22

100 21 0
                                    

Cały lipiec i sierpień uporządkowywałam swoje życie w Polsce. Chciałam pozamykać wszystkie sprawy, by nic mnie tu nie trzymało. Oczywiście oprócz rodziny i przyjaciół. Między czasie zapisałam się na kurs Włoskiego, aby nie mieć problemu ze zrozumieniem podstawowych zwrotów. Wbrew pozorom nie był to trudny język.

Na mojej liście przed wyjazdem pozostał tylko jeden punkt. Nikodem. Umówiłam się z nim na spotkanie, na którym po pewnym czasie dołączy mój prawnik. Moje gadanki, że jeszcze raz się do mnie zbliży lub odezwie się telefonicznie nie przynosiły efektu. Modliłam się, aby taka zasadzka poskutkowała.

Usiadłam w kawiarni. W rogu sali dostrzegłam mojego adwokata. Mogłam bezpośrednio wniosek złożyć na policji lub w sądzie, ale najpierw chciałam nieco postraszyć Nikodema. Jak to nie nic nie da, to zmuszona będę pójść do sądu i czekać na rozprawę.

Zamówiłam kawę oraz ciasto. Czekając wyciągnęłam z torebki telefon i odczytałam wiadomości na komunikatorze. Judyta napisała mi, że trzyma kciuki.
Nikodem się spóźniał, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Po kilku minutach drzwi do lokalu się otworzyły. Przeniosłam wzrok z ekranu komorki na niego. Mój były szybko mnie dostrzegł i z uśmiechem na twarzy się zbliżył.

— Pięknie wyglądasz — skomplementował i zza pleców wyciągnął pęk kolorowych kwiatów. Zaskoczona uniosłam brwi. Nigdy nie dostałam od niego tak skromnego bukietu. A takie właśnie lubiłam najbardziej.

— Dziękuję — mruknęłam, odbierając je.

— To ja dziękuję, że zechciałaś się weście ze mnę spotkać — powiedział poważnie, wpatrując się w moje oczy.

— Może usiądziesz? — zaproponowałam, chcąc przerwać jego wywody zanim by się rozpędził.

Zajął miejsce naprzeciwko. Akurat w tym samym momencie kelnerka przyniosła moje zamówienie. Podziękowałam.

— Nie wiedziałam kiedy przyjdziesz, więc nic ci nie...

— Nic nie szkodzi — przerwał mi. — Czy mogę prosić to samo co ta pani? — zapytał kelnerkę.

— Tak, oczywiście zaraz przyniosę. — Posłała mu lekki uśmiech. Widziałam jak walczy ze sobą, by się za nią nie odwrócić, gdy odeszła od stolika i spojrzeć na jej pośladki. Zawsze to robił, bez żadnych skrupułów. Tłumaczył się, że jest tylko facetem. Po kilku sekundach powrócił do mnie spojrzeniem. Upiłam łyk kawy.

— Co tam u ciebie słychać? — spytał, przerywając ciszę.

— Wszystko w porządku. Można powiedzieć, że w końcu jestem szczęśliwa — odpowiedziałam nieco rozmarzając się. — Do pełni szczęścia brakuje mi tylko jednego — dodałam.

— Domyślam się czego — mruknął, myśląc zapewne o sobie.

Kelnerka przyniosła zamówienie Nikodemowi. Gdy odeszła kontynuowałam.

— Wydaje mi się, że mamy na myśli co innego.

— Nie rozumiem — Zmrużył oczy. Wtedy dałam znać prawnikowi, by podszedł.

— Bo widzisz — Wzięłam głęboki wdech. Prawnik podał kartkę mojemu byłemu.

— Co to jest? I kim jest ten facet?! — dopytał oburzony.

— Wiele razy powtarzałam ci, że między nami definitywny koniec. Ale ty nadal mnie nachodzisz.

— Ten pizdek z Włoch się poskarżył — prychnął.

Skrzywiłam się, nie wiedząc o czym on mówił.

— Nie rozumiem dlaczego wciągasz w to osoby trzecie...

— Bo go wyeliminowałem z naszego życia. Możemy na nowo zbudować coś naprawdę pięknego... A ty wyjeżdżasz mi tu z donosami.

— Hola, hola! — krzyknęłam.

— Jak to wyeliminowałeś? — zapytałam zaskoczona.

— Normalnie. Przyszedł kilka dni po twoim przyjeździe i pytał o ciebie. Pogoniłem go — wyznał bez ogródek. — Niech wraca do siebie. Mało ma tam pięknych Włoszek.

Oparłam się o krzesło, niedowierzając. Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Muszę załatwić to do końca.

— A więc — zaczęłam — chciałam cię poinformować, że jak nie dostosujesz się do tego pisma, to złoże takie samo w sądzie i spotkamy się na rozprawie. Między nami nigdy już nic nie będzie. Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki — już coś chciał dodać, lecz przerwałam mu gestem ręki. — Nawet jeżeli jej nurt jest inny. N-i-e w-c-h-o-d-z-e! — przeliterowałam. Wstałam i pożegnałam się z prawnikiem. — Żegnam — rzuciłam w stronę byłego i wyszłam z lokalu.

***

Nazajutrz pojechałam do rodziców. Zorganizowali dla mnie małą imprezkę w gronie najbliższych. Z jednej strony się cieszyli, że przyjęłam spadek po babcia, a z drugiej widziałam, że nie chcieli bym odjeżdżała. W końcu byłam ich jedynym dzieckiem i właśnie planowałam przenieść się ponad tysiąc kilometrów od nich. Zaparkowałam na podwórku i wysiadłam z samochodu. Od razu dostrzegłam moją kuzynkę, która zmierzała w moją stronę.

— Jeszcze nie wyjechałaś, a ja już odliczam dni do swojego urlopu, by się z tobą spotkać — wyszeptała, zamykając mnie rękoma w uścisku.

— Oj głuptasie, przecież jest Internet. Będziemy rozmawiały co dziennie. Jeszcze będziesz miała mnie dość — zażartowałam.

— Tak, tak. Wszyscy tak mówią. A później wyjeżdżają, na początku jeszcze pamiętają a później ...— Zrobiła pauzę i westchnęła.

— Nie smutaj. Spędźmy ten dzień na wspólnej zabawie — Posłałam jej radosny uśmiech. Odwzajemniła go i ruszyliśmy w stronę ogrodu.

Popołudnie zapowiadało się znakomicie. Przyjechali moi znajomi, rodzina oraz osoby z którymi pracowałam u Cruelli. Chciałam z nimi również spędzić czas, pomimo iż nie zawsze było między nami kolorowo. Ale jakby nie patrzeć współpracowaliśmy ze sobą kilka lat, byli tak jakby moim drugim domem. Jakby nie patrzeć w pracy spędzamy większą część dnia.

***

Dwa dni później, odhaczając dotychczasowe życie grubą krechą ruszyłam w stronę Zielonej Krainy.

Po rozmowie z prawnikiem dostałam w pełni zielone światło na wyjazd. Nikodemowi wystarczyło na szczęście tylko pismo, które wręczyłam mu podczas naszego spotkania. Teraz i ten punkt mogłam odhaczyć. Pozostało mi tylko naprawić szkody jakie popełnił. Oby tylko nie było za późno. 

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now