23

90 15 0
                                    

Droga do winnicy wyjątkowo mi się dłużyła. Zrobiłam dwie przerwy, a i tak miałam do przebycia jeszcze sto kilometrów. Dochodziła dziewiętnasta, byłam wyjątkowo zmęczona. Włączyłam głośniej muzykę, by nieco się pobudzić. Gdy po pewnym czasie nawigacja kazała skręcić w prawo cieszyłam się jak dziecko, że zostało mi kilkanaście metrów by być u celu. W końcu udało się dotrzeć na miejsce. Zaparkowałam auto przed bramą. Parking był pełen. Wyciągnęłam telefon z uchwytu i zadzwoniłam do rodziców, by dać im znać że dojechałam. Otworzyłam drzwi i momentalnie buchnęło we mnie ciepłe powietrze. Zrzuciłam z siebie bluzę i położyłam na fotelu. Zabrałam torebkę oraz telefon i zamykając samochód udałam się w stronę willi. Obeszłam budynek i weszłam do środka przez taras, na którym przy stolikach siedzieli ludzie. Właśnie trwała pora kolacji. Zobaczyłam Gretę w jadalni, gdy krzątała się między gośćmi. Kobieta szybko mnie dostrzegła i lekko się uśmiechnęła na mój widok. Nie wyglądała na zaskoczoną moją obecnością. Co prawda wspominałam jej w rozmowie telefonicznej, że niebawem przyjadę, ale nie podawałam konkretnej daty. Wkroczyłam w głąb, stając przy kuchennych szafkach.

Buonasera Greto — powitałam ją, gdy zjawiła się w kuchni.

Buonasera kochanie — odpowiedziała, wstawiając do zlewu brudne talerze.

— Sporo ludzi — stwierdziłam, rozglądając się po wnętrzu.

— Mamy stuprocentowe obłożenie...— Westchnęła głośno. Zbliżyła się i przytuliła na krótką chwilę.

— Pomogę ci, tylko powiedz co mam zrobić — zaproponowałam.

— W innych okolicznościach bym ci odmówiła, bo siedziałaś za kółkiem wiele godzin, ale nie mam dziś pomocy. A więc... Na bufecie stoją puste dzbanki dolejesz wodę do nich?

— Oczywiście, już... — Odłożyłam torebkę w kuchni na parapet i ruszyłam do jadalni.

Uzupełniłam wodę oraz napoje i pozabierałam ze stołu brudne naczynia. Byłam wykończona, ale nie miałam serca zostawić Grety z tym wszystkim samej.

— W końcu nieco luźniej się zrobiło — oznajmiła pół godziny później, nalewając do szklanki odrobinę wody. — Wpadłaś w odwiedziny? — zapytała.

— W takie nieco dłuższe odwiedziny. Tak jakby na zawsze — odparłam, na co kobieta zerknęła na mnie zaskoczona.

— Na zawsze? — Zdziwiła się.

— Tak. Mówiłam, że pozamykam sprawy w Polsce i przyjadę.

— Twój narzeczony również tu przyjedzie? — Ściągnęłam brwi w zaskoczeniu.

— Greto o czym ty mówisz? Nie mam narzeczonego...— Patrzyłyśmy na siebie spod przymrużonych oczu. — Nie wiem co się stało, ale zaszło nieporozumienie. I to bardzo duże — rzekłam, przypominając sobie słowa Nikodema.

— Oj duże, duże...Ale się porobiło — bąknęła niby pod nosem, ale wszystko usłyszałam. Spuściła wzrok na kuchenny blat i napełniła ponownie szklankę.

— Co się porobiło? Stało się coś? — spytałam zaniepokojona.

— Nie chcę się wtrącać, bo to nie moja sprawa — Ucięła nagle.

— O czymś nie chcesz mi powiedzieć? — dopytałam.

Ucichła na chwilę, jakby chciała zbudować nastrój. Poczułam jak przyspiesza mój puls. Panująca cisza zaczynała mnie przytłaczać.

