2

136 23 7
                                    

Obudziłam się po szóstej i ledwo otworzyłam oczy. Śpiew ptaków za oknem nie pozwolił mi na dalszy odpoczynek. Uwielbiałam ten dźwięk, który kojarzył mi się z wiosną. Pociągnęłam się leniwie i wstałam z łóżka. Podeszłam do okna i otworzyłam je szczerzej. Słoneczko już przyjemnie prażyło. Zapowiadał się kolejny upalny dzień. Zrobiłam wdech i powoli wypuściłam powietrze, delektując się świeżością.

By naładować jeszcze bardziej pozytywnymi emocjami ten dzień, ubrałam strój sportowy i wkładając telefon do etui na ramieniu, wyszłam z mieszkania.

Stanęłam przed blokiem i doszłam do wniosku, że jednak było cieplej, niż mi się wydawało. Zrobiłam krótką rozgrzewkę i zaczęłam truchtać w stronę łąki. Ćwierkanie ptaków towarzyszyło mi przez całą drogę. Co prawda przebiegłam zaledwie pięć kilometrów, ale miałam już dość. W drodze powrotnej zaszłam do piekarni, którą dopiero co otworzono i kupiłam świeże pieczywo. W dobrym nastroju wróciłam do domu.

Niestety po wyjściu z windy mój humor wyparował, gdy ujrzałam przed drzwiami do mieszkania kosz kwiatów. Domyślałam się od kogo one mogły być. Nadal nie dawał za wygraną. Inne kobiety pewnie byłyby wniebowzięte. Niecodziennie dostaje się kosz pełen czerwonych, pachnących róż. Lecz dla mnie był to nic nie znaczący gest. Odsunęłam je w kąt, by zrobić sobie dostęp do wejścia i wyciągnęłam z nich dołączoną, białą karteczkę. Weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Kochanie,

Wszystkiego, co najlepsze.

Twój na zawsze. Nikodem.

Przewróciłam oczami. Położyłam klucze na komodzie w przedpokoju i udałam się do kuchni. Odłożyłam pieczywo na blat. Pachniało tak obłędnie, że miałam ochotę już je skosztować. Wysunęłam szufladę spod zlewu i wyrzuciłam kartkę do kosza na papiery, rozdzierając ją na drobne kawałki. Czy ja się kiedyś od niego uwolnię? Zapytałam samą siebie. Ściągnęłam z ramienia etui i położyłam je na stole w kuchni. Chwyciłam butelkę z wodą z kuchennego blatu i wypiłam jej większą część. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła ósma. Postanowiłam wziąć długą relaksującą kąpiel.

Gdy wybiła godzina piętnasta, stanęłam przed lustrem w holu i zastanawiałam się, którą sukienkę powinnam ubrać na dzisiejszą urodzinową imprezkę u rodziców. Przykładałam raz jedną, raz drugą, nie mogąc się zdecydować. Finalnie wybrałam beżową, na cieniutkich ramiączkach. Była zwiewna i wręcz idealna na dzisiejszy upalny dzień. Wróciłam do łazienki i zrobiłam delikatny makijaż oraz użyłam ulubionych perfum. Założyłam sukienkę oraz buty i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się kogo licho niesie. Na nikogo nie czekałam, więc nieco mnie to zaskoczyło. Zbliżyłam się do nich i zajrzałam przez judasza. Westchnęłam głośno, widząc mężczyznę po drugiej stronie. Podeszłam do komody chwyciłam z niej torebkę oraz klucze i otworzyłam drzwi na oścież.

— O! Cześć — przywitałam się, udając zdziwioną. Mój wzrok na ułamek sekundy powędrował na stojące w rogu kwiaty. Miałam nadzieję, że nie skomentuje tego iż nadal tu tkwiły. Przeniosłam spojrzenie na mężczyznę, który jak się okazało gapił się na mnie jak nastolatek, widzący po raz pierwszy kobietę w bieliźnie.

— Wow! Kochanie, pięknie wyglądasz — powiedział, a w jego głosie można było wyczuć fascynację. Lecz nie robiło to na mnie już większego wrażenia. Jednym uchem wpadło, a drugim wypadło. Zapewne mówił to codziennie nie jednej kobiecie.

— Dzięki. Wybacz, ale śpieszę się — oznajmiłam, stając do niego tyłem i zamykając drzwi. Wsadziłam klucz do zamka i przekręciłam go, powtarzając tę samą czynność z dolnym otworem. Nagle poczułam na talii jego dłoń. Objął mnie delikatnie i przyciągnął do siebie.

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now