Prologue

995 31 4
                                    

On tego nie zrobił.

Jak na czwartkowy wieczór komisariat Hunter Falls wydawał mi się dziwnie spokojny, gdy jeden z policjantów prowadził mnie w kierunku pokoju przesłuchań. Wrażenie, że ogromny kamień opadł mi na klatkę piersiową niespełna godzinę temu, nie opuszczało mnie nawet teraz. Powolnym krokiem podążałam tuż za ramieniem mężczyzny, który prawdopodobnie próbował ze mną rozmawiać. Przez cały ten czas jednak czułam się, jakbym oglądała to przedstawienie z boku, będąc zaledwie pobocznym widzem. Jego słowa nie docierały do mojego umysłu.

Uniosłam na niego spojrzenie dopiero wtedy, gdy przysunął się bliżej, starając się zasłonić mnie swoim szerokim ciałem. Byłam zbyt pochłonięta wewnętrzną sprzeczką, by zrozumieć wtedy, że zasłaniał gapiom widok na mój oszpecony krwią podkoszulek. Chyba powinnam czuć ulgę, że nie należała ona do mnie, jednak nie miałam nawet odwagi zerknąć na ubranie. Widok ten przywoływał do mojej głowy obrazy, które, choć zdawały się odległą historią, były wspomnieniem sprzed dwudziestu minut. A może trzydziestu. Przestałam liczyć, gdy zobaczyłam jego oddalającą się sylwetkę.

Może gdybym nie była tak zepsuta, w jakiejś odległej rzeczywistości mogłoby nam się udać.

Wypuściłam drżący oddech z płuc, starając się odgonić narastający we mnie wybuch. Mogłam mieć pewność, że to do mnie wróci jak cholerny bumerang. Szloch, który usłyszało zapewne pół miasteczka, a jednak nie zdołał go zatrzymać. Dusiłam się łzami, prosząc, by mnie z tym nie zostawiał.

- Przepraszam, Chi. Wiesz, że nie byłem dobry - powiedział mi wtedy. A ja zrozumiałam, że po raz pierwszy mu uwierzyłam, choć powtarzał mi to od dawna. Teraz mogłam już tylko być wściekła na siebie, bo go nie posłuchałam. A wszystko, co wydarzyło się później i to, co dopiero miało się wydarzyć, było niezaprzeczalnie moją winą.

- Wszystko w porządku? - Pytanie policjanta sprawiło, że oderwałam się na moment od poczucia winy, które infekowało mój umysł z każdą kolejną sekundą.

Jakby się nad tym głębiej zastanowić, nic nie było w porządku. Jak mogłoby być? Gdy stąd wyjdę, nie będę miała nic. Straciłam dziś szansę na lepsze jutro dla Lou, a po kolejnym wschodzie słońca odbiorą mi nadzieję i ostatnią namiastkę szczęścia. Będąc szczerym, sama do tego doprowadzę.

- Tak. - Mój niewyraźny i żałośnie słaby szept przerwał ciszę, gdy mężczyzna usiadł naprzeciw mnie. Jego wzrok był współczujący, jednakże stanowczy. Oparł ramiona na blacie niestabilnego stolika, który nas dzielił, jakby chciał mi pokazać, że poświęca mi całą swoją uwagę. Nie miałam co do tego wątpliwości, skoro poza nami pomieszczenie było całkiem puste.

Pozostało mi zatem przyglądać się szarej powierzchni zimnych ścian, gdy zadawał mi pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Przeszło mi nawet przez myśl, że jemu by się one spodobały. Uwielbiał szary kolor, prawie tak samo jak uwielbiał mnie. Ale tego wieczoru już nic nie będzie takie samo.

Ace Douglas mnie znienawidzi za jedyną prawdę, którą odważę się powiedzieć.

Zacisnęłam szczękę, gdy poczułam, jak przy głębszym wdechu drży mi klatka piersiowa. Rozpacz powoli zalewała mi krtań, choć żadna łza nie ośmieliła się przyozdobić mi policzka. Na to było już za późno. Żałowałam tylko, że nie mogłam cofnąć czasu, bo chciałabym mu coś powiedzieć, zanim odszedł. Nie byłoby to pożegnanie, bo nie byłam na nie gotowa.

Miałam do niego ostatnią prośbę.

Nie marnuj czasu na tęsknotę za mną.

Niestety nigdy jej nie usłyszał.

- Co łączyło cię z Charlesem Hamiltonem? - Pytanie wypowiedziane przez policjanta było pierwszym, na którym zdołałam skupić myśli. Wodząc nieobecnym spojrzeniem po oddzielającym nas stoliku, wybierałam którą prawdę wypowiem.

- Jest lekarzem mojej siostry. Musiałam omówić z nim szczegóły zbliżającego się zabiegu, bez obecności Louise. Nie chciałam jej stresować, jest taka bystra - mówiłam z delikatnym uśmiechem, choć ledwo byłam w stanie unieść kącik ust. Kłamstwa były nieznośnie męczące, zwłaszcza gdy trzeba je wszystkie zapamiętać.

- Czyli nie wiesz kim mógł być sprawca, bądź co nim kierowało?

Wybieram półprawdę.

- Chciałabym wiedzieć, jakie pobudki nim kierowały. Co siedziało w jego głowie. Nie mam jednak pojęcia, jaki miał motyw. - Na moment zamilkłam, dając sobie czas na przemyślenie słów, które miały paść z moich ust. - Ale wiem, kim był.

Mężczyzna pochylił się bliżej, jakby moje słowa przerosły jego oczekiwania. Wyraźne zaskoczenie gościło na jego lekko zmęczonej upływem czasu twarzy. Z uwagą pochłaniał każde moje kłamstwo, każdą prawdę i półprawdę.

Przez myśl mi przeszło, że Charles Hamilton zasłużył na los, który go spotkał, może nawet na gorszy. Jednakże nie było na tym świecie osoby, która miałaby odwagę mu to udowodnić.

A w szczególności nie ja.

Słowa, które wypowiedziałam chwilę później, były pożegnaniem. Naszym pierwszym, aczkolwiek nie ostatnim.

- Sprawcą był Ace Douglas.













vea.

My Tainted LiarWhere stories live. Discover now