ROZDZIAŁ 23

561 23 17
                                    

Dwa dni przed ich weselem Lawrence zaplanował dla nich cały dzień. Nieco zdystansowali się od rodziny Vossów, co dobrze im zrobiło. Co prawda, rozmawiali najwięcej z Laylą, to ona była ich głównym celem i nie mogli jej do siebie zrazić. Nie zapomnieli o słowach Aidena. Pamiętali, że w każdym momencie młoda Voss może gadać na nich i zdawać relacje rodzicom. Nie wiedzieli tylko jednego. Czy Layla robiła to z własnej woli, a może została na tyle zmanipulowana? Ta jej niewinność równie dobrze mogła mieć drugie dno. Głębsze podłoże niż im się wydawało.

Koleiny raz zamierzali zwiedzać Rzym. Nie musiał aż tak długo przekonywać Pandory. Od momentu, gdy opowiedziała mu o swojej przeszłości zbliżyli się do siebie, a Lawrence'a napawało to ogromnym szczęściem.

Jedną z atrakcji zaplanował na późniejszą godzinę, aby było bardziej widowiskowo, a przede wszystkim magicznie. Tracił dla niej głowę. Gdy ktoś robił jej krzywdę, nie bał się zareagować. Gdy miała zły humor, starał się żeby na jej twarzy zagościł szczery uśmiech. Robił wszystko, co w jego mocy, żeby poczuła się tak po prostu szczęśliwa. Chciał, aby u jego boku śmiała się ile wlezie, aż zacznie ją boleć brzuch. Tak niewiele, a dla niego cholernie dużo.

Czekał na nią w samochodzie. Westchnął ciężko. Albo robiła to specjalnie, albo faktycznie tak długo suszyła włosy. Wystukiwał palcami znany tylko przez siebie rytm na kierownicy. Kilka kosmyków włosów osunęło się na skronie bruneta. Przegryzł wewnętrzną część policzka, zerkając co i rusz w stronę drzwi od rezydencji. Czuł, że jeszcze trochę i ugotuje się w tym zasranym samochodzie.

Ten moment przypominał mu scenę z komedii romantycznej. On czekający na swoją żonę, która pindrzy się nie wiadomo ile, jakby miała spotkać na mieście Harry'ego Stylesa czy innego przystojnego piosenkarza. Parsknął pod nosem na samą myśl o tym.

Odetchnął z ulgą, gdy dostrzegł zmierzającą w kierunku auta Pandorę, która włosy spięła w koka, a na siebie założyła bordową, zwiewną i krótką sukienkę, która nieco odsłaniała dekolt. Wyglądała jak zawsze niesamowicie pięknie. Każdego dnia dostrzegał jeszcze więcej szczegółów na ciele i na twarzy kobiety, a przez to zachwycał się nią bardziej.

– No co tak na mnie patrzysz? – zapytała, gdy wsiadła do samochodu.

– Dłużej nie mogłaś? – popatrzył na nią wymownie.

Pandora wywróciła oczami, popatrzyła na siebie w lusterku i odparła:

– Wiesz co, pójdę jeszcze zrobić siku.

Lawrence'owi podniosło się ciśnienie.

– Nie ma mowy. Nie będę czekał na ciebie kolejną godzinę.

– Widzę, że dzisiaj to ty robisz za marudę – wymamrotała pod nosem.

– Tak, bo prawie się ugotowałem w tym samochodzie.

Obdarzyła go spojrzeniem pełnym kpiny i rozbawienia w jednym.

– Ale ty wiesz, że nie musiałeś w nim siedzieć? Mogłeś pochodzić po ogrodzie. Nie myliłam się, nazywając cię idiotą.

– Skończmy ten temat.

– Muszę do łazienki – skonfrontowała.

Nagle zaczęła się wiercić na fotelu. Lawrence zamknął na chwilę oczy. Liczył w myślach do dziesięciu. Wredna zołza. Moja ulubiona wredna zołza.

– Masz wrócić za pięć minut – powiedział stanowczo.

– Tak, jasne. Nawet nie mrugniesz i już będę. – Wysiadła z samochodu, a drzwi zostawiła już otwarte.

Cursed Game Where stories live. Discover now