— Luciano jak tylko wrócił z Stefano do domu z samego rana wsiadł w samochód i pojechał do ciebie. — Znów zrobiła przerwę. A ja rozchyliłam nieco usta, słuchając uważnie. — Ale na miejscu drzwi otworzył mu jakiś elegancki mężczyzna i kazał trzymać się z daleka od jego narzeczonej. On chciał tylko z tobą porozmawiać. Nigdy nie widziałam go w takim stanie...

— Na swoje usprawiedliwienie powiem, że dowiedziałam się o tym dopiero kilka dni temu. I to całkowicie przypadkowo. A gdzie on teraz jest? Pójdę do niego i wszystko mu wyjaśnię.

— Nie ma go. Wyjechał na kilka dni...

— A więc zrobię to po jego powrocie.

— Tylko widzisz...— zaczęła niepewnie. Wyglądała tak jakby nie wiedziała w jaki sposób przekazać mi pewną wiadomość. Spojrzała na mnie smutno.

— Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.

— On się z kimś spotyka — wyrzuciła z siebie w końcu. Nie powiem, że mnie nie zatkało. Kompletnie się tego nie spodziewałam.

— Oh! — jęknęłam. — Rozumiem — wyszeptałam oniemiała.

— To raczej nic poważnego — dodała, dając mi nieco otuchy. — Musicie sobie wszystko wyjaśnić. A teraz przepraszam cię, ale muszę wrócić do gości.

— Jasne, idź, idź — mruknęłam zamyślona.

Wyszłam na zewnątrz, bo w środku było zbyt głośno. Nogi poniosły mnie na huśtawkę. Usiadłam na niej i głośno wypuściłam powietrze. Serce dudniło w mojej piersi.

— Co ja sobie myślałam — burknęłam pod nosem. — Że będzie czekał wiecznie...— prychnęłam.

Słońce zaszło za horyzont i zrobiło się szaro. Wróciłam do kuchni i zaczęłam w niej sprzątać. Chciałam odciążyć nieco Gretę. Kobieta miała już swoje lata i pracowała codziennie. Nie byłam w stanie nawet sobie wyobrazić tego jak tak można. Każdy potrzebuje odpoczynku. Jaka nowa właścicielka w głowie ułożyłam pewien plan i z pomocą Luciano chciałam wdrążyć go w życie.

Nieco ogarnęłam zlew i blaty i udałam się do samochodu po walizkę. Będąc już przy aucie wygrzebałam z torebki kluczyki i wymacałam drugi zestaw kluczy. Przez chwilę analizowałam w jaki sposób znalazł się w torbie, ale szybko doszłam do wniosku, że to zasługa Grety. Wdrapałam się z walizką na samą górę i otwierając drzwi, weszłam do środka pokoju babci. Łóżko było posłane świeżą pościelą, a w łazience wisiały ręczniki. Kiedy ona zdążyła to wszystko zrobić. Nie było mnie zaledwie z piętnaście minut. Ta kobieta zaskakiwała mnie na każdym kroku.

Na stoliku zauważyłam zeszyt babci. Od razu podeszłam do niego i przejechałam dłonią po okładce. Uśmiechnęłam się lekko i go otworzyłam. Na pierwszej stronie leżała kartka. Otworzyłam ją i z zaskoczenia zatkałam dłonią usta. To była ta sama kartka, na której napisałam kilka słów do Luciano. Tylko, że teraz dopisane zostało: Teraz już będziesz miała. A pod spodem numer telefonu. Wytrzeszczyłam oczy. I momentalnie naszła mnie myśl, by się do niego odezwać. Ale w takich okolicznościach, chyba nie wypadało mi. A jak na tym wyjeździe był właśnie z tą kobietą. Odłożyłam kartkę na miejsce i zamknęłam zeszyt.

Najwyraźniej nie było nam pisane nic więcej poza wspólną pracą. 

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now