15

116 19 0
                                    

Rano obudziłam się w niezwykle dobrym humorze. Przeciągnęłam się leniwie i od razu sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku nocnym. Włączyłam wifi i momentalnie zaczęły napływać do mnie wiadomości na WhatsAppie. Prawie wszystkie były od Judyty. Choć jedna najbardziej przykuła moją uwagę.

Konrad: Cruella cię zamorduje po powrocie z urlopu. Masz wyłączony firmowy telefon, a dzwoniła milion razy. Ewka i Kaśka się rozchorowały i chciała cię ściągać z urlopu. Nie odczytuj maili jeżeli do tej pory tego nie zrobiłaś, bo będzie jeszcze gorzej.

A teraz już całkiem prywatnie: Jak urlop?

Zrobiłam wielkie oczy. Po tej kobiecie mogłam spodziewać się wszystkiego, dlatego odcięłam się od pracy. Po to właśnie jest urlop.

Sandra. Hej, dzięki za wiadomość. Urlop bardzo przyjemny, nie mam ze sobą telefonu, bo ten czas poświęcam tylko sobie. Pozdrawiam ze słonecznych Włoch.

Kliknęłam wyślij i weszłam w galerię wybrałam zdjęcie urokliwego miejsca w którym się znajdowałam i dołączyłam je do wiadomości słownej.

Odpisałam na wiadomości Judyty, streszczając jej wczorajszy wieczór z Tommaso, po czym wstałam z łóżka i udałam do łazienki, by się odświeżyć i nieco doprowadzić do porządku.

Pół godziny później zeszłam na dół. W kuchni jak zawsze zastałam Gretę, która sprzątała po śniadaniu. Pomogłam jej, by nieco ją odciążyć.

— Słyszałam, że spotkałaś się wczoraj z Tommaso Roso — zagadnęła, gdy usiadłam przy stole w jadalni z kromką chleba z szynką.

— Tak byliśmy na kolacji — odparłam. Kobieta przysiadła się, kładąc na stół dzbanek z wodą i dwie szklanki.

— Ten mężczyzna jest jak wrzut. Pojawia się co roku od dziesięciu lat. Tyle też czasu jest w posiadaniu winnicy obok. Dostał ją w spadku po wuju, który odszedł tak nagle, aż byliśmy wszyscy w szoku. Dwa dni wcześniej z nim rozmawialiśmy, a tu nagle zawał.

— Nie daje za wygraną.

— To prawda. Twojej babci również składał propozycje, lecz ona mu zawsze odpowiadała, że pieniądze ją nie uszczęśliwiają tak, jak to co ma dookoła. A tego kupić się nie da za żadną sumę. — Na samo wspomnienie o mojej babci, zacisnęło mi się gardło. — Lecz Roso, uparty jak osioł odpowiadał, że wszystko ma swoją cenę. I zapowiadał, że wróci za rok. No i wracał...aż po dziś.

— A czy wiesz może jaką sumę proponował babci? — zapytałam, a Greta spojrzała na mnie tak smutnym wzrokiem, że aż coś mnie zakuło w klatce piersiowej.

— Chcesz sprzedać winnicę? — spytała wprost.

— Nie miałam takich planów — odparłam, na co kobieta aż wypuściła wstrzymane powietrze. — Pytam z czystej ciekawości.

— Zaczął od miliona, a na ilu się skończyło, to nie mam pojęcia. Amelia nigdy by nie oddała tego miejsca nikomu, komu by nie darzyła zaufaniem. Nie przepadała za nim, a był czas, że nocował w willi.

— Nie mógł spać u siebie... — prychnęłam.

— Badał konkurencje. To typ wojownika.

— Mogę cię zapewnić, że póki co mamy z nim spokój.

— Wiedziałam, że Amelia podjęła odpowiednią decyzję.

— Wiedziałaś, że wybrała mnie na zastępcę? — Zdziwiłam się.

— Tak, ale to była tajemnica. Nie miałam pewności, czy się zgodzisz.

— Greto...— Wzięłam głęboki wdech. — Nawet nie wiesz...— wypuściłam delikatnie powietrze. — Jak bardzo się boje i jaki mam kocioł w głowie.

Kobieta złapała mnie za dłonie, które trzymałam na stole. Biło od niej tyle ciepła.

— Kochanie...We wszystkim cię będziemy wspierać. Luciano wszystkiego cię nauczy. Tylko, że...— zamilkła nagle.

— Tylko, że co? — ponagliłam ją.

— By zarządzać tym miejscem musiałabyś wpadać częściej niż raz w roku. Od września do końca października zbieramy plony. Pracy jest tu bardzo dużo. Do tego dochodzą obowiązki w willi.

— Spokojnie. Coś wymyślę.. — zapewniłam, lekko uśmiechając się. Tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, jak to wszystko się potoczy. Greta poklepała mnie po dłoniach, po czym wstała i opuściła pomieszczenie. Dopiłam zimną kawę i zaniosłam naczynia do kuchni. Włożyłam je do zmywarki. Już miałam wychodzić, gdy do pomieszczenia wróciła kobieta. W ręku trzymała stary zeszyt.

— To ci się teraz przyda...— oznajmiła, wręczając mi go.

— Co to jest?

— Amelia zapisywała w nim ważne informacje. Myślę, że mogą ci nieco pomóc.

— Dziękuję. Że też ty to wszystko tyle lat przechowywałaś...— Byłam pod ogromnym wrażeniem.

— Wiedziałam, że się kiedyś przyjdzie dzień, że się zjawisz.

— A co gdybym sprzedała winnice?

— Nie zrobiłabyś tego — stwierdziła hardo.

— Skąd ta pewność?

— Jesteś wnuczką Amelii. Dla niej nie liczyły się pieniądze.

Na samo wspomnienie o babci, łzy na nowo napłynęły do moich oczu. Tak dobrze o niej mówili.

— Sandro? — Zawoła za mną kobieta, kiedy opuściłam kuchnię.

— Tak?

— Poinformuj o swojej decyzji Luciano. On myśli, że sprzedałaś winnice — oznajmiła. Oblał mnie zimny pot. Jak on mógł tak nawet pomyśleć.

— A gdzie go teraz znajdę?

— Pewnie przy samochodzie. Miał jechać do miasta.

— Dzięki — mruknęłam. — Zaniesiesz do mojego pokoju? — spytałam, nie wiedząc co zrobić z zeszytem.

— Jasne. Biegnij!

Podałam Grecie zeszyt i ruszyłam w stronę drzwi. Wybiegłam przed budynek i z oddali dostrzegłam Luciano, wkładającego na pakę pikapa drewnianą skrzynkę. Podbiegłam do niego.

— Hej — przywitałam się nieco zdyszana.

— Cześć. Coś się stało? — spytał zamykając klapę od bagażnika.

— Mogę zabrać się z tobą? — wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy.

— Jasne — bąknął.

— Świetnie — odpowiedziałam i zajęłam miejsce pasażera. 

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now