ROZDZIAŁ 17

640 29 20
                                    

Lawrence Farrington nie biegał za kobietami. Nie był również tym typem mężczyzny, który się nimi bawił, a potem porzucał, jak gdyby nigdy nic. Relacje nie były dla niego formą rozrywki. Od zawsze brał to na poważnie. Być może dlatego nadal nie posiadał drugiej połówki. Poza tym, która kobieta chciałaby faceta, który w nocy torturuje innych, a nawet czasami zabija?

Nie nadawał się do tego. Znał uczucie zakochania, ale z tej negatywnej strony. Nienawidził tamtej toksycznej wersji, dlatego też wyrzucił tamte wspomnienia by móc żyć teraźniejszością, a nie przeszłością, która tylko czekała, żeby złapać go w swoje sidła i porwać w otchłań.

Tylko w jego życiu pojawił się pewien problem. Pandora Shelton przestała mu być obojętna. Jeszcze kilka tygodni temu nazwałby ją zwykłą znajomą albo partnerką w zemście na Vossie, ale coś uległo zmianie. Nie potrafił jeszcze tego sam zinterpretować. Ale czuł zmianę. I to cholernie znaczącą zmianę.

Przegrał walkę z silną wolą. Z samego rana wsiadł do samochodu, żeby podjechać po Pandorę. Czemu to zrobił? Być może dlatego, że nie chciał zostawiać jej znowu samej. Wystarczy, że raz popełnił ten ogromny błąd. Jadąc po nią, nie oczekiwał nawet jakiejkolwiek rozmowy. Po prostu chciał mieć pewność, że bezpiecznie dojedzie, a żeby mieć taką pewność, musiała pojechać razem z nim. Zabawiał się w jej prywatnego ochroniarza, ale inaczej nie potrafił.

Las Vegas dopiero, co się budziło. Ludzie raczej, aż tak wcześnie nie wstawali do pracy. Dzięki temu ulice, którymi jechał nie były bardzo zatłoczone. A to było dla niego na plus. Miał nadzieję, że taki stan się utrzyma, aż do godziny, w której znajdą się na lotnisku. Podczas jazdy zastanawiał się, jak przebiegnie ten urlop. Co będzie go czekało tuż za rogiem.

Nie wyspał się. Mimo tego, że poszedł wcześniej spać niż zazwyczaj. Odpuścił sobie jakąkolwiek robotę. A przecież planował dowiedzieć się jeszcze czegoś o Aidenie przed wyjazdem. Gdyby Layla wcześniej ich poinformowała, że planuje im zrobić taką niespodziankę to zdecydowanie lepiej przygotowałby się do tego. I najprawdopodobniej nie doszłoby do tej całej dyskusji z Pandorą, czego szczerze żałował.

Kiedy stanął przed drzwiami, zaczął się wahać czy dobrze postępuje. Miał już zapukać, ale jednak tego nie zrobił. Czemu on się w ogóle stresował? Powinien zmienić podejście. Takim zachowaniem mógł jeszcze pogorszyć sprawę, a to mu się w ogóle nie widziało. Nie wiedział, co tak naprawdę zrobić. Zarazić ją od razu pozytywną energią, podrażnić się z nią, a może tylko przywitać i zapytać, czy zechciałaby pojechać razem z nim? Zero rozkazów.

– Ogarnij się, idioto. Kobiety się boisz? – mruknął pod nosem, motywując się do działania.

Zapukał pewnie dwa razy. O dziwo długo nie musiał czekać. Pierwsze na co spojrzał to na bladą twarz Pandory. Jej oczy zdradzały naprawdę wszystko, co czuła. Płakała. Widział to. Bardzo musiała płakać, bo jej oczy były wręcz zaczerwienione i podkrążone, co uważał za oznakę niewyspania się. Zakuło go w klatce piersiowej przez ten widok. Nawet delikatny makijaż nie był w stanie zakryć jej bólu. Chciał przejechać knykciami po jej policzku. Okazać w jakiś sposób wsparcie, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić, żeby źle go nie zrozumiała. Nie chciał kolejnego nieporozumienia.

Nie odzywali się. Stali w zupełnej ciszy na przeciwko siebie, nie przejmując się tym, że uciekał im czas. Musieli być punktualnie. Obiecali to Layli, nie mogli jej zawieść. Każdy mały błąd niósł ze sobą ogromne konsekwencje.

Nabrał w sobie odwagi i powiedział:

– Chciałabyś może pojechać ze mną?

– Nawet powinnam. Udajemy małżeństwo. Jeszcze o tym nie zapomniałam. – Uśmiechnęła się blado, a Lawrence sztywno skinął głową.

Cursed Game Where stories live. Discover now