24. Świąteczny obiad.

3K 221 93
                                    

Christian's POV:

Święto Dziękczynienia głównie spędzało się z rodziną. Ktoś musiał poświęcić się w kuchni, by przygotować kilkanaście dań na wielkim stół. Resztkami z tego dnia objada się przez kilka następnych.

Nigdy nie przykładałem dużo uwagi temu świętu. Nigdy nie powodowało to u mnie większego szczęścia. Zwykła kolacja z rodzicami, którzy nawet nie wysilili się, by przygotować indyka, tylko nakazali to robić gosposi.

Nie cieszyło mnie to, dopóki nie wiedziałem, że spędzę w tym roku Dziękczynienie z Valentiną. I z innymi też. Ale głównie z nią.

– Myślicie, że June zrobiła zapiekane ziemniaczki? – odparł z ekscytacją Ivan, trzymając blaszkę z dyniowym ciastem.

– Ja czekam na indyka. – dodał Hudson z pięcioma puszkami bitej śmietany w łapskach. Mówiliśmy mu, że mamy się ubrać w miarę elegancko. Stwierdził, że robimy go w chuja, i tylko on ubierze się schludnie, podczas gdy reszta będzie w wygodnych ciuchach.

Dlatego teraz stał w dresach jak ostatni wieśniak, podczas gdy ja ubrałem białą koszulę, a Ivan czarną.

Nasz Dzień Dziękczynienia był dzień wcześniej, niż ten oficjalny. Głównie z tego powodu, że June wyjeżdżała do swoich rodziców, tak samo jak Penny z Hudsonem. Mnie zaprosiła Marianne, a reszta pewnie też wyjeżdża gdzieś na święto. Skorzystałem z okazji, by zjeść jej cudowne ciasto czekoladowe.

– To sobie czekaj. Ja od razu idę do makaronu z serem. – uśmiechnąłem się do zamkniętych drzwi, bo nikt nie chciał nam ich otworzyć. Jedną ręką podtrzymywałem szklaną brytfankę z lekko spalonymi piankami na warstwie pełnoziarnistych herbatników.

– Ta, i myślisz, że z marszu dostaniesz porcję makaronu. – parsknął Ivan, odwracając się w moją stronę, i pukając palcem w swój prawdopodobnie pusty łeb. – Musisz wycierpieć głodny do kolacji, żeby serio móc się nią delektować. – ujął swoje słowa w poetycki ton.

Spojrzałem na niego z uniesioną brwią. Zresztą, nie tylko ja.

– To zdanie było co najmniej niepokojące. – mruknąłem, widząc jego wzruszenie ramionami.

– Jesteś jakiś pierdolnięty. – dopowiedział Hudson, już w mniej eleganckim stylu dobierając sobie słowa. – Ciebie mama w budzie dla psa trzymała do kolacji?

– Hudson, ogarnij się. – pokiwałem głową, udając poruszonego jego słowami. – Przecież na kolację też tam siedział.

– Zaraz wsunę wam ten placek prosto w dupę, i będziesz go... – zaczął zirytowany Ivan, ale kłódki w drzwiach zaczęły się otwierać, a w progu stanęła June.

– Hej, chłopaki.

– June! – krzyknęliśmy chórem. Szczęśliwa spojrzała na desery w naszych rękach. Przesunęła swoją drobną sylwetkę w czerwonej sukience na bok, by wpuścić nas do mieszkania.

– Przynieśliście strasznie dużo słodyczy. Tuż przed meczem. – skomentował Sam, przechodząc przez korytarz.

Cała nasza trójka jednocześnie przewróciła oczami.

– Drogi Samuelu, zamknij mordę. – fuknął Ivan, wchodząc do jego mieszkania. – Słodycze na Święto Dziękczynienia są najlepszą częścią.

– Szczególnie, gdy mama trzyma cię w budzie. – zażartował Hudson, powodując, że zdziwiona June zmarszczyła brwi.

– Moja groźba o placku jest jeszcze aktualna. – dodał mój najlepszy przyjaciel.W mieszkaniu June i Sama pachniało pieczonym mięsem, zapiekankę, i Bóg wie czym jeszcze.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now