꧁༺Rozdział 24༻꧂motyl i posąg

25 4 20
                                    

  #DJBSwattpad #SUNNYwtt     

Rozdział 24 jest podzielony na trzy części
Miłego czytania                                                                                               ꧁༺༻꧂

        Remember, when you lost in darkness

Look for the light

    Kiedyś, gdy czułam się gorzej, uciekałam do najmroczniejszych zakamarków mojego domu i siedziałam tam, bezczynnie, ze słuchawkami na uszach. Próbowałam wygłuszyć złe myśli i zachowywać się tak, jak gdyby one nie istniały i nie tliły mi się po głowie. Zdarzało się, że siedziałam w swoim pokoju przy zasłoniętych zasłonach i po ciemku. Leżałam na łóżku, ze słuchawkami na uszach.

Bo zawsze gdy nadchodziły złe dni, włączyłam okres przetrwania.

   Nie wymagałam od siebie za wiele, jakby mała aktywność fizyczna była dla mnie męczarnią. Mało się ruszałam w złe dni, ponieważ aktywność fizyczna, kojarzyła mi się tylko ze spalaniem kalorii. Nie miałam wtedy ochoty na wzięcie prysznica, chciałam tylko jakoś przetrwać i w końcu zdjąć te słuchawki.

   Później poszłam na terapię. Nagle ranę, która zdążyła już się zagoić, ponownie otworzono. Z każdymi detalami, które wychodziły z moich ust, robiło mi się coraz słabej. Miałam arytmię serca i nie mogłam złapać tchu. Zaczęłam prowadzić notes, który odtąd towarzyszył mi zawsze.

Terapeutka powtarzała mi, żebym znalazła sobie jakąś pasję, dzięki której przeleje emocje na papier. Przysłowiowy papier był dokumentem tekstowym w komputerze, gdzie wkraczałam bezpowrotnie w fikcyjny świat. 

Miałam słuchawki na uszach i byłam w tym mieście  książki. Wczuwałam się w każdą scenę, w emocje bohaterów i czułam wszystko, co było związane z książką i historią. Często dawałam tam małe szczególiki z mojego życia, przez co czułam się przywiązana do bohaterów i wizja zakończenia pisania, wprawiała mnie w dziwny niepokój i dyskomfort.

Wiedziałam, że ktoś mi się przygląda, więc zdjęłam słuchawki i swój wzrok utkwiłam w Pasquarellim. Uśmiechał się, jak głupi do sera, a w oczach płonęła mu iskra. Był czymś podekscytowanym i widziałam to. Uśmiechnęłam się, nic nie mówiąc. Podszedł bliżej i oparł dłoń o kant biurka.

— Co się tak szczerzysz? — zapytałam rozbawiona i poprawiłam kosmyk swoich włosów za ucho. Spojrzałam na niego spod rzęs, a on się tak promiennie uśmiechał.

— A co nie mogę? Wakacje są, wszystko na swoim miejscu. Ty tu jesteś.. więc wszystko jest dobrze — wyznał.

Zdawałam sobie sprawę, że niezmiernie się cieszy, że tu przyjechałam, ale nie wiedziałam, że aż tak. Darował mi swoją przyjacielską miłość, miłość brata do siostry... taką miłość do bratniej duszy.

Bratnia dusza inspirowała i nie zazdrościła. Tu nie było zawiści, niezrozumienia i braku szacunku. Jeremi Pasquarelli dawał mi to wszystko, o co walczyłam w każdej relacji przyjacielskiej w Stanach.

Rozmawiając ze mną, patrzył na moją twarz, patrzył mi w oczy, dawał mi całą swoją uwagę i nie obchodziło go, co się działo. Nie rozglądał się, był skupiony na tym, co mówię i obserwował. Moje serce roztapiało się za każdym razem, gdy mówił o jakimś szczególe z mojego życia, bo doskonale pamiętał nawet mały detal.

— Już nie słodź tak, bo się przesłodzisz.

— Już mam pod swoim dachem cukiereczka.

Uderzyłam go lekko w ramię i zaśmiałam się. Nazwał mnie cukiereczkiem, ze względu na cukrzycę. Uśmiechnęłam się, wstałam i przytuliłam się do niego. Słuchałam bicia jego serca, wtuliłam się w klatkę piersiową i poczułam się jak w domu.

Dobrze jest być samymWhere stories live. Discover now