11

106 20 2
                                    

Luciano

— Luciano! — Usłyszałem za sobą przerażone krzyki. Stałem oparty o zimną skamienielinę. Nie zostawiłbym jej tu samej. Nie byłem aż takim bydlakiem.

Widziałem delikatnie zarysowaną sylwetkę, zmierzającą w moją stronę. Szła, dotykając rękoma ścian. Stanąłem więc na jej drodze i czekałem aż na mnie wpadnie. Tylko w taki sposób mogłem doprowadzić do bliższego kontaktu, którego z niewiadomych mi przyczyn bardzo pragnąłem.

Co za dupek! Jak go dorwę skopię mu dupę — wymamrotała przez zaciśnięte zęby w niezrozumiałym dla mnie języku. Zapewne ojczystym. Miałem tylko nadzieje, że nie było to nic obraźliwego.

Nagle uderzyła we mnie ciałem. Szybko przeniosła ręce na moją klatkę piersiową.

— Jak mogłeś mnie tam zostawić! — warknęła i uderzyła pięściami o mój tors. Najwyraźniej zasłużyłem sobie.

— Przecież cię nie zostawiłem. Cały czas tu na ciebie czekam. Sprawdzałem czy nie boisz się ciemności...

— Zawieź mnie do domu — fuknęła i minęła mnie, przeciskając się pod moim ramieniem.

— Taki miałem zamiar — oznajmiłem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i włączyłem w nim latarkę. Kobieta przystanęła.

— Miałeś cały czas ze sobą telefon? — Odwróciła się ze zmarszczonym czołem.

— No tak. Chyba nie sądziłaś, że będziemy wracać po ciemku.

— Jakoś w tamtą stronę tak szliśmy...

— Bo widziałem światło na końcu tunelu. Teraz go już nie widać. Na zewnątrz jest ciemno. A ty nie miałaś czasem telefonu ze sobą?

— Zostawiłam w samochodzie.

— Tak mi ufasz? — zapytałem, zbliżając się do kipiącej złością kobiety.

Zmierzyła mnie wściekłym spojrzeniem, odwróciła się i ruszyła wąskim korytarzem.

Szliśmy w ciszy aż do samochodu. Nie zdążyłem nawet otworzyć jej drzwi, bo weszła do niego sama, trzaskając nimi mocno. Zacisnąłem usta.

— Prosiłbym byś nie trzaskała więcej drzwiami w moim aucie — rzekłem stanowczo, zajmując miejsce za kierownicą.

— Prosiłabym byś mnie więcej nie zostawiał samą krok od przepaści. W nieznanym mi miejscu i ciemnym korytarzu — dodała po chwili. Zapięła pas i oparła głowę o zagłówek. Dopiero teraz zauważyłem jak jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie.

— Nie miałem zamiaru cię nastraszyć...

— Ale to zrobiłeś! — fuknęła, nawet na mnie nie spoglądając.

— Nie umyślnie — broniłem się.

Odetchnęła głośno.

— W szóstej klasie podstawówki byliśmy na wycieczce. Przechodziliśmy jakimiś szczelinami na skróty do zamku. To miała być taka adrenalina. Szłam na tyłach. Jakieś dziesięć kroków za mną dreptała tylko Magda i wychowawczyni. Było ciemno i wąsko. Ogarnęła mnie panika. W pewnym momencie stanęłam i czułam się jakby moje ciało zaczęło przyrastać do skał. I nie potrafiłam zrobić kolejnego kroku na przód, a trzeba było przejść kilka metrów i wspiąć się na górę do wyjścia. Gdy szedłeś ze mną, trzymając mnie za rękę nie czułam paniki, lecz, gdy mnie zostawiłeś samą...Cholernie się bałam... — wyznała, łamiącym się głosem.

— Przepraszam. Nie wiedziałem, że ...

— OK — przerwała mi. — Zaraz dojdę do siebie.

Przez chwilę zawahałem się, ale po chwili delikatnie dotknąłem jej dłoni i ścisnąłem ją lekko. Naprawdę zrobiło mi się głupio. Chciałem tylko zostawić ją z wiadomością o sprzedaży winnicy, by przemyślała sobie wszystko.

Sandra zerknęła na nasze złączone dłonie, a potem przeniosła wzrok na moją twarz. Jej lekko rozchylone usta prosiły się o słodkiego buziaka, ale nie mogłem tego zrobić. Była właścicielką winnicy romans nie wchodził w grę. To dzięki jej rodzinie żyło się nam w dostatku. Nie mogłem tego zepsuć. Miałem tylko nadzieję że, gdy Tommaso rzuci jej propozycją kupna posiadłości cyfry nie sprawią, że zacznie się nad nią zastanawiać. Wtedy stracimy wszystko na co latami pracowaliśmy.

— Nie przyjechałam tu by sprzedać winnicę — wychrypiała. — Nie wiem skąd u ciebie takie myśli. — Zdziwiła się. Jeszcze nie poznałaś Roso — przeszło mi przez pomyśl.

— Hm.. Zastanówmy się. — Puściłem jej dłoń i obróciłem się w jej kierunku. Zacząłem wyliczać. — Z polski do Toskanii masz ponad tysiąc kilometrów, to po pierwsze. Musiałabyś porzucić dotychczasowe życie i przeprowadzić się tu, to po drugie. Czeka cię nauka języka, choć to wydaje mi się, że szybko opanujesz. Do tego jest sporo obowiązków związanych z prowadzeniem willi i winnicy.

— Chcesz mnie skutecznie wystraszyć? Bo jeżeli tak, to jesteś na dobrej drodze. Myślałam, że jesteś po mojej stronie.

— Bo jestem. Jeśli chcesz mogę cię we wszystko stopniowo wprowadzić, pokazać...— Mój wzrok przebiegł po jej sylwetce, która w tych ciemnościach była coraz bardziej nie widoczna.

— Dlaczego mam wrażenie, że słowa wychodzące z twoich ust mają jakieś drugie dno? — wtrąciła.

— Nie wiem, ale podoba mi się to, że myślimy podobnie. — Uśmiechnąłem się lekko.

— Mogę cię zapewnić, że żaden Tommaso nie przekupi mnie żadną sumą — powiedziała hardo. Usiadłem wygodnie w fotelu i odpaliłem silnik.

— Zobaczymy. Jeszcze go nie widziałaś — mruknąłem. Wycofałem i ruszyłem w stronę willi. 

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now