolocie stał jakiś staruszek, którego Zemo od razu przytulił z szerokim uśmiechem i coś mu powiedział w ich ojczystym języku.
Zmrużyłam oczy nieufnie i chciałam znowu sięgnąć po nóż, ale ktoś chwycił mnie za nadgarstek.— Przestaniesz? W ciągu ostatnich dziesięciu minut wyciągnęłaś nóż chyba z dwadzieścia razy —
Bucky patrzył na mnie zażenowany.— Oh wybacz, że jestem ostrożna — wyrwałam rękę — Przypominam ci, że próbował nas zabić.
— Teraz tego nie zrobi, bo wie, że sam sobie nie poradzi — obok nas stanął Sam — Bucky ma rację, powinnaś trochę przystopować.
— Jeśli będzie próbował was zabić to wam nie pomogę.
Odwróciłam się i weszłam do samolotu. Usiadłam na pierwszym lepszym miejscu i na moje nieszczęście, naprzeciwko mnie usiadł Bucky. Cicho westchnęłam i odwróciłam głowę w kierunku okna.
— Dla panienki — przed moją twarzą pojawił się kieliszek z szampanem — Jest trochę ciepły, bo lodówka wysiadła.
— Nie trzeba było — uśmiechnęłam się delikatnie.
Jedynie Bucky i Sam nie dostali szampana, spojrzałam nieufanie na Zemo, który uniósł swój delikatnie i zabrał małego łyka.
Jeśli jest tu jakaś trutka to chociaż będę miała spokój.
Uniosłam kieliszek i wypiłam wszystko od razu. Skrzywiłam się czując gorzkawy smak i próbując nie zwrócić alkoholu, oparłam się o siedzenie.— Nawet nie wiecie, jak to jest gnić latami w celi — przewróciłam oczami na słowa Zemo — A no tak, wiecie.
— Może byś powiedział w końcu gdzie lecimy — Sam nachylił się w stronę barona.
— To za chwilę, wciągnęła mnie książka — odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam, że za
książką zakrywa jakiś mały zeszyt — To chyba coś ważnego, ale nadal nie wiem kto to Nakajima?Zrobiło mi się słabo słysząc te nazwisko. Bucky wstał gwałtownie z siedzenia i złapał za gardło Zemo.
— Rusz to jeszcze raz, a zabiję — ścisnął go mocniej, a mężczyzna zaczął robić się czerwony.
— Zrozumiał – odsunęłam Bucky'ego od tego idioty.
W jego rękach zauważyłam notatnik Steve'a i zapisane jakieś nazwiska w tym moje. Bucky zauważył, że się przyglądam notatnikowi i szybko schował go do kieszeni. Większość nazwisk to byli ludzie z HYDRY, ale tylko Nakajima do niej nie należał.
Brunet opowiadał mi o tej misji, nie było mnie wtedy z nim, bo byłam ciężko ranna. Barnes musiał zabić jakiegoś biznesmena, zrobił to na oczach młodego chłopaka, którego też musiał zabić by nie było świadków.
YOU ARE READING
Broken Promise || Bucky Barnes
Fanfiction''- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz! - Nie wytrzymałem! - wybuchnął - Bałem się, że ciebie też stracę, więc postanowiłem wyjechać bez słowa, bo wiedziałem, że będziesz próbowała mnie powstrzymać! - słuchałam go zaskoczona - Żałowałem, że to zrobił...