ROZDZIAŁ 5

861 39 47
                                    

W barze panowała przyjemna atmosfera. Lawrence rzadko kiedy przychodził do takich miejsc. Nie tylko przez brak czasu, ale i również i przez to, że nie chciał innym za bardzo rzucać się w oczy. Miał jedną charakterystyczną cechę wyglądu. Były to oczywiście jego dwukolorowe tęczówki. Dlatego, gdy się gdzieś zjawiał, zakładał soczewki. Tym razem o nich zapomniał, bo przecież nie planował nigdzie wychodzić. Wyszło to dość spontanicznie. Wolał być ostrożny. Jego praca polegała na dyskrecji. On nie gadał każdemu o tym kogo delikatnie mówiąc, zniszczył, a inni nie rozpowiadali gdzie tylko się dało, czym się zajmował.

Planował trochę rozluźnić Pandorę, która wszystkim się denerwowała i zbyt szybko irytowała. Bawiło go to, to akurat prawda, ale chciał, żeby zauważyła, że nie był jej wrogiem. Musieli zacząć grać do jednej bramki. Droczenie się z nią sprawiało mu frajdę i nawet nie starał się tego ukrywać. Pandora należała do osób, które nie lubiły mówić o sobie. Lawrence był ciekaw czy nauczył ją tego Charles, czy po prostu taka była od zawsze. Albo sama się tego nauczyła, nabierając doświadczenia w tym świecie.

Kobieta nie miała w sobie wewnętrznego dziecka. Nie trzeba było być wielkim uczonym, by móc to zauważyć. Nie znał jej długo, ale przez sytuację, w której się znaleźli, coraz częściej z nią przebywał. Dzięki temu szybciej dochodził do pewnych wniosków. Pandorze brakowało takiej nawet chwilowej swobody. Oprócz ich żartów i ciętych odzywek, przez cały czas była poważna. Takie odnosiło się wrażenie, przebywając z nią.

Na początku wydawało mu się, że to jej gra, że tylko udaje i że po jakimś czasie znudzi się kobiecie odgrywanie tej roli, ale no cóż, wyszło inaczej. Pandora coś ukrywała. Nie znali się, więc nie zamierzał wymuszać od niej wypowiedzi. Przed nimi była długa droga w kwestii zdobycia skarbu Iversona. Co oznaczało, że mieli szansę lepiej się poznać.

Siedzieli przy barze. Okazało się, że on wypił zaledwie jedną szklankę piwa. Shelton bardziej zaszalała. Jej zamglone spojrzenie na to wskazywało.

– Tobie już chyba wystarczy – stwierdził.

Jasnowłosa uśmiechnęła się do niego. Poruszyła palcem wskazującym w prawo, a potem w lewo, jakby karciła małe dziecko.

– Ale z ciebie nudziarz – zachichotała.

Westchnął cicho. Po alkoholu wydawała się być milsza, bardziej ludzka. Miła odmiana od tego, z czym miał styczność na co dzień.

– Dbam o to, żebyś nie miała jutro wielkiego kaca. Powinnaś mi podziękować.

– Ja? Tobie? No bez przesady. – Czknęła po wypowiedzeniu kilku zdań. – A kaca ani trochę się nie boję.

– Zamawiacie coś jeszcze? – wtrącił się barman.

Lawrence zerknął na niego. Chłopak mógł mieć z jakieś dwadzieścia lat. Jasna czupryna na jego głowie przykuwała uwagę. W uszach miał kolczyki, a na palcach kilka sygnetów. Można by rzec, że się wyróżniał na tle innych.

– Nie, my i tak zaraz wychodzimy – zadecydował za Pandorę.

– Hola, hola. Nie tak prędko, Potter – parsknęła.

– Słaby z ciebie Snape – ocenił.

– No wiem. Bo nie mam tłustych włosów – zaśmiała się głośno, przez co zwróciła uwagę, co poniektórych osób.

– Nie powinnaś już więcej pić, żonko. – Powrócił spojrzeniem do Pandory, która przymrużyła oczy.

– Nie będziesz mi mówił, co mam robić, mężulku – skwitowała.

– Pandoro, jeden raz się mnie posłuchaj.

– Jezu, naprawdę jesteś nudny. Już kilka razy się posłuchałam. Niezbyt dobrze na tym wyszłam. – Skrzywiła się nieznacznie.

Cursed Game Where stories live. Discover now