ROZDZIAŁ 28

460 20 15
                                    

Zdarza się, że ktoś w towarzystwie drugiej osoby staje się gadułą, której buzia się nie zamyka. Jest to w porządku, gdy pozwala dojść komuś do głosu i nie obraża się, gdy ktoś jej zwraca uwagę, że inni też chcieliby się wygadać. Jeżeli jest inaczej, to lepiej nie mieć u swojego boku kogoś takiego, bo można na tym ucierpieć. Lawrence należał do osób gadatliwych, ale pozwalał Pandorze na to, żeby też dołączyła się do rozmowy. Tylko, że tym razem miał zbyt dużo do powiedzenia, przez co od początku zaczęcia rozmowy nie odezwała się ani słowem.

Pandora siedziała na łóżku i wpatrywała się w Lawrence'a, który od trzydziestu minut mówił jak najęty. Bała się, że zaraz się zapowietrzy albo, że krew przestanie dopływać mu do mózgu.

– Lawrence, stop. Chwila, moment – przerwała.

Lawrence popatrzył na nią z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.

– Za szybko? Nie zrozumiałaś czegoś?

Parsknęła cicho i wywróciła oczami.

– Wow, w końcu się domyśliłeś. Brawo. – Zaczęła klaskać.

Popatrzył na nią z lekkim oburzeniem.

– Nie rozumiesz, że Voss zabił człowieka w tej rezydencji? Nie przejął się tym, że ktoś mógłby usłyszeć tą piłę albo krzyki tego chłopaka. On wypytywał o Charlesa. Co jeżeli się czegoś domyśla?

– Nie tylko ciebie to niepokoi – wyznała.

Sięgnęła po czarny notes, który położyła na szafce. Zaczęła szukać długopisu, który zaplątał się gdzieś w kołdrze.

– Czekaj, pomogę ci – zaproponował.

Pandora nauczyła się, że to nic złego, gdy ktoś jej w czymś pomaga. Na razie przekonywała się do tego tylko w kwestii Lawrence'a, ale i tak robiła postępy, co uważała już za spory sukces.

Farrington podniósł się z łóżka, złapał za rogi od kołdry i zaczął ją trzepać, dzięki czemu w końcu odnalazł się długopis, który spadł na podłogę. Długo szukanie nie trwało. Zostawił kołdrę w spokoju i podszedł sięgnąć po długopis, który po chwili wrócił do Pandory.

– Dziękuję – szepnęła.

– Nie ma za co, żonko.

– Chyba wolę jak nazywasz mnie...

– Pani Farrington? Tak, mi też się podoba. – Uśmiechnął się łobuzersko.

– Czemu nie pozwoliłeś mi dokończyć? – otworzyła notes i przekartkowała na pustą stronę.

Usiadł na łóżku i popatrzył na nią usatysfakcjonowany. Udało mu się ją nieco wyprowadzić z równowagi, a to jemu bardzo się podobało.

– Bo czytam ci w myślach i wiem co chciałaś powiedzieć, proste.

– Jasnowidz od siedmiu boleści – wymamrotała pod nosem.

– Ej, usłyszałem to! – roztrzepał jej włosy.

Zaśmiała się, co go zadowoliło. Właśnie o to mu chodziło. Żeby się śmiała i korzystała z tych beztroskich chwil. Za każdym razem, gdy nie udawała i stawała się sobą, odczuwał dumę.

– Skupmy się na pracy. Na głupoty przyjdzie pora – poprosiła.

Lawrence zamierzał złapać ją za słówka.

– Czyli potem ty też robisz z siebie głupka? Nie tylko ja?

Pandora już miała zapisać w notesie kilka informacji, ale zamarła, gdy dotarło do niej co powiedział mężczyzna. Zacisnęła wargi w cienką linię. Wkopała się.

Cursed Game Where stories live. Discover now