5

122 22 4
                                    

W piątkowy wieczór przyjechał mój tato i znieśliśmy do jego samochodu dwie walizki. W planach miałam wyruszyć w podróż samochodem rodziców. Tym bardziej, że w moim za dwa tygodnie kończył się przegląd. Wolałam również dmuchać na zimne. Nie chciałabym by mój były partner pojechał jutro za mną do Włoch. Tym bardziej, że kolega znalazł na telefonie aplikację, która pozwalała Nikodemowi śledzić mój każdy ruch. Przy okazji sprawdziliśmy również samochód. Na szczęście nie posunął się aż tak daleko i nie założył nadajnika GPS. Jeszcze tego by mi brakowało.

Około dwudziestej przyjechała do mnie Judyta. Usiadłyśmy na kanapie z lemoniadą w ręku i zastanawiałyśmy się do czego jeszcze mógł się posunąć zraniony mężczyzna.

— Gdybym tyle razy dostała kosza w końcu dałabym sobie spokój — oznajmiła kuzynka.

— Najwidoczniej nie może poradzić sobie z porażką. Jestem jego pierwszą partnerką, która to porzuciła jego, nie odwrotnie.

— Facet i porażka — prychnęła. — Nie ma takiej opcji. Znajdź mi człowieka, który się do tego przyzna. To jest temat o jakim się nie mówi. Opowiadasz o swoich sukcesach, a nie klęsce. Klęska równa jest słabości. A mężczyzna przecież jest twardy, niezniszczalny. Nic więc dziwnego, że ciągle cię nachodzi. Może liczy na rewanż? A może się aż tak bardzo zakochał.

— Nie mam pojęcia. Nie interesuje mnie to. Nie mam zamiaru być zamknięta w złotej klatce.

— Chyba żadna kobieta tego nie chce...

— Oj zdziwiłabyś się — rzekłam pewnie, mając na myśli byłe dziewczyny Nikodema.

— Dobrze, że my takie nie jesteśmy — zauważyła.

— Jesteśmy normalne. Nie szukamy sponsora tylko miłości — doprecyzowałam.

— Niepoprawne romantyczki — Westchnęła teatralnie. — Czy jakoś tak to się mówiło.

Roześmiałyśmy się. Upiłam spory łyk lemoniady.

— Spakowałaś już wszystko? — zapytała po chwili, zerkając na mnie.

— Myślę, że tak. To tylko kilka dni, więc nie ma co szaleć. Po za tym tam jest ciepło, więc zmieściło mi się sporo letnich ubrań w walizce.

— Dasz mi znać, jak tam zajedziesz. Na pewno nie chcesz lecieć?

— Wolę jechać samochodem. W razie W mogę w każdej chwili wrócić do domu. Nie wiem czego mogę się spodziewać na miejscu. Próbowałam wygooglować adres, który był w akcie notarialnym, ale nie dojechał tam samochód, by je zobaczyć. Zatrzymuje się przy polnej drodze.

— To jakieś odludzie — stwierdziła. — Na zdjęciach Toskania jest piękna.

— W opowieściach babci również taka była — wyznałam.

Przez chwilę siedziałyśmy i nic nie komentowałyśmy. Pogrążyłyśmy się w swoich wyobrażeniach o malowniczej Toskanii.

— Ciągle nie mogę uwierzyć, że tyle czasu utrzymywali to wszyscy w tajemnicy. Ani moi rodzice, ani twoi nie pisnęli ani słówkiem — odezwała się po chwili Judyta.

— Ja również jestem w szoku. Nawet analizowałam cały ten okres kiedy żyła babcia — kuzynka spojrzała na mnie zaciekawiona.

— I co udało ci się ustalić? — wpatrywała się, wyczekując niecierpliwie odpowiedzi.

— Niewiele. Babcia tylko przedstawiała mnie malowniczą, zieloną krainę jakby to było coś nierealnego, jakby to był magiczny kraj pełen wróżek. Naprawdę nie sądziłam, że istnieje naprawdę. Zawsze zaczynała opowieści od słów: Dawno, dawno temu...— Upiłam odrobinę lemoniady.

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now