25

100 16 0
                                    

Wstałam przed godziną szóstą. Ubrałam się na sportowo i poszłam pobiegać. Wystarczyła mi rundka dookoła winnicy, a dyszałam jak parowóz. Przystanęłam, by unormować oddech. Pogoda była wyśmienita. Niebo pokrywał błękit, a słońce nieśmiało wyłaniało się zza pagórka. Dla takiego widoku warto się obudzić wcześniej. Odczekałam kilka sekund, aż ukarze się w całej okazałości.

Z uśmiechem na twarzy weszłam do willi od tarasu. W kuchni już krzątała się Greta, odśpiewując coś pod nosem. Zerknęłam na zegar, wiszący w jadalni. Wskazówki wybiły siódmą.

— Zapowiada się ciepły dzień — przyznałam, odbierając od niej dzbanki z wodą. Zaniosłam je na bufet.

— To dobrze. Dzisiaj mamy pokaz deptania winogron — poinformowała. Spojrzałam na nią zaciekawiona.

— To jeszcze robi się takie rzeczy w dzisiejszych czasach?

— To nasza tradycja. Pielęgnujemy ją co roku. Najpierw zbieramy winogrona, przygotowujemy je odpowiednio i zapraszamy chętne kobiety, które gołą stopą będą deptać winogron w ogromnej, drewnianej kadzi.

— Brzmi jak fajna zabawa — stwierdziłam.

— Teraz tak. Kiedyś to była ciężka praca.

— Deptałaś kiedyś? — dociekałam.

— Owszem, jak byłam nieco młodsza. — Zaśmiała się.

— A o której zaplanowane jest deptanie?

— Po śniadaniu goście wyruszą do winnicy, by narwać winogron. Ciężko powiedzieć ile im to zajmie. Myślę, że tak około jedenastej zaczniemy. Chcesz dołączyć?

— Chętnie. Pomóc ci coś przy śniadaniu? — zapytałam, rozglądając się po wnętrzu. Jak zawsze Greta miała wszystko pod kontrolą.

— Dziękuję. Wstałam wcześniej i dzięki temu się wyrobiłam. Czekam jeszcze na świeże pieczywo aż przywiozą.

— Ok. W takim razie skocze pod prysznic — oznajmiłam.

Wyszłam z pomieszczenia, lecz zamiast pójść do swojego pokoju udałam się do biura. Chciałam zobaczyć, czy ktoś dziś wyjeżdża. Greta na bank by mi o niczym nie powiedziała, a chciałbym ją nieco odciążyć. 

Pomimo elektronicznych rezerwacji, Luciano i tak spisywał w kalendarzu gości. Dzięki czemu mogłam podejrzeć jak to wyglądało. Przejrzałam kartka, po kartce zapiski i jak dobrze wywnioskowałam większość wyjeżdża jutro.

— Jutro się mnie tak łatwo nie pozbędziesz — wymamrotałam pod nosem. Zamknęłam kalendarz i opuściłam biuro. Szybkim krokiem poszłam na piętro prosto do sypialni.

*

Tak jak poinformowała mnie Greta zaraz po śniadaniu chętni goście wraz ze Stefano i jednym z sezonowych pracowników ruszyliśmy do winnicy. Każdy miał specjalne nożyce do wycinania kiści. Stefano pokazał jak w odpowiedni sposób ucinać po czym wkładaliśmy winogron do plastikowych pojemników. Cieszyłam się, że mogłam uczestniczyć w czymś takim. To było dla mnie coś nowego. A jako właścicielka winnicy powinnam się na tym znać.

Gdy wróciliśmy z pola, przy tarasie, gdzie też rosły winoroślą czekały na nas dwie wielkie, drewniane kadzie oraz beczki. Zapewne w celu dekoracyjnym. Stały na nich tace z lampkami i butelki z winem, jak również woda i przekąski.

Stefano opowiadał o winoroślach, a międzyczasie pracownik wsypał winogron do drewnianych naczyń. Po obmyciu nóg dwie kobiety stanęły w czerwonych, dojrzałych owocach. Oczywiście przyszła pora i na mnie. Na początku było mi dziwnie. Czułam się jakbym marnowała jedzenie, lecz później zaczęłam wczuwać się w rozdeptywanie. Przy okazji, łapiąc równowagę, by się nie poślizgnąć.

Przedpołudnie upłynęło w ciepłej, radosnej atmosferze ze wspaniałymi ludźmi. Nie sądziłam, że można być tak blisko gości. La Verde Terra di Pesa było naprawdę wyjątkowym miejscem. Takim, o którym się nie zapominało. Teraz już wiedziałam, skąd te rezerwacje terminów na przyszły rok.

