14. Więcej braci, więcej problemów.

3.3K 178 119
                                    

W stanie kompletnego zamroczenia, zadzwoniłem do Ivana by powiedzieć mu, że nagle muszę wyjechać do Waszyngtonu. Na dzień, nie dłużej. Byłem w takim oszołomieniu, że nawet nie mogłem racjonalnie wytłumaczyć tego, dlaczego to zrobiłem. Po prostu uznałem, że Ivan musi wiedzieć. Często dostawał ode mnie znać, szczególnie w sytuacjach gdy byłem w tarapatach, albo potrzebowałem pomocy by w nie nie wpaść.

Nie było go w mieszkaniu, szwędał się po mieście, albo był na siłowni. Akurat wtedy, gdy potrzebowałem by tu był.

W międzyczasie próbowałem spakować najpotrzebniejsze rzeczy, choć wszystko w tym momencie wydało mi się zbędne. Automatycznie wepchałem w sportową torbę jeden zestaw ciuchów, choć w domu czekała na mnie połowa szafy wypchana ubraniami.

– Ale wszystko jest okej? – zapytał zaskoczony moim drżącym głosem. – Coś się stało z Suzie?

Nie miałem zamiaru mu mówić, że Suzie czeka z obcymi mężczyznami, dopóki nie przywlokę swojej dupy z Seattle.

– Nie... znaczy tak. – przejechałem dłonią po napiętej twarzy. – Powiem ci, gdy wrócę. Na razie sam to muszę ogarnąć, średnio wiem o co jej chodziło, gdy do mnie zadzwoniła. Gdyby ktoś pytał, powiedz że pojechałem na chwilę do domu.

– Stary, może pojadę z tobą. – odpadł zmartwiony. Na co dzień był tym zabawnym śmieszkiem, ale gdy przychodziło do poważnych spraw, zmieniał się w najbardziej odpowiedzialnego przyjaciela, jakiego znałem. – Nie brzmisz, jakbyś mógł podejmować teraz jakiekolwiek poważne decyzje.

– Dam radę. Dzięki. – odpowiedziałem, wypuszczając zbyt długo przetrzymywane w płucach powietrze. Wepchnąłem portfel do kieszeni płaszcza, który jeszcze wisiał na obracanym fotelu.

– Dawaj znać, czy żyjesz. Bo będę dzwonić na policję.

Nie żartował. Nawet, gdybym teraz tego chciał.

– Dobrze, wyślę ci wiadomość gdy wysiądę z samolotu.

– A znajdziesz jakiś na ostatnią chwilę?

– Urok osobisty, i pieniądze załatwią wszystko. Muszę kończyć, cześć. – powiedziałem, szukając swoich dokumentów po szafkach zagraconych nieznanymi papierami.

– Powodzenia, w jakimkolwiek gównie jesteś teraz zakopany. Bo na pewno jesteś. – powiedział, i rozłączył się bez pożegnania.

Uczucie mdłości nie opuszczało dolnej części mojego brzucha. Mimo że władowałem w niego wcześniej proteinowe śniadanie, to i tak czułem jakby żołądek powoli zżerał moje wnętrzności. Wątpiłem, że to z głodu.

Gdy dziesięć minut później ubierałem ciepły płaszcz, przeglądając w tym czasie opcjonalne loty, usłyszałem pukanie do drzwi. Nie miałem siły na przewracanie oczami, choć domyślałem się, kto mógł stać za nimi stać. Zmartwiony Ivan, który nawet wepchnie się w luk bagażowy, gdyby zabrakło dla niego miejsca. Od początku wątpiłem, że posłucha się moje prośby, i odsunie się od całej tej sprawy, której nawet nie znał w całości.

Ja też jej nie znałem w całości.

Westchnąłem, otwierając drzwi. Mogłem domyślić się, że to nie był Ivan, ale mój przegrzany mózg zapomniał, że on też był współwłaścicielem tego mieszkania. Nie musiał pukać.

– Ivan, co ja ci... – zacząłem, ale w drzwiach nie stał wspomniany brunet, a brunetka.

Słowa ugrzęzły mi w gardle.

– Jadę z tobą. – powiedziała stanowczo, ledwo dysząc. To, i czerwone policzki wskazywały na to, że musiała tu biec. A więc siedzieli z Ivanem w kawiarni, i podsłuchała naszą rozmowę. – Do Waszyngtonu.

My Broken ArtistWhere stories live. Discover now