꧁༺Rozdział 11༻꧂Pies, który siedział ze mną w samotności

67 5 12
                                    

Ten rozdział ma specjalną dedykację

Dedykuję go mojemu psu, który codziennie pokazuje wszystkim, jak bardzo kocha swojego człowieka

Bardzo cię kocham, futrzasty maluchu.


                     ꧁༺༻꧂

Dopadła mnie tęsknota za psem. Pakuś w tych godzinach siedział sam w domu. Pewnie piszczał albo spał.

Głaskałam kotka, który dotarł do ogrodu rezydencji mojej cioci. Jeremiego gdzieś wcięło i nie miałam zielonego pojęcia, gdzie pojechał. Wziął tylko z pokoju portfel i zniknął. Wróciłam do rezydencji około czwartej nad ranem i odrazu poszłam spać. Było warto nie spać, ponieważ zobaczyłam kolejną twarz szatyna.

Wczoraj, a właściwie dzisiaj w nocy patrzyłam na kogoś, kto ewidentnie walczył sam ze sobą. Czułam się zrozumiana i on również. Cząstka mnie została na tamtym dachu, gdzie Diego wypalił tylko jednego papierosa. Oczywiście nie wiedział o tej Violet, która potrafiła wypalić pół paczki w jedną noc.

Myślami nadal byłam tam, bo miałam wrażenie, że znalazłam coś, czego szukałam.

Wcześniej, w muzeum, byłam zaskoczona obecnością chłopaka. Po słowach starszej kobiety, chciało mi się śmiać. Cieszyliśmy sie swoim towarzystwem, jakbyśmy byli tam tylko we dwoje i nikt nam sie nie przyglądał. Było magicznie. Ja w czerwonej sukience, z falistymi włosami i on w białej koszuli.

Z letargu wyrwały mnie kroki Scarlett, która chwilę pozniej siedziała obok mnie z lemoniadą. Podała mi napój, sporządzony z pomarańczy i cytryn, zalany zimną wodą. Upiłam łyk, rozkoszując się smakiem.

- Jeremi zaraz wróci. Napisał mi wiadomość.

- Gdzie on się podział? - zapytałam zaciekawiona.

- Musiał coś załatwić. - ciocia uśmiechnęła się tajemniczo.

Podniosłam się ze schodów, postawiłam pustą szklankę na stolik i poszłam się przejść z kobietą na ogród.

Scarlett Pasquarelli kochała wszystko, co związane było z kwiatami i ogrodnictwem. Wiedziałam, że kilka lat temu zrobiła kurs. Od zawsze chciałam otworzyć kwiaciarnię, ale los postanowił, że zajęła się nieruchomościami. Nie narzekała, że nie spełniła swojego marzenia, ale po cichu pragnęła to wszystko rzucić i wrócić do pasji, tym razem już traktując ją jak pracę, w której by się spełniała.

Postanowiłam ją o coś zapytać. Z moją mamą i tatą znała się bardzo długo. Ann pomagała jej podczas rozwodu, zajmowała się jej synem, razem wspierały się jak tylko mogły. Miały też gorsze momenty, tak jak ja z brunetem. Ich przyjaźń przetrwała, dlatego kilkanaście lat później, jesteśmy jak rodzina.

Ogród był przeogromny. Krzaki róż, nie tylko czerwonych. Tulipany w pięciu kolorach. Samozasiejki, małe, niewinne stokrotki. Na jesień pojawiały się tu wrzosy w doniczkach, które znalazły swoje miejsce na werandzie. Były też inne kwiaty, których nazw nie znałam, ale zawsze podziwiałam każdy z osobna, ponieważ były piękne i uwielbiane.

Zauważyłam, że są tutaj również Fiołki. Pamiętałam dobrze, co powiedział Diego o tych kwiatach. Może to Scarlett wie, dlaczego moja mama dała mi właśnie takie, a nie inne imię?

- Zastanawiałam się - szłam za ciocią - Czy może wiesz coś na temat tego, dlaczego właściwie mam na imię Violet? To jest przypadek czy ma coś wspólnego z fiołkami?

- Kochanie... Twoja mama nigdy ci nie mówiła o tamtej historii? - ustała przodem do mnie.

- Jakiej.. tamtej historii?

Dobrze jest być samymWhere stories live. Discover now