26

94 17 1
                                    

W końcu przysiadłam na łóżku. Luciano, Caterina, dziecko — powtarzałam w myślach. Westchnęłam głośno. Nie chcąc się ukrywać, podniosłam się i opuściłam pokój. Idąc korytarzem napotkałam Luciano.

— Wszędzie cię szukam. Mówiłem byś mi nie uciekała. Dosyć czekałem — wychrypiał i zmniejszając odległość między nami, chwycił dłońmi moją twarz i złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku. Zatraciłam się i na chwilę zapomniałam o słowach Cateriny. Lecz gdy znów napłynęły do mojej głowy położyłam dłonie na torsie mężczyzny i odsunęłam go od siebie. — Zrobiłem coś nie tak? — zapytał zmieszany na mój gest. I jak miałam mu powiedzieć, że nie powinien tego robić będąc z inną kobietą w związku.

— Luciano — oblizałam usta, na co mężczyzna szybko zareagował i znów mnie pocałował. Odtrąciłam go powtórnie. — Nie możemy — oznajmiłam, próbując brzmieć dosadnie.

— Niby dlaczego? Bo masz narzeczonego? — spytał, wpatrując się w moje oczy.

Był zdecydowanie zbyt blisko. Nie mogłam zebrać myśli.

— Zaszło nieporozumienie. Nie wiedziałam, że do mnie przyjechałeś. Ten człowiek, którego widziałeś to mój były partner. Nic mnie z nim nie łączy od prawie pół roku.

— W takim razie tą sprawę mamy już wyjaśnioną.

— Luciano, posłuchaj. — Zrobiłam krok do tyłu. — Nie mam zamiaru wchodzić butami w czyjeś życie. Więc lepiej będzie jeżeli pozostaniemy na relacjach biznesowych — wyznałam. Serce dudniło mi jak szalone. Okłamywałam siebie i jego, ale tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. Dziecko musi mieć ojca.

— Relacjach biznesowych — prychnął. — Jak sobie życzysz — powiedział i wściekły poszedł w stronę swojego pokoju.

Zeszłam na dół. W jadalni krzątały się Greta i Caterina. Nie polubiłam się z tą dziewczyną od pierwszej chwili, w której ją zobaczyłam, gdy tu przyjechałam. Zawsze patrzyła na mnie jak na rywalkę. A więc wygrała. Podeszłam do szafki, gdzie znajdowało się pieczywo i chwyciłam za bagietkę. Wyszłam niezauważona i nogi poniosły mnie do piwniczki, w której trzymany był alkohol. Wzięłam butelkę wina. Akurat otwarta stała w lodówce. Udałam się z powrotem do swojej sypialni.

*

Obudziłam się rano o dziwo bez bólu głowy. Promienie słońca wdzierały się do pomieszczenia. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej. Zerknęłam na ekran, by sprawdzić godzinę. Dochodziła ósma. Wstałam i od razu poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zaczesałam włosy w koński ogon, a rzęsy wytuszowałam. Nie miałam ochoty nakładać więcej rzeczy, oprócz kremu z filtrem. Ubrałam się i postanowiłam, że po śniadaniu pójdę przejść się po okolicy. Liczyłam na to, że uda mi się wymknąć niezauważoną.

Godzinę później byłam w drodze na wodospad. Zapamiętałam wszystkie szczególne znaki, więc bez problemu po pewnym czasie dotarłam na miejsce. Usiadłam na zimnym głazie i wpatrywałam się w wodę. Zdjęłam plecak i wyciągnęłam wodę, by się napiłam. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Pogoda dopisywała. Miałam na sobie krótkie spodenki i białą koszulkę. Tak ubrana zapewne nie wyszłabym w Polsce. Wrzesień z reguły był już typowo z jesienna aurą. Ściągnęłam buty oraz skarpetki i nieco zeszłam niżej by zanurzyć nogi. Momentalnie przeszły mnie dreszcze. Woda była lodowata. Pomimo tego podniosłam się i zamoczyłam je całe. Odetchnęłam pełną piersią. Spokój i cisza dookoła.

— Nie powinnaś przychodzić tu sama — Usłyszałam za sobą. Natychmiast się odwróciłam, chcąc namierzyć do kogo należały te słowa.

— Śledzisz mnie — burknęłam zaskoczona jego przybyciem.

— Nie. Sprawdzam, czy jesteś bezpieczna.

— Jak widzisz jestem. Możesz już iść — rzuciłam oschle. Zrobiłam krok do przodu i stanęłam na śliskim kamieniu. Zachwiałam się i nagle zamiast wylądować w wodzie, tkwiłam w ramionach Lucenzo. Podniósł mnie jak pannę młoda i postawił na głazie. Odsunęłam się na bezpieczną odległość. — Dzięki, ale nie musiałeś...— stwierdziłam.

— Dlaczego taka jesteś? — zapytał.

— Jaka?

— Odpychająca — wyznał szczerze.

Westchnęłam.

— Bo nie mam zamiaru odbierać ojca dziecku — wykrzyczałam. Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony. Próbowałam unormować puls, który przyspieszył.

— Jakiego dziecka? — dopytał mrużąc oczy.

— Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi...

— Właściwie to nie mam pojęcia. Ale wiem, że to psuje między nami relację.

— Caterina przyszła wczoraj wieczorem do mnie i powiedziała, że spodziewa się twojego dziecka...— wyrzuciłam z siebie.

— No tak! — Zacisnął mocno wargi. — Mogłem się domyśleć, że maczała w tym palce. — Zbliżył się do mnie. — Nie ma żadnego dziecka. Ona uroiła sobie, że będziemy razem, choć nigdy nie dałem jej cienia nadziei na coś głębszego. Specjalnie wymyśliła tą historię z dzieckiem byś się stąd wyjechała.

— Wtedy w kuchni...— zaczęłam, lecz przerwał mi, kładąc palec na ustach.

— Mylnie odebrana sytuacja. Chciałem ci wszystko wczoraj wyjaśnić.

— A więc nie jesteś z żadną kobietą?

— Nie jestem, ale za chwilę to zmienię — wychrypiał. Zmrużyłam oczy, nie wiedząc o czym on mówił. A wtedy ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie dał mi dojść do słowa. — Nie, nie — wyszeptał. — Już ci nie dam uciec — zapewnił i jeszcze bardziej przytulił do swojego ciała.

— A co teraz z Catering? - dopytałam.

— Już jej tu nie ma...Nie zaprzątaj sobie nią głowy

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now