4. Początek remontu.

3.7K 181 85
                                    

Valentina's POV:

Nie wiedziałam, że wybieranie koloru ściany może być tak uciążliwe. Naprawdę. Nie byłam, nie jestem, i nigdy nie będę artystyczną duszą, więc mi to wisiało jaki odcień brązowego będziemy mieć na naszych czterech ścianach.

Ale April stojącej przede mną z próbkami brązu w odcieniu mleka z kawą, oraz orzechowego najwyraźniej nie było to obojętne. Od godziny chodziłyśmy po sklepie budowlanym w poszukiwaniu wszystkiego, co zamieni naszą klitkę w przyjemne miejsce do spania. Oparłam ramiona na jeżdżącym wózku, pchając go za energiczną blondynką.

– No i który? – zapytała niecierpliwie po dłuższej chwili, podczas jakiej myślałam o wszystkim tylko nie o właściwym wyborze barwy. Stała jak posąg, trzymając dwie próbki na twardym kartonie przed swoją twarzą. Skrzywiłam się, wyliczając w głowie który z nich wybiorę.

– Nie krzyw się.

– Nie krzywię się. – prychnęłam, opierając dłoń na biodrze. – Wybieram ten po prawej.

– Czyli złocisty orzechowy? – upewniła się, również wpatrując się na plakietkę.

– No. Chyba. – potwierdziłam, zaciskając usta w jedną, cienką linię gdy wyraz twarzy April nie zanosił nic dobrego.

– Mogłabyś przynajmniej udawać, że cię to interesuje. Czuję, że tylko ja z naszej dwójki staram się upiększyć ten pokój.

Z moich ust wymksnęło się ciche jęknięcie. April została wychowana w domu, w którym o uczuciach mówiło się na głos, i co najlepsze było się słuchanym. Rodzice wpajali jej, że wyrażanie swoich niezadowoleń jest dobre, od dziecka potrafiła wymówić swoje zdanie na głos. W domu rozmawiali o uczuciach, o smutkach i innych bzdetach. Dopóki nie wysłali jej do szkoły dla nieokiełznanych nastolatek, więc coś pomiędzy poszło nie tak. Ale jej ta nauka została w głowie, więc do tej pory pierdoli mi coś o swoich potrzebach i uczuciach. Na szczęście, robi to bardzo rzadko.

– No, mnie to osobiście tak bardzo nie kręci jak ciebie. – przyznałam, chcąc już się położyć do łóżka. Po całym tygodniu intensywnego studiowania i wykładów nie chciało mi się łazić po głupim sklepie z wszechobecną wonią drewna i metalu.

April ignorując moją uwagę, włożyła do wózka dwie duże puszki farby. Moje powieki powoli stawały się ciężkie, więc swobodnie opadały na moje oczy nie zostawiając mi innego wyjścia niż trzymanie ich w miejscu. Nawet nie zdążyłam się przebrać po zajęciach. Ciężkie, czarne martensy spowalniały moje kroki. Czarne, lecz prześwitujące rajstopy chyba na dobre zrosły się z moją skórą, co mogłam też powiedzieć o ciasnej spódniczce. Za to długa, skórzana kurtka i gruby, biały sweter pod nią otulały mnie jak ciepły koc. Gdybym tylko mogła oprzeć się na jeden ze ścian...

– Będziemy jutro malować. Nie mamy praktycznie zajęć. – odparła, sprawdzając coś na telefonie z dużą jasnością ekranu.

– Mhm. – mruknęłam z głową ponad chmurami, marząc o ciepłej kołdrze.

– Może pomogą nam koledzy June. Zadzwonię do nich wieczorem.

– Mhm.

– Albo nie, mogę napisać teraz. Nie wiem, czy mam numer do wszystkich. – westchnęła. – Mam Hudsona, do niego napiszę. No Sama też mam. Najwyżej napiszę do June żeby przekazała też to Ivanowi.

– Mhm.

– Do Christiana też napiszę. W szóstkę pójdzie nam o wiele szybciej.

– Mhm. – niezdolna do szybkiego wyłapania imienia, które w normalnych okolicznościach sprawiłoby że z prędkością światła bym się nie zgodziła, w tej sytuacji po prostu wymruczałam zgodę.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now