12

107 19 4
                                    

W nocy przewracałam się z jednego boku na drugi, szukając odpowiedniej pozycji by zasnąć. Było mi gorąco, choć klimatyzacja przyjemnie ochładzała pomieszczenie. W końcu sięgnęłam po telefon i włączyłam Internet. Nie mogłam przestać myśleć o tajemniczym mężczyźnie, któremu bardzo zależało na kupnie winnicy babci. Ciekawiło mnie, czy jej również składał propozycje i dlaczego tak bardzo zależy mu na tym terenie. Wstukałam w wyszukiwarce imię i nazwisko mojego nowego sąsiada. Strona przez chwilę ładowała swoje wyniki. Po kilku sekundach wyskoczyło mi trochę stron. Jedną z nich była witryna jego willi, w której można było zarezerwować apartamenty. Nie wytrzymując napięcia kliknęłam na ogólną galerię. Usta ułożyły mi się w dziubek, gdy ujrzałam pierwsze zdjęcie. Wypuściłam wstrzymywane powietrze z lekkim świstem. Podniosłam się i oparłam plecami o wezgłowie, wytrzeszczając oczy.

— Tommaso Roso — wyszeptałam melodyjnie, przyglądając się dokładnie fotografii. Ucieleśnienie kobiecych fantazji. Typ niegrzecznego chłopaka, rodem z filmów gangsterskich. Magnetyczne spojrzenie sprawiało, że puls momentalnie mi przyspieszył. Nie mogłam przestać się wpatrywać w czarne tęczówki. A gdy uświadomiłam sobie, że za kilka godzin staniemy twarzą w twarz. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. — Nie wyjdę do niego — bąknęłam pod nosem, kręcąc głową. — Nie ma szans...— Rzuciłam telefon na poduszkę obok. — Cholerni włosi! Dzięki babciu! — Zwróciłam oczy ku sufitowi, jakbym chciała by mnie usłyszała. — Ale mnie załatwiłaś...

Od zawsze moja komunikacja z mężczyznami, którzy mi się podobali wizualnie, kulała. Nie potrafiłam się rozsądnie wysłowić w obecności jakiegokolwiek przystojniaka. Dosłownie mnie zatykało. Wyjątek stanowił Luciano. I tu nie rozumiałam siebie, bo przy nim od początku czułam się swojo. Jakbyśmy nadawali na tych samych falach.

Z sunęłam się na poduszkę i nakryłam prześcieradłem. Przymknęłam powieki i próbowałam przestać myśleć o tym co przed chwilą zobaczyłam. Może to nie był ten Roso, który miał tu przyjechać. Z tą myślą kilka sekund później zasnęłam.

Obudził mnie huk, dochodzący tuż pod drzwiami do mojej sypialni. Zerwałam się z łóżka i w piżamie wybiegłam na korytarz.

— Luciano? — mruknęłam zaskoczona, dostrzegając uciekającego mężczyznę z tacą w ręku. Czyżby mnie podglądał?

Ciao — przywitał się pospiesznie, obracając w moją stronę. — Przepra-szam...— Zlustrował moją sylwetkę, zatrzymując wzrok na sterczących sutkach, które odznaczały się pod koszulką. Szybko zasłoniłam je, krzyżując ręce tuż nad nimi. Nie wiedziałam skąd ta nagła reakcja mojego ciała. Może ten nagły podmuch wiatru, gdy otwierałam drzwi tak na mnie podziałał. A przynajmniej tak sobie tłumaczyłam. — Przepraszam, że cię zbudziłem — rzucił, przenosząc wzrok na moją twarz.

— Wszystko w porządku? Jesteś cały? — zapytałam troskliwie, mrużąc podejrzliwie oczy.

— Tak, tak...— odparł szybko nieco speszony.

— Na pewno?

— Oczywiście. Widzimy się za chwile na śniadaniu. — Zmienił temat i udał się w stronę schodów. Podeszłam kilka kroków i wychyliłam się zza rogu. Szedł, kuśtykając na jedną nogę i mamrocząc coś pod nosem w swoim ojczystym języku. Przewróciłam oczami.

Wróciłam do pokoju i spojrzałam na zegar, wiszący na ścianie. Wskazówki pokazywały prawie ósmą. Miałam wrażenie, że dopiero co się położyłam a już rozpoczynał się nowy dzień. Pomaszerowałam do łazienki, by się nieco ogarnąć.

Pół godziny później w luźnej sukience na ramiączkach zeszłam do kuchni. Greta układała pieczywo w koszu.

Buongiorno  — przywitała się z uśmiechem na twarzy.

Zielona KrainaWhere stories live. Discover now