Rozdział 5

476 33 2
                                    

— Dzięki, że zapłaciłeś —uśmiechnęłam się do Sam'a.

Zapłacił za taksówkę dość sporą sumę by dostać się na komisariat, bo ja nie zabrałam portfela. Gdybym wiedziała, że tak to się wszystko potoczy to nawet bym z tego samolotu nie wychodziła.

— Oddasz mi kiedyś — stanęliśmy przy ścianie.

Czułam na sobie zdziwiony wzrok wszystkich tu obecnych. Nie na co dzień spotyka się na swoim komisariacie sławnego Falcon'a i Liz, nową bohaterkę, o której nikt nic nie wiedział.
Po wojnie z Thanos'em i znalezieniu mieszkania, postanowiłam codziennie przelatywać nad miastem i szukać ewentualnych niebezpieczeństw. Wtedy postanowili zmienić moją terapię na właśnie przelatywanie nad miastem i pomaganiu. Od tamtego momentu ludzie zaczynali mnie nazywać Aniołem Stróżem, chociaż gdyby znali moją historię znienawidzili by mnie.
Codziennie stresuję się tym, że jednak są gdzieś jeszcze moje akta i zostaną udostępnione.
Przed nami stanęła nagle jakaś kobieta.

— Dzień dobry Elizabeth, Sam —podała nam rękę — Dużo o was słyszałam. Doktor Raynor, terapeutka James'a.

— Dzień dobry — uśmiechnęłam się delikatnie — Dziękujemy, że go pani wyciągnęła.

— To nie ja — zdziwiłam się na jej słowa.

— Christina! Miło cię znowu widzieć — usłyszałam ten wkurzający głos i miałam ochotę wyjść stąd jak najdalej.

— Pani go zna? — spytał ją Sam.

— Byliśmy kilka razy na operacjach.

Matko, ten facet jest wszędzie.

— Musisz wybaczyć, ale od dziś grafik Bucky'ego będzie elastyczniejszy —puścił jej oczko.

— Jesteśmy w środku terapii, kto się pod tym podpisał?

Mężczyzna głupio się uśmiechnął i wskazał na siebie palcem. Uniosłam brwi i spojrzałam na drzwi, przez które wchodził akurat Bucky. Na jego widok moja złość znowu się pojawiła, jednak próbowałam tego nie okazywać. Zawiodłam się na nim.

— Załatwcie sprawę szybko i mi go oddaj. Mam z nim kilka spraw do obgadania — spojrzał na nas — Z wami też, będę czekał przed wejściem — poszedł uśmiechnięty.

— James — kobieta zwróciła się do mężczyzny — Warunek twojego zwolnienia to sesja. Z twoim udziałem Liz.

- No bez jaj – powiedziałam załamana.

Ostatnią rzeczą jaką teraz chciałam, to terapia z Bucky'm.

— Poczekam tu na was — Sam poklepał mnie zachęcająco po plecach.

Z głośnym westchnięciem poszłam za kobietą i chwilę później znaleźliśmy się w pomieszczeniu do przesłuchań. 
Usiadłam obok Barnes'a nawet na niego nie patrząc. Nie chciałam się na niego rzucić.

— No dobrze — otworzyła jakiś zeszyt — To kto zacznie?

— Proszę posłuchać — zaczęłam — Pewnie pani myśli, że bardzo dobrze znam tego dupka, nawet jeśli znamy się sto lat, ale najwyraźniej nie, więc proszę porozmawiać z nim sama.

— I tak zależałoby mi na rozmowie z waszą dwójką — miała nieodgadniony wzrok — Zabrałam tutaj Liz, bo z ciebie nie mogę nic wyciągnąć.

— Pani mnie chyba nie słuchała...

— Kto chce zacząć? — przerwała mi, ale żadne z nas się nie odezwało — Las rąk... Dobrze, mam ćwiczenie, które stosuje w przypadku par.

Zaśmiałam się, lepszego ćwiczenia nie mogła wymyślić.

