꧁༺ 𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 2 ༻꧂ Zamykamy drzwi przeszłości

232 7 36
                                    





                 ꧁༺༻꧂

   Zawsze myślałam, że jestem esktrowertyczką. Sądziłam, że jestem wycofana, że tylko podpieram ściany i obserwuję ludzi. Co złego jest w obserwacji? Nic. Lubiłam ten tryb życia. Byłam przekonana, że jestem cichą, spokojną i wycofaną dziewczyną do czasu aż nie odkryłam ciszy w sobie.

Lubię ciszę. Po kłótni z powietrzem, po kłótniach z samą sobą, doceniam ciszę i ten tryb, który nigdy nie był dziwny.

Mogę być dla kogoś światłem lub mrokiem. Ktoś może mnie odbierać inaczej niż ja siebie odbieram.

Pamiętam, słowa pewnej dziewczyny w szpitalu. Zapytałam się wtedy o to, jak mnie widzi. Odpowiedziała, że jestem radosną, promienistą dziewczyną, która szuka swojej drogi. Czas w szpitalu bez mamy, był ciężki, ale poradziłam sobie. Musiałam iść na wyrównanie cukrów.

W prowincji Foggi we Włoszech zawsze świeciło słońce. Tylko bezchmurne niebo trzymało się nad moją głową. Tak, jakby pogoda dawała mi znak, żebym miała uśmiech na ustach. Odpowiednia porcja witaminy D od słońca, faktycznie utrzymywała mnie w dobrym nastroju.

Siedziałam na balkonie i obserwowałam tutejszy krajobraz. Przede mną rozlewało się morze, plaża, turyści. Słyszałam śmiech dzieci. Ich rodziców. Nade wszystko byłam przekonana, że nie wszyszcy ludzie na plaży i w strojach, kąpielowych czują się komfortowo.

Społeczeństwo było okrutne. W Stanach i tutaj w Europie. Człowieczeństwo oceniało siebie nawzajem po jednym spojrzeniu. Młode dziewczyny głodziły się i robiły sobie krzywdę. Nie jadły i nie piły. Chłopców też to dotyczy. Więc... do czego to doszło na świecie?

Błękit nieba był spokojny. Nie widziałam ani jednej chmurki. Natomiast słońce posiadało własny żar. Mówią, że żar leje z nieba, ale gdy przyjdzie wielka chmura, nagle czujemy ulgę, a przecież nadal widać sfery niebieskie.

Poprawiam się na krześle i wpatruję w papier, bo cholera obiecałam się, że będę pisać na papierze, a nie od razu wszędzie chodziła z laptopem. Uśmiecham się na myśl o moich bohaterach i czuję się, jakbym była w innym świecie... Może minimalnie podobnym do tego.

  — Dzień dobry — zobaczyłam Jeremiego z kubkiem kawy w dłoni. Właściwie z dwoma kubkami.

— Ty już na nogach?

Nikomu nie powiedziałam, że czytałam książkę od piątej rano aż do samego śniadania. Tak się wciągnęłam w akcję, że nie chciało mi się spać.

Poprawiłam kitkę. Miałam mocniejsze włosy, z czego bardzo się cieszyłam.

  — Chciałam popisać o poranku... — ukradkiem spojrzałam na smartwatcha. Miałam cukru 150 i dochodziła godzina jedenasta.

Jestem na nogach od sześciu godzin.

Chłopak podszedł bliżej z błogim uśmiechem na pełnych ustach. Dosiadł się do kawowego stolika, na którym leżały moje teksty. W momencie gdy wyciągnął wolną dłoń, po notes zalany kawą i kartki zabrodzone jedzeniem, uderzyłam go lekko.

  — Czego szukasz, panie ciekawski?

  — Nie sądziłem, że będziesz taka nie miła rano, Violet — roześmiał się głośno.

Lubił słuchać moich wierszy, ale przecież czytałam je wczoraj.

Jego oczy błądziły po mojej twarzy i wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać do wypowiedzi. Chwilę go ignorowałam, próbując napisać choć jedno zdanie. Bałam się, że po tym, jak napisałam tyle rozdziałów w domu, teraz będę miała blokadę twórczą. Och, tak. Zbliża się.

Dobrze jest być samymWhere stories live. Discover now