Rozdział 24

8.4K 249 312
                                    

                                         ♛ ♛ ♛ ♛
                         Rozdział dwudziesty czwarty
Diego

Moje wnętrze to jedna wielka, czarna plama.

Mój umysł to rozbite szkło, które odbija sie i tworzy przerażajace obrazy. Utrata kontroli nad własnym umysłem sprawia, że czuje sie jak pieprzony obserwator własnego życia, a nie jego uczestnik.

Ból od małego jest moim nieodłącznym towarzyszem, jak cień, który stale towarzyszy mojej egzystencji. Z biegiem czasu, zacząłem stawać się niemal odporny na niego, jakby moje ciało i dusza przyjęły go jako codzienny rytuał.

A teraz ból stał sie moim narzędziem, który mogę stosować na innych, a konkretnie dla własnych celów. Już od najmłodszych lat sprawianie bólu innym ludziom dostarcza mi pewnego rodzaju satysfakcję.

Lubię to.
Tak po prostu.

Zawsze miałem wrażenie, ze gdy sprawiam komuś ból lub bawię sie kogoś uczuciami, to mam nad nim całkowitą władze. Mam wtedy kontrole nad życiem takiej osoby. A kiedy sie boją, to ja sie tym rozkoszuje.

W dzieciństwie rzadko płakałem. Każda kropla była przypomnieniem, że słabość jest niedopuszczalna. Wychowano mnie w przekonaniu, że okazywanie emocji to oznaka słabości. Każdy przejaw bólu i złości był u mnie karany, więc ukrywałem je za maską obojętności. Dlatego nauczyłem się wyłączać emocje, a ostatni raz płakałem, gdy miałem 2 lata.

Nawet na pogrzebie matki nie uroniłem łzy.

— Wpierdol mu jeszcze raz, Diego - krzyknął Caleb.

Tak jak powiedział, tak to zrobiłem. Z impetem, uderzyłem go z całej siły w twarz. Jego głowa odwróciła się na bok, a z ust wydobyło sie ciche syknięcie.

Jego twarz wyraża ból. Jest obity, a na jego policzku widnieje sporych rozmiarów siniak. Jego spojrzenie jest pełne gniewu i frustracji, a krew, która spływa mu z nosa, nadaje temu obrazowi jeszcze wyrazistszy wyglad.

Nawet to mnie nie ruszało.

W momencie, gdy mu przywaliłem, nie zastanawiałem się, czy to sprawiło mu ból. Moje emocje wzięły górę i nie było miejsca na współczucie. W tej jednej chwili, wszystko inne przestało mieć dla mnie znaczenie, jak zawsze. Liczy sie tylko wyładowanie napięcia, a on mnie wkurwił.

Caleb i Asher trzymali go, więc jego ciało było całkowicie bezwładne.

— No, to jak będzie? - chwyciłem jego brody, a on spojrzał na mnie z zaciśniętą szczeka. Po chwili opluł mnie, przez co przymknąłem powieki.

— Pierdolcie się.

Wytarłem dłonią ślinę i ścisnąłem jego policzki. Byłem wkurwiony. Cholernie. Krew we mnie wrzała, a wszystkie emocje wybuchły w jednym, pierdolonym momencie. Gdy opluł mnie, w moim wnętrzu rozgorzał płomień złości.

— Jeszcze jeden taki numer, a stracisz zęby, jebany chuju.

— O co wam chodzi? - zapytał z wyraźnym bólem.

— Fikasz - podsumował Caleb. - Nie będziesz sie w szkole stawiać. Będziesz robił, to na co mamy ochotę.

— Właśnie gnoju - syknął London.

— Za kogo wy sie uważacie, co?

Uklęknąłem przed nim.

— Za kogoś, kim Ty nigdy nie będziesz. Jesli wchodzimy to nas witasz z uśmiechem. Mówimy co masz zrobić, to Ty to robisz. A głównie to milczysz. Zrozumiano? Spróbuj jeszcze raz numeru, by przeciwstawiać kogoś w szkole, to skończy sie to dla ciebie źle.

Desire Revealed Where stories live. Discover now