— Pomyślcie o tym, że idziecie spać i gdy się obudzicie wydarzy się cud, jaki by to był?

— Ja to bym chciał, żeby przestała tak pyskować — odezwał się Bucky.

— A ja, żeby nie był takim bezuczuciowym dupkiem — uśmiechnęłam się.

Bucky spojrzał na mnie surowo. Po plecach przeszły mnie nieprzyjemne ciarki.

— Nie dajecie mi wyboru, przechodzimy w patrzenie w duszę.

— Oczywiście — odpowiedziałam udając zadowoloną, mimo że nie wiedziałam co to jest.

— Odwróćcie się w swoją stronę i usiądźcie jak najbliżej.

Z głupimi komentarzami pod nosem zrobiliśmy co kazała.

— No bliżej — pogoniła nas.

Włożyłam nogę między jego i lekko się nachyliłam by być bliżej. Nie czułam się komfortowo.

— Może usiąść ci na kolanach? —spytałam.

— Obejdzie się.

Spojrzałam w jego niebieskie oczy. Miał pełno emocji wypisanych na twarzy, chciałam się odwrócić, ale nie może mieć tej satysfakcji.
On też tego nie zrobił, patrzyliśmy na siebie jakbyśmy chcieli wywiercić sobie dziury w głowie. 
Gdzieś z tyłu poczułam smutek, nigdy nie patrzył na mnie tak jak teraz. Był wkurzony, ale w jego oczach zobaczyłam też smutek.

— Liz, co takiego wkurza cię w James'ie? Sprecyzuj.

— Dlaczego odszedłeś nic nie mówiąc? — musiałam się spytać, a mimo wszystko bałam się odpowiedzi.

— Musiałem odpocząć.

— Wiesz jak się czułam? Opuścił mnie Steve, a później ty. Dwójka przyjaciół, z którymi tyle się znałam — powstrzymywałam łzy — Obiecałeś, że mnie nie zostawisz!

— Nie wytrzymałem! — wybuchnął — Bałem się, że ciebie też stracę, więc postanowiłem wyjechać bez słowa, bo wiedziałem, że byś mnie powstrzymała! — słuchałam go zaskoczona — Żałowałem, że to zrobiłem i chciałem wrócić, ale wiesz co? Cieszę się, że tego nie zrobiłem!

Patrzyłam na niego, a w moich oczach wreszcie pojawiły się łzy, których nie umiałam już powstrzymać. Te słowa zabolały bardziej niż strzał w brzuch.
Bucky chyba zdał sobie sprawę co powiedział, bo spojrzał na mnie przerażony.

— Liz...

— Sesja skończona — wstałam szybko — Nasz kontakt jest tylko dlatego, że się wtrąciłeś do tej sprawy. Później każdy pójdzie w swoją stronę.

Bucky jeszcze spróbował mnie złapać, ale cofnęłam się i wyszłam z pomieszczenia kierując się do wyjścia. Wytarłam łzy o rękaw bluzy i bez słowa ominęłam Sam'a, wychodząc na dwór.
To wszystko jest popieprzone.

Pov.Bucky

Siedziałem tak patrząc na puste krzesło przede mną. Byłem sam zaskoczony swoimi słowami, były nieprawdą. Nie wiem czemu jej to powiedziałem, widząc te łzy, które były spowodowane moimi słowami, miałem ochotę strzelić sobie w głowę.
Zachowałem się jak pieprzony egoista, nie pomyślałem jak Liz poczuje się kiedy tak nagle zniknę.

— Jesteś z siebie dumny? — odezwała się Christina.

Nie odpowiedziałem. Wstałem z krzesła i podszedłem do drzwi. Rękę schowałem do kieszeni, bo aż trzęsła się z nerwów.

— Jaka była ta druga zasada? — spytałem, nie odwracając się.

— Nie krzywdzić innych.

Uśmiechnąłem się pusto pod nosem i wyszedłem, czując ponownie ten nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.

Broken Promise || Bucky BarnesWhere stories live. Discover now