Kiedy Greta przygotowywała obiad, ja zaoferowałam swoją pomoc w posprzątaniu pokoi i przygotowaniu ich dla kolejnych klientów. Musiałam jej pomóc, nadal nie wróciła dziewczyna, która miała się tym zajmować.

Praca pochłonęła mnie na całego, przez co nie zjawiłam się na lunchu. Mój brzuch domagał się posiłku. Zeszłam na parter, po drodze odnosząc sprzęt do schowka. Weszłam do kuchni z zamiarem zjedzenia czegokolwiek, lecz zamiast Grety napotkałam przeszywające spojrzenie Luciano. Przystanęłam w półkroku. Przed nim stała młoda kobieta i głaskała go po twarzy. Momentalnie poczułam się nieco dziwnie i nie ukrywając zaskoczenia odwróciłam się i wyszłam pospiesznie, by im nie przeszkadzać.

Nie wiedziałam, gdzie się podziać. Udałam się do swojej sypialni. Nie sądziłam, że widok Lorenzo z inną kobietą tak mnie zaboli. Zamknęłam za sobą drzwi, zrobiłam kilka kroków i usiadłam w fotelu, tuż przy oknie. Ze stolika wzięłam butelkę z wodą i upiłam odrobinę. 

Odsapnęła chwilę i postanowiłam wziąć długi orzeźwiający prysznic.

*

— Mogłaś zawołać — rzuciłam, widząc jak Greta dźwigała skrzynię z mięsem.

— To nie jest ciężkie — wytłumaczyła się szybko.

Odebrałam od niej skrzynkę i ledwo co doniosłam do kuchni. Położyłam ją na kuchennym blacie.

— Pomogę ci, tylko powiedz co mam robić. — Rozejrzałam się po pomieszczeniu.

— Dziękuję, ale wróciła dziś moja pomoc, więc damy radę we dwie.

— Ah... Ok — mruknęłam pod nosem.

— Greto? — Usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Caterinę. A więc to ona — przeszło mi przez myśl. Luciano był w związku z Cateriną. Zmierzyła chłodnym spojrzeniem i zaczęła rozmawiać z Gretą po włosku. Wyszłam, czując się nie potrzebna.

Z głową spuszczoną w dół szłam przed siebie, aż w końcu na kogoś wpadłam.

Scusa — powiedziałam natychmiast, a dopiero później podniosłam wzrok ku górze.

— Witaj Sandro — przywitał się, omiatając mnie spojrzeniem. Woń jego perfum zawładnęła moimi zmysłami.

— Cześć Luciano — wyszeptałam zamyślona. — Jak było na urlopie? — wypaliłam, odsuwając się o krok i doprowadzając do porządku.

— Miło, że pytasz. Dobrze. Szum morza zawsze działa na mnie kojąco — odparł, posyłając mi lekki uśmiech.

— Fakt.

Nastała między nami niezręczna cisza, którą postanowiłam przerwać pierwsza.

— Możemy porozmawiać? — zapytałam.

— Tez bym chciał ci o czymś powiedzieć — oznajmił. Zapewne o Caterinie — pomyślałam.

— Luciano! — krzyknęła Greta, która wyskoczyła nagle zza rogu.

— Coś się stało?

— Musisz nam pomóc w kuchni.

— Ok, już idę — odpowiedział. Greta wróciła do willi. — Przepraszam cię na chwilę. Nigdzie nie uciekaj, zaraz wrócę.

Zrobiłam kilka kroków i usiadłam na leżaku nad basenem. Wieczór zapowiadał się na chłodny. Nie wzięłam ze sobą nic co mogłabym narzucić na ramiona. Wstałam i ruszyłam w stronę budynku. Doszłam do wniosku, że przez dwie minutki nic się nie stanie jak mnie nie będzie.

Otworzyłam drzwi do sypialni i stanęłam przed szafą. Wyjęłam z niej sweter. Nim ją zamknęłam usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.

— Powiem to raz, bo nie lubię się powtarzać — warknęła. Zbliżyła się. — Jestem w ciąży, a ojcem mojego dziecka jest Lorenzo. — Momentalnie puls mi przyspieszył. — Nie wiem na jakim etapie jest coś między wami, ale teraz to już nie aktualne. Moje dziecko musi mieć ojca i nie pozwolę, by jakaś poleczka nam go odebrała. Trzymaj się od niego z daleka! — fuknęła Caterina, grożąc mi palcem, po czym wyszła z pokoju.

Stałam jak wryta. Nie potrafiłam ani wydusić z siebie słowa, ani zrobić krok na przód. 

Zielona KrainaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora