6. Za mało wódki, za dużo emocji.

3.4K 170 53
                                    

Sprawy się lekko skomplikowały.

I zdałem sobie z tego sprawę dopiero siedząc w areszcie. Tuż po zrobionych nam zdjęciach policyjnych do kartoteki.

I znów miałem siedemnaście lat, siedząc w areszcie za zmasakrowanie samochodu kijem do bejsbola.

Przynajmniej miałem szansę porównać komisariat policji w Waszyngtonie, oraz w Seattle. Wygląd na pewno wygrywa drugie miasto, ale policjanci wydawali się wrednymi chujami w porównaniu do moich ulubionych stróży prawa z rodzinnego miasta. Tutejsi robili sobie przynajmniej mniej żartów z mojej rozciętego łuku brwiowego, który powoli przestawał tak cholernie boleć.

Ivan siedział koło mnie, niezbyt przejęty odpoczywaniem na metalowej ławce. Prawie spał, ale ciągle mlaskanie pączkiem po drugiej stronie krat definitywnie go od tego odciągało. Miał podbite oko, trochę spuchniętą wargę, i być może moją krew na bluzie.

– Christian, co ty kurwa... – zaczął ściskając krwawiący nos. Był przerażony i zszokowany jednocześnie.

Rozmasowałem obolałą pięści, słysząc za plecami chichoty polaczone z szeptami.

– Jak widać jestem jasnowidzem. – warknąłem, sarkastycznie się uśmiechając. – I mogę nim zostać jeszcze raz, widząc jak traktujesz inne dziewczyny.

– Boże, wyluzuj. Tylko ją dotknąłem. – skurwysyn od razu wiedział do czego mam problem. – Nawet nie zacząłem się z nią bawić.

– Źle ci się oddycha prostym nosem? – zapytałem z uśmiechem, kierując w jego stronę rozpędzoną pięść, która została zatrzymana tuż na starcie.

– Stary, odpuść. Mogą wezwać gliny, to kapusie. – odparł cicho Ivan, rozglądając się na boki. Nasza widownia stale się powiększała, jakbyśmy prowadzili przedstawienie dla rozrywki. W sumie, może i to właśnie robiliśmy.

– Macie może jakiś problem? – ktoś z jego znajomych pchnął mnie do tyłu, a drugi chłopak odepchnął Ivana. Mój przyjaciel uderzył w lampę, która następnie upadła roztrzaskując żarówkę w drobny mak.

– Nadal masz problem z glinami, Ivan? – zapytałem sarkastycznie, widząc jak strzela palcami w ułożonych pięściach.

– Ani trochę. – odpowiedział, rzucając się na jednego z nich.

– Tak myślałem. – uniosłem lewy kącik ust, zamaszystym ruchem zaczynając bójkę dwóch na czterech.

I kogoś najwidoczniej dotknęło to w zazdrosną dupę, że mimo mniejszej liczebności wpierdoliliśmy im tak, by mogli żuć gumę jedynie palcami, więc zadzwonili po psy z donosem dotkliwego pobicia. Więc przyjechali, zburzyli imperium imprezy bractwa, zawinęli nas jako głównych inicjatorów bójki, i odjechali by niby skończona posiadówka mogła być jeszcze kontynuowana.

– Czy może pan przestać tak głośno, kurwa, mielić tego pączka? – wypalił, ściągając brwi. Głucha cisza przygniotła moje zaspane ciało.

Policjant prychnął sarkastycznym śmiechem. Wgryzł się w donuta z różową polewą, oraz czarną posypką. Rozłożył nogi na swoim biurku, czerpiąc czystą radość z patrzenia na obitych szczeniaków. Pijanych, trzeźwiejących, naprutych trawką szczeniaków.

– Uważaj na język. – ostrzegł Ivana, jaki faktycznie niezbyt dobrze dobrał słownictwo do swojego odbiorcy. Byliśmy jeszcze pod wpływem marihuany oraz alkoholu więc ciężko było, szczególnie jemu, odnaleźć prawidłowe słowa.

– Niech pan też uważa na swój, bo po tych dźwiękach jakie wydaje byłbym trochę zaniepokojony. – odgryzł mężczyźnie z łysiną na głowie, sam opierając się na zimnej ścianie z ciemniejącym siniakiem pod okiem.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now